• PL
  • EN
  • szukaj

    Rynek apteczny w Polsce 2020

    Warszawa, dn. 23 kwietnia 2020 r.

     

    Sieci apteczne to głównie małe i średnie firmy z polskim kapitałem. W 2019 roku zapłaciły ponad 1,1 mld zł podatków, dwa razy więcej niż apteki indywidualne.

    Według danych polskiej firmy analitycznej PEX PharmaSequence, w lutym 2020 w Polsce działało 359 sieci aptecznych. Jest to spadek o 38 sieci w porównaniu z lutym 2019. 

    Sieci apteczne (za sieć uważa się przedsiębiorstwo posiadające od pięciu aptek w górę) to głównie małe i średnie polskie firmy rodzinne. Według danych liczbowych najwięcej, bo aż 214 z nich, to sieci posiadające od 5 do 9 aptek, kolejne 93 podmioty posiadają od 10 do 19 aptek. 32 sieci posiada od 20 do 49 aptek, 11 sieci posiada od 50 do 99 aptek. Zaledwie 9 sieci posiada ponad 100 aptek na terenie całego kraju. Branża sieci aptecznych w Polsce jest także niezwykle rozproszona – nawet największe z nich mają zaledwie kilkuprocentowy udział w rynku aptecznym.

    Sieci apteczne to także ogromna przewaga kapitału krajowego – zaledwie 5 sieci aptecznych posiada kapitał zagraniczny. Do sieci tych należy 6,7 proc. ogólnej liczby aptek w Polsce. Dzięki pozyskaniu zagranicznych inwestorów, firmy te mogły otworzyć duże i nowoczesne apteki, stwarzając tym samym wiele wysokopłatnych miejsc pracy, dla farmaceutów, techników farmaceutycznych i innych pracowników wspierających polski system ochrony zdrowia.


    Tworzenie się sieci to mechanizm oddolny, wynikający z charakterystyki rynku i zaradności polskich przedsiębiorców. Otoczenie ekonomiczne i regulacyjne na rynku aptecznym jest coraz trudniejsze, więc właściciele aptek, aby mu sprostać, łączą się, poprzez budowę sieci – realnych, wirtualnych, franczyzowych etc. Dzięki temu korzystają z efektu skali oraz zyskują narzędzia nacisku na ogromne, międzynarodowe koncerny farmaceutyczne i hurtownie, które także podlegają podobnym tendencjom konsolidacyjnym. Zyskują polscy pacjenci, którzy mogą taniej kupić leki.

    SIECI APTECZNE TO DOBRZY PODATNICY

    W 2019 roku sieci apteczne wpłaciły do budżetu państwa w formie danin publicznych ponad 1,1 mld złotych, czyli dwa razy więcej niż apteki indywidualne.

    Do grupy danin publicznych płaconych przez apteki zaliczono:

    • Podatek dochodowy PIT od wynagrodzeń pracowników
    • składki ZUS od wynagrodzeń (po stronie pracownika oraz pracodawcy)
    • podatek dochodowy dla aptek indywidualnych
    • Podatek CIT dla aptek sieciowych

    Komentarz ZPP ws. urlopu na Startup

    Warszawa, 12 marca 2020 r.

     

    KOMENTARZ ZWIĄZKU PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW WS. URLOPU NA STARTUP

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców krytycznie ocenia pomysł wprowadzenia urlopu na startup. Uważamy, że tego rodzaju rozwiązanie jest bezcelowe, a w sytuacji, w której firmy będą musiały mierzyć się z ograniczoną dostępnością kadr z powodu zagrożenia epidemiologicznego oraz związanego z nim zamknięcia szkół – może być nawet szkodliwe.

    Z doniesień medialnych i zapowiedzi minister Jadwigi Emilewicz wynika, że urlop na startup ma być jednym z głównych projektów Ministerstwa Rozwoju realizowanych w najbliższym czasie. Koncepcja sprowadza się do wprowadzenia nowej formuły kilkumiesięcznego bezpłatnego urlopu, w trakcie którego pracownik miałby rozpocząć prowadzenie działalności gospodarczej. Pracodawca miałby obowiązek udzielenia takiego urlopu, chyba że zaszłaby jedna z dwóch następujących przesłanek: 

    1. Działalność podjęta przez pracownika miałaby charakter konkurencyjny wobec działalności pracodawcy
    2. Ponad 20 proc. kadry korzystałoby z różnego rodzaju zwolnień.

    Mamy szereg uwag do konstrukcji omawianego rozwiązania. Po pierwsze, trudno jest jasno określić jego cel – nazwa sugerowałaby, że chodzi o stymulowanie powstawania nowych, innowacyjnych przedsięwzięć, prawdopodobnie z zakresu nowych technologii i IT. Jednocześnie, z urlopu będzie można skorzystać rozpoczynając jakąkolwiek działalność, również w najbardziej tradycyjnych sektorach gospodarki. Po drugie, możemy ze stuprocentową pewnością założyć, że ścisłe rozróżnienie działalności konkurencyjnej od niekonkurencyjnej będzie przedmiotem licznych sporów. Numer PKD wskazany jako główny przedmiot działalności nie wydaje się być wystarczającym kryterium, szczególnie w przypadku przedsięwzięć programistycznych, w których wykonywanie tej samej czynności, jednak z wykorzystaniem innego języka programowania, trudno uznać za działalność konkurencyjną.

