• PL
  • EN
  • szukaj

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców otworzył biuro w Brukseli

    27.09.2017

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców otworzył biuro w Brukseli

     

    Otwarcie przedstawicielstwa ZPP miało miejsce 26 września br. w Brukseli. Polskie firmy MŚP mogą wreszcie,  bezpośrednio monitorować i bronić naszych interesów w Unii Europejskiej.  To szczególny okres dla polskich przedsiębiorców z uwagi na zmiany zachodzące w architekturze Unii i całkiem nowe zagrożenie dla polskich firm. 

    Uroczystość odbyła się w Hotelu Sofitel Place Jourdal. ZPP reprezentował: Cezary Kaźmierczak – Prezes ZPP, Marcin Nowacki – Wiceprezes ZPP oraz Agata Boutanos – Dyrektor Przedstawicielstwa ZPP w Brukseli. Wśród zaproszonych gości, byli m.in. Pan Ambasador Polski przy Unii Europejskiej Jarosław Starzyk oraz Pan Poseł Zdzisław Krasnodębski.

    W czasie głębokich przemian strukturalnych i dyskusji o przyszłym kształcie rynku europejskiego, w tym rynku pracy,  polscy przedsiębiorcy muszą w Brukseli trzymać rękę na pulsie” – zauważył Cezary Kaźmierczak, Prezes ZPP. 

    Zasadniczym zadaniem nowo powstałego biura jest reprezentowanie interesów sektora przedsiębiorstw, działających w Polsce. Priorytetem będzie skuteczniejsze wpływanie na kształt unijnych przepisów jeszcze na etapie wstępnych dyskusji, a nie jak to bywało w przeszłości, po zatwierdzeniu stanowisk innych państw. ZPP liczy również na bliską współpracę z innymi zagranicznymi organizacjami pracowniczymi w Brukseli na rzecz budowy silnych koalicji.

    ZPP w ramach działań w obrębie Unii Europejskiej deklaruje:

    • stałą obecność w dialogu z interesariuszami procesu decyzyjnego,
    • wsparcie dla członków ZPP w realizacji europejskiej agendy,
    • pozycjonowanie długofalowe i komunikację,
    • organizację dedykowanych wydarzeń, debat i szkoleń.

    “Polskie organizacje stają się stałym elementem naszej dyplomacji w Brukseli. Bardzo liczymy na współpracę z ZPP” – powiedział Ambasador Polski przy Unii Europejskiej, Jarosław Starzyk. 

    Małe i średnie firmy od dłuższego czasu zwracały uwagę polskim dyplomatom i euro-parlamentarzystom na konieczność aktywniejszego udziału w dialogu z unijnymi instytucjami. Biuro ZPP od dziś aktywnie będzie zabiegać o szersze spojrzenie na interesy Polski  i polskiej gospodarki – z perspektywy przedsiębiorców.

    Jak zauważył Poseł Zdzisław Krasnodębski – „Aktywność polskich firm i przedsiębiorców w Brukseli jest niezwykle ważna dla budowy naszej pozycji w Unii Europejskiej.”  

    Ze swojej strony Dyrektor Przedstawicielstwa ZPP w Brukseli, Agata Boutanos  deklaruje gotowość współpracy ze wszystkimi polskimi instytucjami i firmami, które widzą potrzebę wsparcia na forum unijnym.

    Dane naszego brukselskiego biura pojawiły się na stronie Stałego Przedstawicielstwa Rzeczpospolitej Polskiej przy Unii Europejskiej w Brukseli: http://bit.ly/2wULTFp

    ***

    Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego dołączył do ZPP

    13.09.2017


    Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego (PZPPF) to kolejna organizacja branżowa, która zasiliła szeregi ZPP. 
     

    PZPPF powstał w 2012 r. i zrzesza największych krajowych producentów leków. Co drugie opakowanie leku na polskim rynku pochodzi z fabryk członków PZPPF, którzy zatrudniają bezpośrednio ponad 20 tys. osób, a pośrednio generują 100 tys. miejsc pracy związanych tylko z produkcją.

    Poprzez swoje działania Związek stara się tworzyć korzystne otoczenie biznesowe i prawne dla rozwoju przemysłu farmaceutycznego w Polsce. Aktywnie uczestniczymy w pracach organów rządowych i parlamentarnych wpływając tym samym na proces legislacyjny i przyczyniając się do kształtowania regulacji dla branży.

    PZPPF jest członkiem międzynarodowej organizacji zrzeszającej producentów leków generycznych – Medicines for Europe.

    Stanowisko ZPP ws. propozycji Komisji Europejskiej dot. dyrektywy o pracownikach delegowanych

    Warszawa, 12 września 2017 r.

     

    STANOWISKO ZWIĄZKU PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW W SPRAWIE WNIOSKU KOMISJI EUROPEJSKIEJ W ZAKRESIE REWIZJI DYREKTYWY 96/71/WE PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO I RADY

     

