16-12-2013
Już od dawna debata budżetowa nie wywoływała takiego zobojętnienia jak dzisiaj. Dane są dość obiecujące: projekt przyszłorocznego budżetu zakłada blisko 48 miliardów złotych deficytu, wzrost PKB o 2,5 % oraz inflację na poziomie 2,4 %. Bezrobocie na koniec 2014 roku ma wynieść 13,8 procent. Tylko pytanie jak to osiągnąć? Wzrost gospodarczy bierze się ze wzrostu produkcji, aktywizacji przedsiębiorczości i udoskonaleń, a nie podwyżek pensji urzędniczych, czy organizacji kolejnych igrzysk. Bezrobocie spada, kiedy rozwijają się firmy, ale w Polsce, a nie na emigracji. Skala deficytu jest do obronienia, ale nie wtedy kiedy jest zmniejszana poprzez konwersję długu odebranego funduszom emerytalnym na obietnice przyszłych emerytur. Dzisiaj dochody i wydatki budżetowe to raczej zaproszenie do rokowań, niż solidny i racjonalny plan. Bo co zrobi rząd jak jednak PKB nie wzrośnie, bezrobocie nie spadnie, a potrzeby ludzi nie dostosują się do tego, a ich rozbudzone apetyty będę w końcu chciały konsumować ten dobrobyt tu i teraz?
Dzisiaj do prognoz budżetowych używa się wyłącznie inżynierii finansowej. Mają się zgadzać formuły w arkuszach, które nie mają nic wspólnego z tym co dzieje się w realnej gospodarce. Formuła mówi jasno: jeśli brakuje pieniędzy w budżecie, zwiększ wartość procentową stawek podatkowych i innych obciążeń. Działanie się zgadza, ale dziwnie przychody nie rosną.
Ja bym wolał zobaczyć założenia budżetowe w stylu: wzrost ilości podmiotów gospodarczych, spadek obciążeń podatkowych i kosztów pracy, skrócenie procedur administracyjnych, redukcja regulacji prawnych krępujących przedsiębiorczość oraz uproszczenie systemu podatkowego. A wtedy liczby przyjdą same i zamienią się w realne pieniądze w gospodarce.
Gospodarkę tworzą przedsiębiorcy i konsumenci, to oni decydują o ile wzrośnie PKB, a spadnie bezrobocie, choćby nie wiem jak doskonały był model makroekonomiczny. Bez uwzględnienia racjonalności zachowań fryzjera, producenta opakowań, czy przewoźnika, nie zadziała. Jeżeli zwiększycie podatki, to przychód do budżetu wzrośnie, ale w Anglii lub Irlandii.
Mariusz Pawlak
Główny Ekonomista ZPP