    Co więcej, trudno jest wskazać jakąkolwiek grupę pracowników, która mogłaby zostać beneficjentem tego rozwiązania, z korzyścią dla gospodarki. Głównym czynnikiem ograniczającym skłonność osób mniej zarabiających do podejmowania ryzyka związanego z rozpoczęciem działalności gospodarczej jest obawa przed czasową utratą dochodu, na którą nie mogą sobie oni pozwolić. Z tego punktu widzenia, kilkumiesięczny bezpłatny urlop nie będzie stanowił dla nich zachęty do otworzenia własnego biznesu. Wydaje się z kolei, że osoby lepiej zarabiające i posiadające pewną „poduszkę finansową” nie potrzebują dodatkowej ochrony, zwłaszcza przy obecnej sytuacji na rynku pracy. Co więcej, dla części z nich urlop na startup może stać się mechanizmem umożliwiającym wymuszenie na pracodawcy udzielenia kilkumiesięcznego bezpłatnego urlopu pod pretekstem rozpoczęcia fikcyjnej działalności gospodarczej.

    Ostatecznie, rozpoczynanie dyskusji o wprowadzaniu tego rodzaju rozwiązań w momencie, w którym przedsiębiorcy będą zmuszeni mierzyć się z negatywnymi skutkami epidemii koronawirusa, wydaje się być skrajnie nieodpowiedzialne. W związku z zamknięciem placówek edukacyjnych (a więc koniecznością zapewnienia opieki dzieciom), incydentalnymi kwarantannami, czy profilaktycznym kierowaniem pracowników do pracy w trybie home office, bieżąca dostępność kadry staje się coraz bardziej ograniczona. Proponowanie w tym czasie rozwiązania, które wpłynie na zwiększenie tego ograniczenia jest kierunkiem całkowicie przeciwnym wobec tego, który – w naszym przekonaniu – obrać powinny działania państwa polskiego wobec szerzącej się pandemii.

     

    Gospodarka w czasach zarazy

    Warszawa, 12 marca 2020 r. 

     

    Gospodarka w czasach zarazy

     

    Pandemia koronawirusa będzie prawdopodobnie najważniejszym wyzwaniem dla gospodarki światowej w tym roku. Już na przełomie grudnia i stycznia gdy informacje o wybuchu epidemii w Chinach zaczęły docierać do zachodniej opinii publicznej, można było podejrzewać, że problem ten szybko stanie się globalny. Interwencja władz ChRL, choć prawdopodobnie spóźniona o klika tygodni, była bowiem tak drastyczna, że tylko niefrasobliwy obserwator mógłby ją zlekceważyć. Niefrasobliwości jednak nie zabrakło. W tym okresie z wyjątkiem władz Tajwanu żaden rząd nie podjął poważnej próby ograniczenia rozprzestrzenienia się wirusa na swoje terytorium. Samoloty latały jak wcześniej, ludzie podróżowali zgodnie ze swoimi planami, zaś wielu komentatorów i polityków – także w Polsce – bagatelizowało chorobę nazywając ją kolejną grypą. Pewien niepokój zaczęły co prawda zgłaszać firmy europejskie obawiające się wstrzymania dostaw z Chin, ale mało kto zakładał, że w Europie czy Stanach Zjednoczonych epidemia przybierze znaczące rozmiary. Pod koniec stycznia szybki wzrost liczby zakażonych nie tylko w Państwie Środka ale i innych krajach azjatyckich, połączony z ostrym hamowaniem gospodarki regionu w wyniku restrykcji administracyjnych próbujących powstrzymać epidemię, zaczęły powoli zmieniać ten obraz. Mleko już się jednak rozlało. Miesiąc później liczba zdiagnozowanych nosicieli wirusa przekroczyła sto tysięcy na całym świecie i kilkanaście tysięcy w Europie. Zarazem w niektórych krajach – przede wszystkim w Iranie i we Włoszech – nowe zachorowania, w tym ciężkie, stały się tak częste, że system ochrony zdrowia przestał je sprawnie obsługiwać co natychmiast przełożyło się na dramatyczny wzrost śmiertelności w porównaniu do i tak bardzo wysokiego poziomu zarejestrowanego w Chinach. Pozostałe kraje OECD takiego kolapsu jeszcze nie doświadczyły, lecz liczba diagnozowanych chorych wzrasta w nich wykładniczo wedle tego samego wzorca co we Włoszech czy – wcześniej – w Chinach, podwajając się co 2 do 4 dni. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem choć wciąż jeszcze korzystamy z naszego relatywnie bardziej peryferyjnego położenia i mniejszego zintegrowania z gospodarką światową niż gęsto zaludnione centrum gospodarcze Europy – tzw. Blue Banana – rozciągające się od północnych Włoch, przez Szwajcarię, południowe Niemcy i północną Francję po kraje Beneluksu i Anglię.