    W artykule 3 ust. 3 Traktatu o Unii Europejskiej, ustanowiony został wspólny rynek wewnętrzny, który – zgodnie z dokładnym brzmieniem przepisu – działać ma na rzecz rozwoju Europy, opartego o zrównoważony wzrost gospodarczy, stabilność cen oraz wysoką konkurencyjność. Przepis ten został w swój sposób skonkretyzowany w artykule 26 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, zgodnie z którym rynek wewnętrzny obejmuje obszar bez granic wewnętrznych, w którym jest zapewniony swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału. Artykuł 56 TFUE z kolei wprost zakazuje ograniczania swobody świadczenia usług wewnątrz Unii Europejskiej w odniesieniu do obywateli Państw Członkowskich mających swe przedsiębiorstwo w Państwie Członkowskim innym niż państwo odbiorcy świadczenia. W dalszych artykułach rozdziału dotyczącego usług przeczytać można m.in., że Państwa Członkowskie winny dokładać starań w celu zliberalizowania usług w zakresie wykraczającym poza zobowiązanie wynikające z odpowiednich dyrektyw, o ile ich ogólna sytuacja gospodarcza na to pozwala. Analogicznie, wprost stwierdzono również, że w celu zapewnienia liberalizacji określonej usługi Parlament Europejski i Rada przyjmują dyrektywy. Wszystkie przytoczone przepisy stanowią ramy dla funkcjonowania unijnego rynku wewnętrznego – i w każdym z nich podkreślona jest rola albo swobody przepływu usług, albo konkurencyjności, albo liberalizacji przepisów. Swoboda świadczenia usług jest dla rynku wewnętrznego tak kluczowa, że w istocie poświęcono jej osobną dyrektywę (2006/123/WE, tzw. dyrektywa usługowa). Jej celem miało być m.in. uproszczenie procedur administracyjnych dotyczących usługodawców oraz wspieranie współpracy pomiędzy krajami UE. Głównym jednak postanowieniem dyrektywy jest umożliwienie przedsiębiorcom rozpoczęcia działalności w innych krajach Unii Europejskiej, na zasadzie funkcjonowania na wspólnym rynku, w uproszczony sposób i na warunkach równych z rodzimymi przedsiębiorcami. W preambule do dyrektywy usługowej przeczytać można wiele argumentów świadczących o tym, że swoboda przepływu usług jest dla Unii Europejskiej i jej rozwoju kluczowa. Pozwala ona bowiem na zwiększenie konkurencyjności na rynku usług, co jest bardzo istotne przy wspieraniu wzrostu gospodarczego i tworzeniu miejsc pracy. Wskazano na to, że bariery na rynku wewnętrznym dotykają przede wszystkim małych i średnich przedsiębiorców, którzy chcieliby świadczyć usługi w państwach innych, niż swoje. Ostatecznie, co jest kluczowe w kontekście dalszych rozważań, stwierdzono również że wolny rynek zobowiązujący Państwa Członkowskie do znoszenia ograniczeń w transgranicznym świadczeniu usług, oznacza dla konsumentów większy wybór i lepszą jakość usług po niższych cenach. Między innymi te kwestie wymieniono jako największe zalety swobodnego przepływu usług na wspólnym rynku Unii Europejskiej.

    Warto pamiętać o tym, że postulat drastycznego zmniejszenia liczby barier w przepływie usług wewnątrz UE, spotkał się z entuzjazmem dużej części Państw Członkowskich. Nie wszystkie były temu jednak przychylne. Słynne stało się pojęcie ukute przez Philippe de Villiersa, ówczesnego eurodeputowanego z ramienia Francji, który stwierdził, iż projekt dyrektywy liberalizującej świadczenie usług na wspólnym rynku w tak daleko idący sposób, jak wówczas zakładano, pozwoliłby polskiemu hydraulikowi czy estońskiemu architektowi świadczyć swoje usługi we Francji, za wynagrodzenie obowiązujące w kraju ich pochodzenia, co jego zdaniem byłoby próbą zniszczenia francuskiego modelu gospodarczego i socjalnego. Reakcje na te słowa były gorące, a ostatecznie – mimo sprzeciwów przedstawicieli części Państw Członkowskich – dyrektywę usługową uchwalono, choć w nieco ograniczonym kształcie. Warto pamiętać jednak o przytoczonych słowach – świadczących o ewidentnie protekcjonistycznym podejściu do gospodarki niektórych państw Unii Europejskiej, co de facto wyklucza możliwość zaistnienia w pełni wspólnego rynku, oraz o niebywałym przywiązaniu do własnego „modelu gospodarczego i socjalnego”, z reguły opartego o wysokie pozapłacowe koszty pracy i dokuczliwy klin podatkowy.

    Obawa niektórych państw „starej Unii” przed konkurencją ze strony gospodarek mniejszych, ale dynamicznie rozwijających się, wydaje się być zrozumiała, natomiast nie można nie zauważać, że stanowi ona poważną przeszkodę w dalszej integracji gospodarczej Unii Europejskiej i kształtowaniu wspólnego rynku. Temat ten znów stał się aktualny, tym razem w kontekście propozycji Komisji Europejskiej w sprawie rewizji dyrektywy 96/71/WE dotyczącej delegowania pracowników.

    Zgodnie z art. 2 ust. 1 dyrektywy, pracownikiem delegowanym jest pracownik, który przez ograniczony okres wykonuje swoją pracę na terytorium innego Państwa Członkowskiego, niż państwa w którym zwyczajowo pracuje. Artykuł 3 dyrektywy z kolei stanowi o warunkach zatrudnienia pracownika delegowanego. Zgodnie z nim, pracownicy delegowani mają mieć w Państwie Członkowskim, w którym wykonują pracę, zapewnione m.in. maksymalne okresy pracy, minimalne okresy wypoczynku, czy też minimalne stawki płacy, wraz ze stawką na nadgodziny. Z treści dyrektywy, wspartej orzecznictwem TSUE, jasno wynika, że pojęcie minimalnego wynagrodzenia może być w tym kontekście rozumiane wyłącznie tak, jak jest to określone w krajowych przepisach, czy układach powszechnie obowiązujących.

    Dwa wymienione wyżej przepisy są kluczowe w kontekście omówienia propozycji Komisji Europejskiej, ponieważ to do nich odnoszą się najgroźniejsze jej elementy.