    Relatywnie niewielka liczba zdiagnozowanych osób zakażonych w Polsce (około 40 w momencie powstawania tego tekstu) nie powinna nas uspakajać. Jak do tej pory we wszystkich państwach dotkniętych epidemią rozprzestrzenia się ona bowiem bardzo szybko, a przejście z dziesięciu do tysiąca zindentyfikowanych chorych zajmuje około dziesięciu dni. Oznacza to, że powtórzenie się w Polsce scenariusza włoskiego jest bardzo realne i to mimo tego, że polski rząd i administracja starają się wyciągać wnioski z błędów innych krajów reagując relatywnie szybko, choć nie do końca konsekwentnie. Nie wiemy więc czy środki zapobiegawcze jakie podejmujemy na początku marca – odwoływanie imprez masowych, kwarantanny dla osób które mogły mieć kontakt z chorymi, mierzenie temperatury na lotniskach czy zamykanie uniwersytetów i szkół – będą wystarczające. Jednocześnie bowiem mimo widocznego zaniepokojenia widocznego przede wszystkim w pustoszonych sklepach spożywczych i odwoływanych spotkaniach biznesowych, nadal żyjemy bowiem względnie normalnie: ludzie spotykają się w restauracjach, wychodzą do parku, galerie handlowe są pełne, a zgromadzenia religijne odbywają się bez przeszkód. Powstaje pytanie czy w ten sposób nie przypominamy samych siebie ze stycznia i lutego kiedy samoloty z i do Chin latały bez przeszkód na polskie lotniska, a tysiące z nas – nieostrzeżonych przez rząd i media – pojechało na ferie do Włoch mimo, że liczba nowych zakażeń wzrastała tam w tempie lawinowym. Patrząc na doświadczenia państw azjatyckich: Chin, Korei, Tajwanu, z jednej strony oraz europejskich: Włoch, Niemiec, Francji z drugiej, widzimy, że zatrzymanie rozprzestrzeniania się epidemii wymaga tym bardziej radykalnych działań im później i mniej konsekwentnie są one podejmowane. Każdy dzień opóźnienia zwielokrotnia problem. Może się więc okazać, że drastyczne ograniczenie mobilności ludzi – nie tylko bezpośrednio i pośrednio narażonych na kontakt z wirusem, ale nawet wszystkich mieszkańców kraju – jest jedyną drogą do zwalczenia epidemii i uniknięcia lub zminimalizowania kolapsu w polskiej służbie zdrowia tj. sytuacji, w której przeciążeni lekarze, pielęgniarki i infrastruktura szpitalna nie są w stanie pomagać nie tylko wszystkim zakażonym ale nawet tym, których stan jest ciężki. Wobec dużo gorszego stanu wyjściowego w porównaniu nie tylko w Niemiec czy Francji lecz także do najsilniej do tej pory dotkniętych epidemią Włoch, może się okazać, że takiej radykalnej interwencji nie unikniemy. Zaniedbania dalszej i bliższej przeszłości są bowiem bardzo duże a nasza – społeczna i polityczna – niefrasobliwość w okresie rozprzestrzeniania się wirusa dobrze widoczna. Mamy kilkadziesiąt procent mniej lekarzy i pielęgniarek na tysiąc mieszkańców niż borykająca się z kryzysem humanitarnym Lombardia, aparatura służąca podtrzymywaniu życia, którą dysponują polskie szpitale – choć nowoczesna – jest silnie obciążona regularnymi pacjentami, rezerwy lekowe w wyniku zatrzymania produkcji w Chinach są bardzo ograniczone, a liczba testów na obecność wirusa jakie wykonujemy jest tak mała, że prawdopodobne rozmiary epidemii są u nas większe niż to oficjalnie przyznaje Ministerstwo Zdrowia. Może się więc okazać, że w drugiej połowie marca doświadczymy tego samego szoku, który Włosi przeżywają dziś, a więc mieszanki bezpośrednich i pośrednich skutków epidemii. Diabelską mieszanką mogą okazać się ciężkie zachorowania zbyt liczne by nasza służba zdrowia mogła je obsługiwać, a co za tym idzie znaczący wzrost śmiertelności, połączony ze zjawiskami stricte gospodarczymi: przerwaniem łańcuchów dostaw, brakami w sklepach, załamaniem się popytu nie tylko w wybranych branżach, narastaniem zatorów płatniczych i podatkowych oraz początkiem lawiny bankructw mniejszych firm.

    Głównym pytaniem przed którym stoi obecnie polski rząd jest pytanie o to, czy do opanowania epidemii wystarczą podejmowane działania prewencyjne, połączone z autonomiczną reakcją społeczną prowadzącą do samoistnego spadku mobilności w kraju. Można przypuszczać, że niestety odpowiedź na nie jest negatywna i konieczne będzie wprowadzenie działań bardziej radykalnych, daleko wykraczających poza obecne status quo choć zarazem prowadzących do czasowego ograniczenia środkami administracyjnymi niektórych swobód obywatelskich. Chodzi przede wszystkim o ścisłe kontrole na granicach z dokładnym rejestrowaniem (także elektronicznie przy pomocy telefonii komórkowej) miejsca pochodzenia i pobytu w Polsce poszczególnych osób, być może nawet w połączeniu z obowiązkową czasową kwarantanną pod rygorem dotkliwych sankcji finansowych lub karnych. Podobna kwarantanna obejmowałaby także zidentyfikowane ogniska choroby w kraju, nie ograniczając się zarazem – jak dziś – do poszczególnych gospodarstw domowych – lecz raczej obejmując na podobieństwo chińskie całe domy, ulice czy nawet miejscowości w których pojawiło się źródło zakażeń. Wprowadzenie tego typu drastycznych środków nie jest łatwe dla żadnego demokratycznego rządu, co tłumaczy wolną reakcję państw zachodnich, w tym naszego, zarazem uprawdopodabniając najbardziej negatywne scenariusze epidemiologiczne i gospodarcze. Nie jest też łatwe w Polsce, nie tylko dotkniętej doświadczeniami lat 80 tych ale i przepaścią braku zaufania między władzą i opozycją. Wymagałoby więc pilnego ponadpartyjnego porozumienia, demokratycznej kontroli, i ścisłej współpracy między rządem centralnym a władzami lokalnymi oraz gotowością do podejmowania działań źle odbieranych przez własną bazę polityczną (zamykanie kościołów, ograniczanie swobody poruszania się w miastach, karanie wysokimi mandatami osób łamiących zakazy itp.), . Czy to jest w Polsce możliwe? Można mieć wątpliwości.

    Nawet jeśli tak radykalny scenariusz okaże się niepotrzebny a przez epidemię przejdziemy z ograniczoną liczbą zakażonych i relatywnie łagodnymi środkami zapobiegawczymi, jest dziś w zasadzie niemożliwe żeby nie dotknęło nas poważne spowolnienie gospodarcze, a co za tym idzie także jego skutki – wzrost bezrobocia, spadek dochodów podatkowych, bankructwa firm itp. Skala kryzysu jest jeszcze nieznana, jednak musimy się poważnie liczyć ze spowolnieniem co najmniej w skali porównywalnej do lat 2011-2012, a być może nawet z pierwszą od 1990 roku recesją, a więc spadkiem PKB i dużym wzrostem bezrobocia. Dodatkowym problemem – nieobecnym w poprzednich recesjach – o trudno przewidywalnej dziś sile rażenie, będzie to co się wydarzy w służbie zdrowia i szerzej w kluczowych usługach infrastrukturalnych: dostawach wody, energii, żywności. Rząd ma więc dziś do rozstrzygnięcia nie tylko to jak ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa do poziomów możliwych do akomodacji przez polskie szpitale oraz jak zapewnić funkcjonowanie kraju na podstawowym poziomie nawet jeśli sytuacja zdrowotna wymknie się spod kontroli. Z pytaniami tym wiąże się także pytanie o to, jaką cenę ekonomiczną jesteśmy gotowi zapłacić za potencjalne zmniejszenie ryzyka zapaści humanitarnej w kraju oraz czy cena ta nie będzie nawet większa jeśli do takiej zapaści dojdzie. Powiązanym problemem jest pytanie o instrumenty jakie władze publiczne będą mogły zastosować by po pierwsze złagodzić nadchodzący szok ekonomiczny a po drugie ułatwić szybkie wyjście z niego kiedy epidemia minie. Wreszcie ważnym pytaniem jest pytanie o długofalowe efekty epidemii oraz o to, czy i jak będziemy usuwać potencjalne deficyty przez nią obnażone tak w służbie zdrowia jak całej gospodarce.

    Wydaje się, że w pierwszym z wymienionych obszarów (zapewnienie funkcjonowania podstawowych służb w okresie kryzysu) rząd podejmuje obecnie działania adekwatne do skali problemu mierząc się zarazem z problemami o głębszym, strukturalnym charakterze. W systemie finansowym i energetycznym powołane zostały sztaby kryzysowe oraz wprowadzone procedury umożlwiające im pracę nawet w wypadku rozszerzenia się epidemii na część kluczowego personelu. Budżet państwa dysponuje rezerwami umożliwiającymi mu obsługę płatności przez co najmniej kilka kryzysowych miesięcy bez istotnego wychodzenia na rynek nawet w sytuacji drastycznego obniżenia dochodów. Zarazem docierające do opinii publicznej sygnały lekarzy, pielęgniarek oraz ekspertów zdrowia publicznego wskazują, że nawarstwione przez lata zaniedbania finansowe, infrastrukturalne, materiałowe i ludzkie w systemie ochrony zdrowia uderzą w nas ze zdwojoną siłą w momencie kiedy liczba zdiagnozowanych przypadków osiągnie u nas poziomy zachodnioeuropejskie. Podejmowane próby przyspieszonych zakupów sprzętu medycznego nie przynoszą – jak na razie – odpowiednich rezultatów.

    Jednocześnie rząd –  rękami Ministerstwa Rozwoju – podjął pierwsze działania zaradcze w sferze gospodarczej zapowiadając pomoc dla branż dotkniętych kryzysem w tym w pierwszej kolejności dla turystyki, imprez masowych, transportu. Propozycje rządowe leżące na stole dotyczą m.in. ulg w i odroczeń w płatnościach podatków bezpośrednich oraz składek ZUS, ułatwień w rozliczeniach VAT polegających na przesunięciu wejścia w życie o trzy miesiące nowego JPK, wcześniejszych zwrotów VAT. Rząd proponuje także rozszerzenie wsparcia płynności firm zmuszonych do przestojów poprzez instrumenty znajdujące się dyspozycji BGK (dopłaty do kredytów, gwarancje, zwiększenie gwarancji w pomocy de minimis do 80 proc. kwoty kredytu, dopłaty do oprocentowania kredytów poprzez objęcie funduszem klęskowym także przypadku epidemii). Działania te są bez wątpienia uzasadnione, choć doświadczenia sprzed ośmiu i dziesięciu lat – kiedy na fali kryzysu w strefie euro oraz Wielkiej Recesji w światowym systemie finansowym rząd PO-PSL wprowadzał podobne pakiety skierowane do MŚP wskazują, że bardzo ważne są szczegóły wsparcia rządowego, akcja informacyjna wśród firm oraz realia wdrożenia pakietów pomocowych za pośrednictwem instytucji publicznych: BGK, ZUS czy Urzędów Skarbowych. Wyzwaniem w tej chwili niedocenianym przez rząd może okazać się tracenie płynności przez przedsiębiorstwa, nie tylko na skutek spadku popytu czy przestojów w produkcji wywołanych przez epidemię koronawirusa, lecz także wypowiadanie umów kredytowych przez zaniepokojone banki. Nieograniczanie się do narzędzi bezpośrednio dostępnych administracji poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego i nawiązanie ścisłej współpracy z całym sektorem bankowym może okazać się w tym względzie kluczowe. Wymaga to zaangażowania nie tylko po stronie Ministerstwa Rozwoju lecz także Ministra Finansów i Komisji Nadzoru Finansowego.