    Po pierwsze, Komisja Europejska proponuje wprowadzenie do treści dyrektywy artykułu 2a. Zgodnie z nim, gdy zakładany lub rzeczywisty okres delegowania przekracza 24 miesiące, za państwo, w którym wykonywana jest normalnie praca, uważa się państwo członkowskie, na którego terytorium delegowany jest pracownik. W przypadku zastępowania pracowników delegowanych wykonujących te same zadania w tym samym miejscu, brać się ma pod uwagę łączny okres delegowania danych pracowników w odniesieniu do pracowników, których rzeczywisty okres delegowania wynosi przynajmniej sześć miesięcy. Propozycja Komisji Europejskiej stoi w całkowitej sprzeczności z całą konstrukcją delegowania pracowników jako taką. Główną cechą delegowania pracowników jest bowiem jego tymczasowość – trudno jest oczywiście zdefiniować, jakie są dokładnie jej granice, w każdym jednak razie, nie sposób okroić jej do jakkolwiek sztywno określonych ram czasowych. Pracowników deleguje się bowiem w różnych branżach, do różnych zadań i do realizowania różnego rodzaju przedsięwzięć, spośród których jedne są mniej czasochłonne, a inne bardziej. Z tego też powodu, ustanowienie tak sztywnych ram czasowych, uznać należy za bezzasadne i sprzeczne z całą ideą regulacji dotyczących delegowania pracowników. Stanowisko takie jest zbieżne z orzecznictwem TSUE – w wyroku w sprawie C-215/01 Schnitzer, Trybunał orzekł wprost, że usługi w rozumieniu TFUE mogą obejmować różne rodzaje usług, o zróżnicowanym charakterze, również takie, które świadczone są przez bardzo długi okres (np. kilka lat). Z tego też względu, niemożliwe jest odgórne ustalenie a priori ram czasowych wykonywania usługi. Sensowność wprowadzania do dyrektywy artykułu 2a o takiej treści, jest wątpliwa również  z innego powodu. Przyjęta jest już bowiem tzw. dyrektywa wdrożeniowa do dyrektywy 96/71/WE, czyli dyrektywa 2014/67/UE. W ramach jej artykułu 4 ustęp 3 wyraźnie zaadresowano kwestię „tymczasowości” pracy w innym Państwie Członkowskim, wypisując szereg kryteriów, które brane są pod uwagę przy ocenie, czy z taką tymczasowością w danym przypadku mamy do czynienia. W dyrektywie wdrożeniowej nie określono zatem ścisłych granic czasowych do delegowania, posłużono się bardziej pojemną treściowo i abstrakcyjną metodą sformułowania kilku przykładowych przesłanek, które świadczyć mogą o tymczasowości wykonywania przez pracownika pracy w innym Państwie Członkowskim. Jasno określone jest, że przy takiej ocenie uwzględnia się wszystkie elementy faktyczne cechujące taką pracę i sytuację danego pracownika, w tym w szczególności między innymi: fakt, że praca jest wykonywana przez ograniczony okres w innym państwie członkowskim; datę rozpoczęcia delegowania; fakt, że pracownik jest delegowany do innego państwa członkowskiego, niż państwo, w którym lub z którego wykonuje swoją pracę; fakt, że po zakończeniu wykonywania pracy lub usług, do wykonania których został delegowany pracownik wraca do państwa członkowskiego, z którego został delegowany, lub ma w tym państwie ponownie podjąć pracę; charakter działalności. Z tego też powodu, jako że ścisłe określenie czasu, w którym mówić można o „tymczasowości” pracy pracownika delegowanego w innym Państwie Członkowskim, ale również z uwagi na fakt, iż kwestia kryteriów oceny danego stanu faktycznego została szczegółowo opisana w dyrektywie wdrożeniowej, wprowadzanie do treści dyrektywy o pracownikach delegowanych artykułu 2a w treści proponowanej przez Komisję Europejską, wydaje się być niemożliwe do zaakceptowania.

    Drugą kluczową zmianą proponowaną przez Komisję Europejską, jest zmiana artykułu 3 dyrektywy, który określa wymagania dotyczące warunków zatrudnienia pracownika delegowanego. Główną osią sporu dotyczącego tego przepisu jest kwestia wynagrodzenia. Do tej pory, na mocy art. 3 ust. 1 dyrektywy, pracownikowi delegowanemu przysługuje minimalna stawka płacy, wraz ze stawką za nadgodziny, obowiązująca w Państwie Członkowskim, w którym wykonywana jest praca. Dla celów dyrektywy, pojęcie minimalnej stawki płacy jest definiowane przez prawo krajowe danego Państwa Członkowskiego, albo przez jego praktykę. W propozycji Komisji Europejskiej zapisano, by pracownikom delegowanym gwarantowane było ustalone prawem lub układem zbiorowym wynagrodzenie wraz ze stawką za godziny nadliczbowe, przy czym dla celów dyrektywy przez „wynagrodzenie” rozumieć by się miało wszystkie elementy wynagrodzenia obowiązkowe na mocy krajowych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych, układów zbiorowych lub orzeczeń arbitrażowych, które zostały uznane za powszechnie stosowane lub, w przypadku braku systemu uznawania układów zbiorowych lub orzeczeń arbitrażowych za powszechnie stosowane, innych układów zbiorowych lub orzeczeń arbitrażowych w Państwie Członkowskim, na którego terytorium pracownik jest delegowany. Zmiana w tym zakresie jest zatem znacząca. Propozycja Komisji Europejskiej zakłada bowiem zmianę gwarancji „minimalnego wynagrodzenia za pracę” na gwarancję zapewnienia „wynagrodzenia” obejmującego wszystkie składniki wynagrodzenia obowiązujące w danym Państwie Członkowskim. Jest to zmiana, której – jak się wydaje – nie można zaakceptować z punktu widzenia troski o konkurencyjność na wspólnym rynku europejskim. Dotychczasowe warunki delegowania pracowników i gwarantowane wynagrodzenie minimalne, stanowiło wystarczające zabezpieczenie socjalne pracowników. Jednocześnie, regulacja ta uwzględnia fakt, iż poszczególne Państwa Członkowskie cechują się różnym poziomem rozwoju społeczno-gospodarczego, a przecież m.in. właśnie od tego zależy wysokość wynagrodzeń. Jednym z głównych argumentów wspierających propozycję Komisji Europejskiej, jest powoływanie się na tzw. “dumping socjalny”. Według opinii Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, dumping socjalny oznacza sytuację, w której tańsi pracownicy z jednego Państwa Członkowskiego, zajmują miejsca pracy mieszkańców drugiego Państwa Członkowskiego. Niezależnie jednak od podejścia, chodzi tu o układ, w ramach którego niżej opłacani pracownicy, czy dostawcy usług, mają wypierać z rynku  rodzimych pracowników w danym Państwie Członkowskim. Sugerowanie, że dotychczasowe regulacje dot. pracowników delegowanych doprowadzają do pojawiania się dumpingu socjalnego, są nieprawdziwe. Przede wszystkim, pamiętać należy o skali zjawiska. Pracownicy delegowani to niespełna 1 proc. siły roboczej w całej Unii Europejskiej. Ponadto, wbrew pozorom, wcale nie jest tak, że pracownicy delegowani to wyłącznie pracownicy pochodzący z biedniejszych państw UE i wykonujący pracę w państwach bogatszych. Oczywiście najwięcej pracowników delegowanych pochodzi z Polski, ale już drudzy w kolejności są Niemcy, a trzeci – Francuzi. Ponad 1/3 przepływu pracowników delegowanych odbywa się z państw zamożnych do tych równie zamożnych. Według badań Instytutu Bruegla, nieprawdziwe jest również przekonanie, że pracownicy delegowani z Europy Środkowo-Wschodniej zaniżają stawki, wykonując pracę za wynagrodzenie mniejsze, niż minimalne określone w prawodawstwie Państwa Członkowskiego. Argumenty, które używane są w celu poparcia propozycji Komisji, są zatem na wielu płaszczyznach zwyczajnie nieprawdziwe. Zjawiska „dumpingu socjalnego”, o ile można w ogóle przyjąć jego istnienie w skali jakkolwiek zasługującej na uwagę, nie można wiązać z zagadnieniem delegowania pracowników, ponieważ pracownicy delegowani wykonują pracę za stawki wyższe, niż minimalne wynagrodzenie w danym państwie, a ich przepływ odbywa się w dużej mierze pomiędzy wysoko rozwiniętymi, zamożnymi państwami. Dodatkowo, niesłuszne jest przytaczane często stwierdzenie, jakoby zróżnicowanie stawek wynagrodzenia pracowników pomiędzy poszczególnymi Państwami Członkowskimi, stanowiło element nieuczciwej konkurencji części z nich. Jest to normalny element budowania przewagi konkurencyjnej, a do tego prawo ma każdy przedsiębiorca funkcjonujący na jakimkolwiek rynku. Jak wynika z wcześniejszych rozważań – jednym z celów wspólnego rynku europejskiego jest zapewnienie konsumentom dostępu do coraz lepszych usług w niższych cenach. Może się tak stać jedynie wskutek zachowania warunków swobodnej konkurencji pomiędzy poszczególnymi przedsiębiorcami. Niemożliwa do zaakceptowania jest z kolei sytuacja, w której części przedsiębiorców, pochodzących z łatwych do zidentyfikowania w tym przypadku regionów Europy, odmawia się możliwości wykorzystania swoich przewag konkurencyjnych względem ich odpowiedników z innych państw. Propozycja Komisji Europejskiej uderza zatem nie tylko w istotny element wspólnego rynku, czyli zasadę swobody świadczenia usług, ale także w pewną konkretną grupę przedsiębiorców, ponieważ część graczy na rynkach zachodnich nie jest w stanie konkurować z nimi cenowo. Analogiczna, choć odwrotna, sytuacja istnieje przecież w branży handlowej – międzynarodowe sieci handlowe, wykorzystując efekt skali, również konkurują ceną z lokalnymi sklepikami i sieciami, które często tę walkę przegrywają. O inicjatywach mających na celu ograniczenie wykorzystywania przewag konkurencyjnych tychże sieci nie słychać (to dobrze, ponieważ istotą wspólnego rynku są równe reguły gry i swobodna konkurencja), mimo – a być może właśnie dlatego – że najgorętsi orędownicy rewidowania dyrektywy o pracownikach delegowanych to jednocześnie często państwa pochodzenia tych sieci. Nie sposób zatem nie zauważać, że w podejściu generalnym mamy tu do czynienia ze swojego rodzaju hipokryzją, polegającą na protekcjonistycznym podejściu do własnej gospodarki, przy jednoczesnym wspieraniu ekspansji – z wykorzystaniem każdej możliwej przewagi konkurencyjnej – własnych przedsiębiorstw w ramach gospodarek innych Państw Członkowskich. Takie podejście nie może stać się obowiązującą w Unii Europejskiej normą, ponieważ stoi w sprzeczności z podstawami wspólnego europejskiego rynku.