    Konieczne może się okazać uzupełnienie pakietu rządowego o rozwiązania znane m.in. z Niemiec w tym możliwość powszechnego zastosowania skróconego czasu pracy, a więc sytuacji w której pracownicy pójdą na urlopy postojowe, a rząd dopłaci firmom do ich wynagrodzeń, zwracając im część lub całość składek na ubezpieczenia społeczne. Stworzy to szansę na zmniejszenie skali zwolnień w gospodarce a tym samym także bezrobocia. Firmy powinny także zyskać możliwość czasowej renegocjacji kontraktów płacowych np. ich redukcji na czas epidemii o 30%-50%. Wiązać to się będzie ze wzrostem deficytu w sektorze finansów publicznych co wymaga pilnej nowelizacji budżetu uwzględniającej korektę wzrostu PKB w tym roku np. do 0%-1% i włączenia się tzw. klauzuli złych czasów w obowiązującej regule wydatkowej. Pozwoliłoby to na zwiększenie deficytu o 0.5%-1% PKB. W bardzo złym obrocie sytuacji konieczne będzie ogłoszenie stanu klęski i rozrost deficytu o kilka procent PKB tak aby sfinansować najbardziej pilne wydatki ratujące płynność firm i ograniczające wzrost bezrobocia. W tej sytuacji jednak rząd powinien jednocześnie przemyśleć część podjętych już zobowiązań rozważając np. zawieszenie wypłaty 500+ na okres epidemii dla części beneficjentów. Jeśli sprawy przyjmą bardzo zły obrót nie tylko w Polsce ale i na Świecie, konieczne będą działania bardziej radykalne wykraczające poza odroczenia lub zawieszenia płatności podatków oraz finansowanie wydatków publicznych deficytem w nadziei na podtrzymanie popytu w gospodarce. Takim niestandardowym rozwiązaniem (stosowanym jednak w USA w okresie Wielkiej Recesji) może być znaczące dokapitalizowanie PFR i zapalenie zielonego światła na (z góry ograniczone w czasie) przejmowanie udziałów w upadających firmach.

    Ostatnią grupą wyzwań stojących przed polskimi władzami w związku z epidemią są działania długofalowe. Niestety może się okazać, że odpływ wywołany przez koronawirusa uwidoczni nam wszystkim, które części naszego państwa funkcjonują de facto bez przysłowiowych majtek ukrywając ten fakt przez opinią publiczną pod falami dobrej koniunktury. Nasza polityka zdrowotna jest jednym z najbardziej oczywistych podejrzanych ale niewiele mniej zasadne wątpliwości można mieć wobec szeroko pojętej polityki publicznej stawiającej bieżące transfery nad wydatkami wzmacniającymi, zdolności do działania w sytuacjach kryzysowych. To, że wykonujemy tak mało testów na koronawirusa jest pośrednio pochodną niedoinwestowania naszej nauki. Wnioski z epidemii powinny więc być po pierwsze bezpośrednie, skutkujące szybkim a zarazem znaczącym (ok. 2% -3% PKB) zwiększeniem wydatków na ochronę zdrowia uzupełnionym o działania prowadzące do jeszcze większego (ok. 30%) wzrostu liczby pracujących w kraju lekarzy i pielęgniarek oraz dokapitalizowania (sprzęt medyczny i rezerwy materiałowe) szpitali i innych placówek składających się na system. Po drugie muszą to też być wnioski pośrednie, dzięki którym państwo zda sobie sprawę z własnych deficytów obniżających jego zdolność do realnego działania w sytuacjach kryzysowych. Siłę poszczególnych państw w obliczu epidemii (lecz także innych klęsk żywiołowych, wojny czy kryzysów gospodarczych) różnicuje to co robią one w normalnych czasach. Czy budują one w tym czasie realne zdolności innowacyjne, organizacyjne, sprzętowe i infrastrukturalne, czy też raczej wolą każdą nowo zarobioną złotówkę czy dolara wydać na bieżącą konsumpcję tej czy innej grupy społecznej.

    Błędem byłoby gdybyśmy czasu zarazy nie wykorzystali do tego rodzaju refleksji nad stanem naszego państwa, zwłaszcza, że pandemia – jak każdy kryzys – wiązać się prawdopodobnie będzie z wieloma nowymi możliwościami do zagospodarowania w systemie światowym. Zyskają przede wszystkim te państwa, które prawidłowo zidentyfikują wywołane przez nią zmiany, a w szczególności przeobrażenia którym – na dobre i złe dla Polski – ulegną międzynarodowe łańcuchy wartości. Kraje, które najlepiej przeszły przez epidemię od strony humanitarnej i gospodarczej przyciągną zapewne większą uwagę inwestorów, zainteresowanych innym rozłożeniem ryzyka własnej działalności. Nie bez szans będą jednak także państwa ciężko dotknięte kryzysem, o ile wyciągną one wnioski z własnych słabości i odpowiedzą na nie zdecydowanymi reformami. Najgorsze co mogłoby się nam przydarzyć to bierność i szybki powrót do status quo ante gdy już epidemia ustąpi. Czy tym razem będzie inaczej?

    Autor: Maciej Bukowski, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego

    Fot. geralt / pixabay.com

    Komentarz ZPP ws. Just Transition Fund

    Warszawa, 28 stycznia 2020 r.

     

    KOMENTARZ ZWIĄZKU PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW WS. JUST TRANSITION FUND

     

    Polska energetyka jest w istotnym stopniu uzależniona od węgla. Ok. 78 proc. wyprodukowanej energii elektrycznej pochodzi z tego surowca – tymczasem udział paliw stałych w miksie energetycznym wynosi w UE średnio ok. 17 proc. Stopniowe zmniejszanie ilości prądu pochodzącego z węgla i rozwijanie odnawialnych źródeł energii, wymagane z punktu widzenia osiągnięcia ambitnych celów klimatycznych zaprojektowanych na poziomie Unii Europejskiej, stanowić będzie z pewnością ogromne wyzwanie infrastrukturalne, gospodarcze i społeczne. O skali przedsięwzięcia świadczy fakt, że całkowity koszt transformacji energetycznej Polski różni się, w zależności od tego kto go przedstawia, lecz w każdym wypadku sięga on kilkuset miliardów euro. Szacunki wahają się, w zależności od kompleksowości, od 140 do nawet 900 mld euro. Co więcej, według raportu Komisji Europejskiej, ze wszystkich regionów w Europie, najwięcej negatywnych konsekwencji transformacji odczuje Śląsk, w którym pracę stracić może nawet 40 tysięcy osób.

    Nie ulega wątpliwości, że samodzielne poniesienie przez Polskę wskazanych wyżej kosztów, nawet jeśli miałoby zostać rozłożone na lata, jest w zasadzie niemożliwe. Projekt ustawy budżetowej na 2020 rok zakłada, że dochody będą równe wydatkom i zamkną się w kwocie 429,5 mld zł, co stanowi równowartość ok. 100 mld euro. W najbardziej kompleksowym z przedstawianych w toku dyskusji publicznej wariantów, dokonanie transformacji energetycznej wymagałoby zatem poświęcania na ten cel wszystkich wpływów budżetowych przez okres dziewięciu lat. Wziąwszy to pod uwagę, szczególnie interesujące wydają się być możliwości partycypacji finansowej Unii Europejskiej w gigantycznym projekcie transformacji gospodarczej.

    Jednym z narzędzi finansowania tejże transformacji może stać się Just Transition Fund, stanowiący kluczowy element mechanizmu mającego uruchomić według założeń 100 mld euro inwestycji. W związku z ożywioną w ostatnich tygodniach dyskusją dotyczącą znaczenia Funduszu i korzyści płynących z niego dla Polski, należy poczynić kilka uwag.

    Po pierwsze – jakiekolwiek środki trafiłyby do Polski w ramach Just Transition Fund, nie będą one wystarczające do tego żeby pokryć wszelkie koszty transformacji energetycznej Polski. „Świeżych” pieniędzy w Funduszu ma być 7,5 mld euro, stanowiące podstawę do uruchomienia łącznie 100 mld euro w ciągu 7 lat w ramach inwestycji publicznych i prywatnych. Nawet, gdyby mechanizm zadziałał ze stuprocentową skutecznością i gdyby wszystkie pieniądze z niego pochodzące trafiły wyłącznie do Polski, i tak nie pozwoliłyby one na sfinansowanie transformacji energetycznej naszego kraju.

    Po drugie – w związku z faktem, iż Fundusz ma być zasilony kwotą zaledwie 7,5 mld euro, podnoszone są niejednokrotnie wątpliwości dotyczące możliwości wygenerowania za pomocą tych środków oczekiwanych nakładów inwestycyjnych. Trzeba jednak zauważyć, że podobny mechanizm sprawdził się (jeśli chodzi o skuteczność generowania inwestycji) w przypadku Planu Junckera, w ramach którego z 21 mld euro udało się do grudnia 2019 roku uruchomić prawie 460 mld euro w inwestycjach, poprzez współfinansowanie projektów przez państwa członkowskie, inwestycje prywatne, czy instrumenty EBI. Co więcej, Polska była jednym z głównych beneficjentów planu, jeśli chodzi o zainwestowane euro w przeliczeniu na PKB. To doświadczenie sugeruje, że mimo iż „świeżych pieniędzy” w funduszu jest stosunkowo niewiele, mogą one stanowić lewar stymulujący wielokrotnie wyższe nakłady inwestycyjne.

    Po trzecie – 2 mld euro, które mają trafić do Polski z budżetu Funduszu to jednocześnie dużo i mało. Dużo, ponieważ wszystko wskazuje na to, że będziemy państwem, do którego skierowany będzie najprawdopodobniej najszerszy strumień środków. Mało, ponieważ – jak słusznie zauważyła Minister Funduszy i Polityki Regionalnej Małgorzata Jarosińska-Jedynak – to wciąż kropla w morzu potrzeb. Ponadto, wbrew pierwotnym doniesieniom, środki mają trafić nie tylko do regionów silnie uzależnionych od węgla, lecz również do tych, w których wydobywa się torf, czy eksploatuje się ropę z łupków.

    Reasumując, Just Transition Fund może być interesującym narzędziem wspierania polskiej transformacji energetycznej, natomiast z całą pewnością nie będzie stanowić podstawowego źródła finansowania jej. Polska wciąż będzie musiała korzystać z innych źródeł wsparcia pochodzącego z UE oraz zmobilizować znaczne środki własne.