    Jak wyżej wspomniano, pracownicy delegowani stanowią niewielką część siły roboczej w skali całej Unii Europejskiej. Jednocześnie, ograniczanie swobody konkurencji poprzez obwarowywanie delegowania pracowników dodatkowymi regulacjami, wywrzeć może bezpośredni, punktowy wpływ na ściśle określone gałęzie gospodarki i grupy przedsiębiorstw. To z Polski delegowanych jest najwięcej pracowników, a największa ich część do pracownicy sektora budowlanego, przemysłu, edukacji zdrowia i prac socjalnych oraz usług. Są to branże, które ewentualne przyjęcie propozycji Komisji Europejskiej odczują wyjątkowo boleśnie. Warto zwrócić jednocześnie uwagę, że propozycja uderza w istocie w cały sektor mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, które nie prowadzą swoich stałych oddziałów w różnych Państwach Członkowskich, i dla których możliwość delegowania pracowników do innych krajów stanowi jedną z niewielu możliwości konkurowania na zagranicznych rynkach. A podjęcie takiej konkurencji w wielu przypadkach warunkuje ich dalszy wzrost i rozwój.

    Całkowicie osobnym zagadnieniem jest z kolei branża transportu drogowego, która w propozycji Komisji Europejskiej bezpośrednio zaadresowana jest jedynie w preambule, gdzie zwrócono uwagę na jej szczególny charakter, trudny do ujęcia w ramy delegowania pracowników. W tym kontekście trzeba zaznaczyć, że pozycja polskich przewoźników na rynku europejskim jest bardzo wysoka – 30 tysięcy przedsiębiorców z branży dysponuje flotą ponad 180 tysięcy pojazdów ciężarowych. Głębokim interesem Polski jest zatem utrzymanie wiodącej pozycji rodzimych przedsiębiorców z tej branży na europejskim rynku.

    Reasumując, przedstawiony projekt zmiany dyrektywy 96/71/WE może prowadzić do ograniczenia swobody konkurencji na wspólnym rynku Unii Europejskiej, poprzez znaczne zmniejszenie możliwości świadczenia usług. W rezultacie, uderza nie tylko w podstawy wspólnego rynku jako takiego, ale również w określone grupy przedsiębiorców z konkretnego regionu Europy.

     

    Fot. thepismire/ na lic. Creative Commons/ flickr.com

    List otwarty do Ministrów Mateusza Szczurka i Jacka Rostowskiego

    Mierzwice, 9 września 2017

     

    Szanowni Panowie

    Jacek Rostowski

    Mateusz Szczurek

    Warszawa

     

    Wielce Wielmożni Panowie Ministrowie,

     

    Dawno do Was nie pisałem. Wręcz się za Wami stęskniłem. Mam nadzieję, że Wy za mną również.

     

    List mój spowodowany jest danymi, które publikuje w ostatnich miesiącach Ministerstwo Finansów, a z których wynika, że w bieżącym roku uda się Morawieckiemu ograniczyć wyłudzenia podatku VAT na okrągłą sumkę 20 miliardów złotych.

     

    Straszny kwas i siara – jak mawia młodzież.

     

    Wielokrotnie, Panowie, nas prostych chamów z polskiego biznesu w białych skarpetkach i kubotach, którzy kołatali do Was w tej sprawie, pouczaliście ze swoich nieosiągalnych wyżyn intelektualnych, to ja proszę pouczcie i teraz – jak to możliwe teraz i jak to było możliwe za Waszych rządów.

     

    Większość tych wyłudzeń miała miejsce w sektorze paliwowym, jak się okazuje. Cłami i akcyzą u Was zajmował się bohater moich niezliczonych wystąpień, wiceminister Jacek Kapica. W zasadzie trudno mi znaleźć miesiąc, w którym w czasie Waszych rządów, nie musiałem się zajmować tym ancymonem.

     

    Jak to jest możliwe, że dziesiątki naszych pism, konferencji i raportów pozostało bez odpowiedzi? Jak to jest możliwe, że skargi do Was na Kapicę – kierowane były do odpowiedzi do niego. Jak to możliwe, że zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa Prokuratury umarzały lub nie wszczynały postepowań.

     

    Jak to jest możliwe, że z faceta, któremu między palcami przepływało 20 miliardów rocznie, czyniliście bohatera „walki z nieuczciwymi przedsiębiorcami” (oczywiście z polskiego sektora MSP). Walczył owszem – próbował wykończyć polską branże instalatorów szaf przesuwnych, podstępnie zmieniając interpretację podatkową, bez zmiany prawa i naliczając podatki 5 lat wstecz czy też wykończył cały polski sektor skażania alkoholu na cele przemysłowe – a w tym właśnie czasie, oczywiście na zasadzie całkowitego braku koincydencji zdarzeń – z Ukrainy wjechały setki pociągów ze „skażonym” alkoholem, zwolnione z VAT, jako „towar nigdzie indziej niesklasyfikowany” – jak to szczegółowo opisał w raporcie NIK.

     

    Do jego osiągnięć należy też stworzenie największej w Europie, gigantycznej szarej strefy tytoniowej, przez bezrozumne podnoszenie akcyzy na tytoń. (Nota bene chyba doczekał się kontynuatorów, którzy chcą powtórzyć jego sukces tym razem w branży papierosów elektronicznych).

     

    Z publikowanych obecnie danych wynika, że w czasie Waszych rządów, grupy przestępcze buchnęły Polakom co najmniej 160 miliardów z VAT. Czy możecie Panowie wyjaśnić skąd Wasza wieloletnia ochrona dla tego Pana i zezwolenie na jego działalność? Byłbym wdzięczny też za krótkie info ile w tym czasie jak złodzieje tirami wywozili z Polski pieniądze dostał pochwał i premii finansowych.

     

    Jego imię zdecydowanie nie powinno być zapomniane. Szczególnie w kręgach wymiaru sprawiedliwości.

     

    O nic Was nie oskarżam – ale myślę, że jesteście nam winni wyjaśnienie dlaczego byliście głusi na nasze apele i nic z tym nie robiliście. A wręcz przeciwnie – z trzewi KPRM kiedyś dowiedziałem się, że atakuje Kapicę na zlecenie jakieś mafii, z którą on rzekomo walczy. No to dzisiaj widzicie, jak walczył. 160 miliardów – bójcie się Boga.

     

    Łączę należne wyrazy,

    Cezary Kaźmierczak

    Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego dołączył do firm zrzeszonych w ZPP

    8.09.2017

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców powiększył się o 550 firm. Do grona naszych Członków dołączył Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego. Umowę podpisano na Kongresie Transportowym w Tęgoborzy.

    Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego powstał w 2002 r. z inicjatywy przewoźników, dążących do ograniczenia problemów, które miały wpływ na sprawność wykonywania ich działalności. Obecnie jest jedną z intensywniej działających organizacji walczących o prawa polskich przewoźników.

    Jedną z aktywności podejmowanych przez OZPTD jest działalność szkoleniowa, posiadamy ośrodki szkolenia na terenie całego kraju. Partnerem OZPTD są również Zakłady Doskonalenia Zawodowego.

    Poniżej fotorelacja z Kongresu Transportowego w Tęgoborzy, w którym wzięli udział Cezary Kaźmierczak, Prezes ZPP oraz Marcin Nowacki, Wiceprezes ZPP.

     

    Raport ZPP: Im lepsze regulacje i instytucje, tym zamożniejsze i lepsze państwo. Stworzenie raju dla MSP polskim sposobem na awans cywilizacyjny

    6.09.2017

     

    Im lepsze regulacje i instytucje, tym zamożniejsze i lepsze państwo. Stworzenie raju dla MSP
    polskim sposobem na awans cywilizacyjny

     

    Polska ma realne szanse na polepszenie swojej pozycji konkurencyjnej względem innych państw. Może stać się jednym ze światowych liderów i dogonić zamożne gospodarki, jeśli postawi na szeroko zakrojone działania deregulacyjne, przebudowę systemu podatkowego, naprawę sądownictwa i prowadzenie sprawnej polityki gospodarczej. Takie wnioski płyną z raportu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) pt. “Wpływ otoczenia instytucjonalno-prawnego na jakość państwa. Polska rajem dla MSP”, który został zaprezentowany na XXVII Forum Ekonomicznym w Krynicy-Zdroju.

    Polska w dalszym ciągu pozostaje krajem średnio zamożnym. Mamy jednak potencjał do zwiększenia przewagi konkurencyjnej. W tym celu należy położyć szczególny nacisk na poprawę otoczenia instytucjonalnego i prawnego biznesu. Dla przedsiębiorców kluczowe jest wprowadzenie usprawnień w zakresie rozstrzygania spraw w sądach i skonstruowanie przejrzystego systemu podatkowego – powiedział Jakub Bińkowski, sekretarz Departamentu Prawa i Legislacji ZPP, autor raportu. – Proszę zauważyć, że państwa zajmujące jedne z czołowych pozycji w rankingu najzamożniejszych krajów świata pojawiają się również na najwyższych lokatach w zestawieniach mierzących jakość życia, regulacji i systemu podatkowego – dodał ekspert.