     

     

     

    ZPP apeluje o ulgi i umorzenia zaległych oraz nieodprowadzonych składek na ubezpieczenia społeczne przedsiębiorców

    Warszawa, 29 stycznia 2020 r.

     

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców apeluje o ulgi i umorzenia zaległych oraz nieodprowadzonych składek na ubezpieczenia społeczne przedsiębiorców

     

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców w nowym raporcie rekomenduje przeprowadzenie prac legislacyjnych w zakresie ulg i umorzeń zaległych i nieodprowadzonych składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. ZPP przedstawia pięć kluczowych zmian w zakresie: długów spadkowych z tytułu ubezpieczeń społecznych; abolicji w stosunku do spadkobierców, którzy nabyli obciążony spadek; odroczenia terminu płatności, bądź rozłożenia na raty składek na ubezpieczenie społeczne. Rekomendacje dotyczą także wprowadzenia abolicji w stosunku do płatników składek, którzy mieliby możliwość skorzystania z „Małego ZUS-u” do wysokości kwoty stanowiącej różnicę pomiędzy kwotą zobowiązania za dany okres, a kwoty jaką zapłaciliby gdyby korzystali z „Małego ZUS-u”.

    Zarówno ze strony przedsiębiorców jak i ekspertów zgłaszane są liczne zastrzeżenia dotyczące działania systemu ubezpieczeń społecznych w Polsce. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców postuluje zmiany systemowe, które stanowiły przedmiot wcześniejszych opracowań przygotowanych przez organizację.

    Widzimy brak woli politycznej do przeprowadzenia kompleksowej reformy ZUS. Nie pozostaje nam nic innego jak przedstawiać punktowe rozwiązania, które są krytyczne i powinny być jak najszybciej wdrożone – mówi Marcin Nowacki, Wiceprezes ZPP.

    W nowym opracowaniu Związek Przedsiębiorców i Pracodawców przedstawia rekomendacje w zakresie ulg i umorzeń zaległych i nieodprowadzonych składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

    Dostrzegamy pole do wprowadzenia korzystnych zmian, które pozwoliłyby zwiększyć bezpieczeństwo obrotu gospodarczego i pomogłyby rozwiązać problem zadłużenia polskich przedsiębiorców wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a których to przyczyna leży w błędnie skonstruowanym systemie ubezpieczeń społecznych – zaznacza Piotr Palutkiewicz, Sekretarz Departamentu Prawa i Legislacji ZPP.

    ZPP w nowym opracowaniu rekomenduje przeprowadzenie prac legislacyjnych mających następujące cele:

    1) Wyłączenie zaległości składkowych płatnika, który był jednocześnie ubezpieczony z tytułu długów spadkowych, w pozostałym zaś zakresie ograniczenie odpowiedzialności spadkobiercy tylko do wysokości wartości masy spadkowej.

    Obowiązek zapłaty składek na ubezpieczenie społeczne przez płatnika, który jest jednocześnie ubezpieczonym, powinien mieć charakter osobistego świadczenia dłużnika względem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Skoro uprawnienia z tytułu ubezpieczeń społecznych przysługują, co do zasady ubezpieczonemu, to konsekwentnie zobowiązania z tego tytułu również nie powinny dotyczyć innych osób niż te, które są zobowiązane do odprowadzenia składki – zauważa Piotr Palutkiewicz.

    ZPP zaznacza jednak, że w przypadku gdy płatnik składek ma zobowiązania względem ZUS z tytułu nieopłaconych składek na ubezpieczenie społeczne innej osoby, to dług ten powinien wchodzić do masy spadkowej do wysokości wartości masy spadkowej. W pozostałym zakresie zobowiązanie do uzupełnienia nieopłaconych składek powinno zostać przeniesione na Skarb Państwa.

    2)           Wprowadzenie abolicji w stosunku do spadkobierców, którzy nabyli obciążony spadek, a korzystaliby z wyłączenia zaległości składkowych płatnika z masy spadkowej na zasadach określonych
    w punkcie 1).

    3)           W przypadku egzekucji nieopłaconych składek z tytułu ubezpieczenia społecznego z majątku wspólnego małżonków, egzekucja powinna być możliwa wyłącznie po ustanowieniu przymusowej rozdzielności majątkowej małżonków.

    4)           Wprowadzenie obowiązku obligatoryjnego odroczenia terminu płatności bądź rozłożenia na raty składek na ubezpieczenie społeczne, w sytuacji gdy płatnik po raz pierwszy złożył wniosek w przedmiotowym zakresie i nie naliczanie w tym zakresie, odsetek ani opłaty prolongacyjnej.

    5)           Wprowadzenie abolicji w stosunku do płatników składek, którzy przed dniem 1 stycznia 2019 r. mieliby możliwość skorzystania z „Małego ZUS-u” do wysokości kwoty stanowiącej różnicę pomiędzy kwotą zobowiązania za dany okres, a kwoty jaką zapłaciliby oni, gdyby korzystali z „Małego ZUS-u”.

    Jak zaznacza ZPP w raporcie „rozwiązanie, pozwoliłoby rozszerzyć pozytywny wpływ programu „Mały ZUS” także na przedsiębiorców, którzy w przeszłości nie mieli możliwości skorzystania z niego, a którzy nie byli w stanie opłacić składek w pełnej wysokości.”