    Z analizy takich zestawień jak Human Development Index oraz „rankingu najlepszych państw na świecie” US News&World Report oraz firmy Y&R Bav Consulting i Uniwersytety Wharton wynika, że państwa o najlepszych regulacjach i instytucjach są państwami najzamożniejszymi i takimi, w których żyje się najlepiej.

    Proszę zauważyć jak ważna w kontekście budowania lepszej jakości życia w kraju, jest dbałość o dobre warunki instytucjonalno-regulacyjne biznesu. Przekłada się to na wzrost zamożności państwa, a w konsekwencji na wzrost jego ogólnej jakości w innych kategoriach, również tych bardzo luźno związanych z gospodarką. Przykładem takiego kraju jest Dania, która mimo średniej wielkości i niewielkiej liczebności potrafiła zgromadzić bardzo znaczące bogactwo – skomentował Marcin Nowacki, wiceprezes ZPP.

    Z danych przytoczonych w publikacji wynika, że Polska jest państwem średnio zamożnym, w głównej mierze dlatego, że posiada średniej jakości regulacje dotyczące biznesu. W rankingach Paying Taxes i Doing Business Polska zajęła kolejno 47 i 24 miejsce. Odwołując się do bardziej szczegółowych kategorii, takich jak łatwość prowadzenia handlu zagranicznego, Polska wypadła bardzo dobrze, zajmując 1 miejsce. W dalszym ciągu problematyczne okazuje się natomiast rozpoczynanie działalności gospodarczej. Mimo słynnego „jednego okienka” w tym zestawieniu państwo zajmuje 107 lokatę, a w rankingu, który ukazać ma sprawność systemu sądownictwa gospodarczego, Polska uzyskała drugi najgorszy spośród swoich wyników (55 miejsce).

    Wniosek z dzisiejszych rozważań jest następujący – Polska jest państwem średnio zamożnym, w głównej mierze dlatego, że posiada średniej jakości regulacje dotyczące biznesu. Jesteśmy zdania, że przeciętne otoczenie regulacyjne biznesu można i trzeba zmienić w diametralny sposób. Należy wreszcie zaprzestać tuszowania kiepskiego stanu faktycznego, poprzez wprowadzanie kolejnych prowizorycznych poprawek i nowelizacji – powiedział Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP. – Cel wydaje się być oczywisty. Konieczna jest poprawa warunków prowadzenia działalności gospodarczej w naszym państwie. Mamy nadzieję, że rządzący wreszcie to zrozumieją – dodał.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców w swoim raporcie, zaprezentowanym podczas panelu o konkurencji prawno-instytucjonalnej, przedstawił kluczowe rekomendacje w zakresie poprawy otoczenia biznesowego w Polsce. Żeby móc konkurować z innymi państwami na arenie międzynarodowej, a tym samym przyspieszyć proces doganiania najbogatszych państw świata, należy:

    • zdecydowanie poprawić otoczenie instytucjonalno-prawne biznesu – do tego może przyczynić się daleko posunięta deregulacja i usprawnienie postępowań przed sądami, głównie w sprawach z udziałem przedsiębiorców,
    • skonstruować nowy, prosty i zrozumiały dla obywateli system podatkowy,
    • prowadzić sprawną politykę gospodarczą, obliczoną na regulacyjne i administracyjne wspieranie niewielu precyzyjnie wyselekcjonowanych gałęzi przemysłu,
    • praktykować szybkie podejmowanie legislacyjnych reakcji na wszelkiego rodzaju nowinki technologiczne – Polska powinna być miejscem, w którym wynalazcy będą mogli wypróbowywać swoje koncepty w rzeczywistości, co doprowadzi to do automatycznego drenażu mózgów.

    Problemy przeregulowania gospodarki, ciągnących się postępowań sądowych i skomplikowanego systemu podatkowego towarzyszą nam od lat. Jeśli Polska chce dołączyć do grona zamożnych państw, musi obrać radykalny kurs na wzmacnianie swojej konkurencyjności. Postulaty jakie przedstawiliśmy na tegorocznym Forum są realne do wykonania i mogą doprowadzić do gwałtownego wybuchu przedsiębiorczości jaki można było zaobserwować po 1989 roku, wskutek wejścia w życie ustawy Wilczka – podsumował Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP.

    Raport ZPP: Wpływ otoczenia instytucjonalno-prawnego biznesu na jakość państwa. Polska rajem dla MSP 

    WEI w Krynicy o innowacyjnej Polsce

    6.09.2017

     

    WEI w Krynicy o innowacyjnej Polsce

     

    Wypracowanie jednolitej strategii wspierania innowacyjności w Polsce, uproszczenie prawa gospodarczego i podatkowego, w tym stworzenie systemu impulsów podatkowych, przeprowadzenie gruntownej reformy szkolnictwa zawodowego i wyższego oraz rozwój szerokopasmowego Internetu to główne rekomendacje raportu „Polska Innowacyjna” think-tanku Warsaw Enterprise Institute. Podczas XXVII Forum Ekonomicznego w Krynicy o innowacyjności i wsparciu innowacyjnej gospodarki w Polsce rozmawiali podczas panelu zorganizowanego przez WEI przedstawiciele Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, Google Polska oraz Orange Polska.

    Polska na tle większości państw europejskich jest mało innowacyjna. Dotyczy to, zarówno wysoko rozwiniętych gospodarek jak i naszych, często uboższych sąsiadów. Plasujemy się poniżej średniej unijnej pod względem wydatków na badania naukowe, zostajemy w tle, jeżeli chodzi o publikacje w profesjonalnych czasopismach akademickich. Bywa, że problem jest nawet dostęp do szerokopasmowego Internetu, bez którego nie sposób dziś myśleć o rozwoju nowoczesnego biznesu.

    Przygotowany przez WEI raport stał się podstawą do dyskusji podczas panelu „Polska Innowacyjna”, zorganizowanego 6 września w ramach XXVII Forum Ekonomicznego w Krynicy. W spotkaniu wzięli udział Wiceminister KPRM Maciej Małecki, Andrzej Kensbok, Wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., Agnieszka Hryniewicz-Bieniek, Country Director Google Polska oraz Witold Drożdż, Dyrektor Wykonawczy ds. Korporacyjnych Orange Polska.

    Mimo że większość obserwatorów życia gospodarczego dostrzega niebagatelne znaczenie innowacyjności zarówno dla tempa, jak i jakości wzrostu gospodarczego Polski, jej poziom jest w naszym kraju wciąż dalece niezadowalający. Na łamach naszego opracowania można znaleźć opis szeregu barier i czynników powodujących taki stan rzeczy – mówił prowadzący panel Tomasz Wróblewski, prezes WEI.

    Według raportu WEI „Polska Innowacyjna”, bariery innowacyjności w Polsce mają dwojaki charakter – zewnętrzny i wewnętrzny. Wśród tych pierwszych dominują bariery utrudniające prowadzenie działalności gospodarczej, takie jak nieefektywny system sądownictwa czy zbyt niskie poczucie bezpieczeństwa prawnego. Wewnętrzne bariery głównie odnoszą się do obaw przedsiębiorców przed podejmowaniem ryzyka i brak zrozumienia dla wagi innowacji w ich biznesie. Istotnym czynnikiem w ocenie WEI jest również stan polskiego szkolnictwa wyższego i zawodowego oraz problemy utrudniające współpracę uczelni z biznesem.

    Polska ma duży odsetek ludności z wyższym wykształceniem, stosunkowo duże zatrudnienie w przedsiębiorstwach z sektorów innowacyjnych oraz przedsiębiorcze społeczeństwo, często skłonne do podejmowania ryzyka. Nasze słabością to niski poziom wydatków na badania i rozwój, słaba współpraca uczelni z przedsiębiorcami, uwarunkowania regulacyjne niedostosowane do sprawnej komercjalizacji własności intelektualnej, słabe szkoły wyższe oraz niewiele zgłoszeń patentowych – mówił w Krynicy Tomasz Wróblewski.

    W ocenie WEI, zawartej w raporcie „Polska Innowacyjna” konieczne jest:
    • przeprowadzenie gruntownej reformy szkolnictwa zawodowego i wyższego – to od jakości kadr działów B+R, a następnie obsługujących nowoczesne maszyny zależy skuteczne projektowanie i wdrażanie innowacji w polskich przedsiębiorstwach.
    • Wypracowanie jednolitej strategii wspierania innowacyjności w Polsce – model „Polski resortowej”, z którą walczy wicepremier Mateusz Morawiecki, wciąż obowiązuje jeżeli chodzi o interdyscyplinarne działania, z natury obejmujące zróżnicowane obszary i dziedziny życia. Konieczne jest wprowadzenie spójnego modelu wspierania inwestycji, zarządzanego i nadzorowanego przez Ministerstwo Rozwoju.
    • Trzeba stworzyć system impulsów podatkowych, sprzyjających zwiększaniu nakładów na badania i rozwój.
    • Uproszczenie prawa gospodarczego i podatkowego będzie sprzyjało prowadzeniu działalności innowacyjnej, ponieważ znacznie ułatwi zarządzanie firmami. Koncepcja prostej spółki akcyjnej, dedykowanej przede wszystkim start-upom, pozwoli na wprowadzenie do porządku prawnego nowej formy prowadzenia działalności, dostosowanej do potrzeb przedsiębiorstw we wczesnej fazie rozwoju. Należy wspierać to rozwiązanie i doprowadzić do jego uchwalenia.
    • Innowacyjna gospodarka, zwłaszcza w kontekście czwartej rewolucji przemysłowej, wymaga powszechnego dostępu do szerokopasmowego Internetu. Ważne jest zatem, by infrastruktura telekomunikacyjna była w dalszym ciągu rozwijana – jest to w istocie warunek rozwoju innowacyjności w Polsce.

    Raport dostępny jest do pobrania na stronie Warsaw Enterprise Institute: www.wei.org.pl

    Stanowisko ZPP ws. projektu programu dla sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce

    4.09.2017 r.

     

    Stanowisko ZPP ws. projektu programu dla sektora górnictwa
    węgla kamiennego w Polsce

     

    Z zadowoleniem przyjmujemy projekt Ministerstwa Energii pt. „Program dla sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce”, który powinien stanowić początek rzetelnej dyskusji na temat przyszłości sektora górnictwa. Niewątpliwym sukcesem kierownictwa Ministerstwa Energii dokonanym w ostatnich dwóch latach jest notyfikacja blisko 8-miliardowej pomocy publicznej na restrukturyzację polskiego górnictwa węgla kamiennego. Program obejmuje pomoc na pokrycie bieżących strat produkcyjnych kopalń oraz na pokrycie kosztów nadzwyczajnych dla sektora górnictwa węgla kamiennego w latach 2015-2018. Również niewątpliwym sukcesem jest udana restrukturyzacja Jastrzębskiej Spółki Węglowej, największego w Unii Europejskiej producenta węgla koksowego. Tym samym program dla sektora w zakresie węgla koksowego wydaje się być spójny. Odmiennie należy ocenić program dla sektora węgla energetycznego, bowiem został opracowany przedwcześnie przed Projektem Polityki Energetycznej Polski do 2050 r., a tym samym wykluczona jest jego spójność.

    Zasadniczo jedynym odbiorcą węgla energetycznego w Polsce jest krajowy sektor energetyczny. Zdolności eksportowe są bardzo ograniczone ponieważ polskie kopalnie z powodów geologicznych nie są w stanie reagować w odpowiednim czasie na zmiany cen na rynku światowym. Rok temu tona węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) kosztowała ok. 40 dolarów, co było poziomem nieopłacalnym dla polskich kopalń. Dzisiaj cena wynosi ok. 85 dolarów, co jest od 20 do 30 dolarów powyżej poziomu opłacalności polskich kopalń. Jednak zapowiada się, że ta cena w najbliższych miesiącach ponownie spadnie. Niestety udostępnianie nowych frontów wydobywczych, co będzie skutkowało realnym zwiększeniem produkcji, może trwać ok. 2-2,5 roku. Inwestycje z tym związane opiewają na miliardy złotych, a tym samym ich realizacja jest w zasadzie niemożliwa w przewidywalnej przyszłości, w szczególności dla PGG jako dominującego producenta węgla energetycznego, którego sytuacja finansowa jest krytyczna z powodu nadmiernie wysokich kosztów płacowych. Zaniechanie restrukturyzacji Kompani Węglowej i KHW w obliczu dobrej koniunktury na światowych rynkach węgla przez poprzedni rząd doprowadziło do obecnej sytuacji społeczno-ekonomicznej, która wydaje się być bez wyjścia.

    Zapotrzebowanie krajowego sektora energetycznego na węgiel energetyczny jest w dużej mierze zależne od polityki niskoemisyjnej Unii Europejskiej, jak również od światowej polityki klimatycznej, które jest wdrażana na poziomie Unii Europejskiej. Unijna polityka niskoemisyjna i zeroemisyjna wymusza dokonanie znaczących zmian w miksie energetycznym już na początku następnej dekady z uwagi na ograniczenia emisji dwutlenku siarki, tlenku azotu, rtęci i pyłów wprowadzone na podstawie tzw. konkluzji BAT 2020, które ostatecznie będą obowiązywać od sierpnia 2021 roku. Następna generacja konkluzji BAT, która będzie najprawdopodobniej znacznie ostrzejsza, wejdzie w życie najpóźniej na początku lat trzydziestych. Wobec powyższego wytwórcy energii elektrycznej i cieplnej z węgla będą musieli podjąć decyzje czy inwestycje w bardzo kosztowne filtry emisji spalin będą dla nich opłacalne. Do tej pory tylko PGE, Energa, CEZ i Tameh zorganizują odpowiednie przetargi. Wiele wskazuje na to, że szczególnie dla sektora ciepłowniczego, budowa nowych elektrociepłowni gazowych lub kotłów biomasowych będzie pewniejszą inwestycją. Podobnie sytuacja wygląda w sektorze energetyki przemysłowej.

    Ponadto należy podkreślić znaczenie spójnego Zintegrowanego Planu Krajowego w zakresie Energii i Klimatu jako kluczowego dla Komisji Europejskiej dla szybkiej notyfikacji niezbędnych systemów wsparcia dla polskiej elektroenergetyki, w tym tzw. rezerwy strategicznej rynku mocy, który co najmniej do 2025 r. może pozwolić elektrowniom węgla brunatnego i kamiennego na funkcjonowanie w obliczu niezmiernie trudnej transformacji energetycznej. Równolegle sporządzenie dokumentu pt. „Projekt Polityki Energetycznej Polski do 2050 r.” jest okazją do uzgadniania strategii sektora energii zgodnie z projektem SOR. Z powodu ogromnej presji inwestycyjnej w elektroenergetyce i w ciepłownictwie systemowym trzeba zintensyfikować pracę nad tym planem, a koordynacja tego niezwykle istotnego dokumentu powinna być w stałej agendzie KERM.

    Dopiero notyfikacja Zintegrowanego Planu Krajowego w zakresie Energii i Klimatu i z tym związane programy wsparcia polskiej elektroenergetyki pozwalają na oszacowanie zapotrzebowania na węgiel energetyczny w zakresie następnych 10-20 lat. Dużo na to wskazuje, że głównym beneficjentem tzw. rezerwy strategicznej może być węgiel brunatny, ponieważ koszty zmienne (bez kosztów uprawnień do emisji gazów cieplarnianych) dla elektrowni wynoszą od 90-110 zł/MWh. W przypadku najnowszych bloków węglowych, które spalają znacznie mniejszą ilość węgla energetycznego na wytwarzaną MWh, koszty zmienne wynoszą od 130-140 zł/MWh, zaś koszty zmienne istniejących bloków węglowych wynoszą od 145-195 zł/MWh. W związku z tym sytuacja istniejących elektrowni węgla kamiennego w merit order (ranking cenowy) wygląda mało korzystnie, nawet przy założeniu notyfikacji mechanizmu wsparcia w postaci rezerwy strategicznej. Ponadto stałe zwiększenie udziału OZE w miksie energetycznym, szczególnie technologii z niskimi kosztami zmiennymi, jest bardzo istotnym zagrożeniem dla opłacalności inwestycji w filtry emisji spalin.

    Równie istotnym czynnikiem przy obliczaniu zapotrzebowania na węgiel energetyczny są gospodarstwa domowe. Polska do tej pory nie wprowadziła normy emisyjnej dla kotłów węglowych do 1 MW mocy. Z powodu toczącego postępowania przed Europejskim Trybunałem – przeciwko Bułgarii został już wydany wyrok w tym zakresie, ale również z powodu presji społecznej taki stan nie może się utrzymywać w dalszym ciągu. Wiele wskazuje na to, że gospodarstwa domowe będą korzystać z licznych programów wsparcia i zamiast inwestować w nowe kotły węglowe wysokojakościowe tj. klasy V, będą inwestować w pompy ciepła lub kotły na pellet. Obecnie można zaobserwować coraz więcej programów wsparcia w tym zakresie, co dodatkowo zachęca do zmiany instalacji. Ponadto konkurencja cenowa z nisko siarkowym węglem importowym staje się coraz poważniejszym problemem dla polskiego węgla.

    Dwa lata temu w prognozach na 2020 rok wskazywano następujące zapotrzebowanie na węgiel energetyczny: elektrownie zawodowe – 23 mln ton, elektrociepłownie i ciepłownie dla systemów ciepła – 14 mln ton, energetyka przemysłowa – 5 mln ton, gospodarstwa domowe – 14 mln ton. Scenariusz niski projektu „Program dla sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce” przewiduje do 2030 r. dalszy spadek zapotrzebowania: elektrownie zawodowe – 4,3 mln ton, elektrociepłownie i ciepłownie dla systemów ciepła – 1 mln ton, energetyka przemysłowa – 1,7 mln ton, gospodarstwa domowe – 7,4 mln ton.

    W obliczu powyższych zagrożeń i niejasności otoczenia rynkowo-legislacyjnego dla nadchodzącej dekady prognoza zapotrzebowania na węgiel energetyczny bez notyfikacji Zintegrowanego Planu Krajowego w zakresie Energii i Klimatu i z tym związanych programów wsparcia polskiej elektroenergetyki (rynek mocy, kogeneracja, OZE), są w tym momencie zasadniczo niewykonalne.

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców

    Dla członków ZPP

    Nasze strony

    Subskrybuj nasze newslettery