    Jako Związek Przedsiębiorców i Pracodawców rekomendujemy wdrożenie przedstawionych w dzisiejszym raporcie zmian. Jest to na tyle istotne, że pomimo wprowadzanych w minionych latach preferencyjnych składek dla przedsiębiorców rozpoczynających działalność, problem wysokości składek pozostaje znaczący dla tych działalności, które ze swojej natury nigdy nie będą generowały wpływów wystarczających do tego, by móc jednocześnie opłacić wszelkie należności publicznoprawne i bezkolizyjnie zapewnić przedsiębiorcy wystarczające środki do życia – konkluduje Marcin Nowacki.

     

     

    Materiał do pobrania : 29.01.2020 Raport ZPP: Rekomendacje dotyczące ulg i umorzeń płatności składek na ubezpieczenia społeczne

     

     

    Komentarz ZPP ws. umożliwienia upadłości konsumenckiej przedsiębiorcom prowadzącym jednoosobową działalność gospodarczą

    Warszawa, 24 stycznia 2020 r.

     

     

    KOMENTARZ ZWIĄZKU PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW WS. UMOŻLIWIENIA UPADŁOŚCI KONSUMENCKIEJ PRZEDSIĘBIORCOM PROWADZĄCYM JEDNOOSOBOWĄ DZIAŁALNOŚĆ GOSPODARCZĄ

     

    Uchwalona 30 sierpnia 2019 roku nowelizacja ustawy Prawo upadłościowe wprowadziła szereg istotnych zmian. W dużym stopniu ułatwiła ona procedurę tzw. upadłości konsumenckiej. Na przykład, według starych zasad możliwe było oddalenie przez sąd wniosku o ogłoszenie upadłości w przypadku ustalenia, iż dłużnik z własnej winy doprowadził do swojej niewypłacalności bądź zwiększył jej stopień. Nowy model przewiduje, że wina dłużnika w tym zakresie badana będzie dopiero na etapie ustalania planu spłat wierzycieli. Z pewnością przyczyni się to do wzrostu liczby wniosków o upadłość konsumencką.

    Z punktu widzenia przedsiębiorców bardzo istotną, wręcz rewolucyjną zmianą jest jednak objęcie możliwością skorzystania z tego modelu upadłości również osobom fizycznym prowadzącym działalność gospodarczą.

    Upadłość konsumencka cechuje się – z punktu widzenia dłużnika – szeregiem korzyści, w porównaniu do klasycznego postępowania upadłościowego. Przede wszystkim, celem upadłości konsumenckiej, poza zaspokojeniem roszczeń wierzycieli w jak najwyższym stopniu, jest również doprowadzenie do sytuacji,
    w której zobowiązania niewykonane w ramach postępowania upadłościowego zostaną umorzone. Tym samym, w postanowieniu o ustaleniu planu spłaty wierzycieli w ramach upadłości konsumenckiej, sąd określa zakres i termin spłaty długów nieuregulowanych na podstawie planu podziału funduszy masy upadłościowej. Termin ten nie może być dłuższy niż trzydzieści sześć miesięcy. Po wykonaniu przez upadłego planu spłaty wierzycieli, sąd wydaje postanowienie o stwierdzeniu wykonania planu oraz umorzeniu zobowiązań upadłego powstałych przed dniem ogłoszenia upadłości i niewykonanych w wyniku wykonania planu spłaty wierzycieli. Jednocześnie, jeśli osobista sytuacja upadłego „w oczywisty sposób” wskazuje na to, że nie byłby on w stanie dokonać jakichkolwiek spłat w ramach planu, sąd umarza jego zobowiązania bez ustalenia planu spłaty.

    Innymi słowy – upadłość konsumencka wiąże się z utratą majątku (jednak nie bezdomnością – jeżeli w skład masy upadłości wchodzi lokal mieszkalny albo dom, w którym zamieszkuje upadły, a konieczne jest zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych jego i osób pozostających na jego utrzymaniu, z sumy uzyskanej ze sprzedaży lokalu lub domu wydziela się upadłemu kwotę przeciętnego czynszu najmu lokalu mieszkalnego w tej samej lub sąsiedniej miejscowości za okres od roku do dwóch). Jednocześnie, zobowiązania nieuregulowane w toku realizacji planu spłaty rozpisanego na okres maksymalnie trzydziestu sześciu miesięcy, zostają umorzone. Tymczasem, w przypadku w którym „regularne” postępowanie upadłościowe nie doprowadzi do całkowitego zaspokojenia wierzyciela, ustalona lista wierzytelności stanowi tytuł egzekucyjny przeciwko upadłemu. Nie przewiduje ono zatem możliwości „oddłużenia”, czyli umorzenia wierzytelności zgodnie z mechanizmem analogicznym do opisanego powyżej.

    Objęcie przedsiębiorców prowadzących jednoosobowe działalności gospodarcze możliwością skorzystania z modelu upadłości konsumenckiej stanowi krok w kierunku, który zdecydowanie popieramy i aprobujemy. Przedsiębiorcy ci znajdują się w specyficznej sytuacji – są bowiem traktowani jak profesjonaliści w obrocie i w wielu przypadkach objęci są restrykcjami analogicznymi do tych dotyczących dużych firm, a jednocześnie ich możliwości finansowe i organizacyjne pozostają często bardzo niewielkie. Ustawodawca wydaje się w coraz większym stopniu dostrzegać tę dwoistość, o czym świadczy zarówno przedmiotowa ustawa, jak i np. również uchwalona w ubiegłym roku regulacja obejmująca w określonych przypadkach przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalnością ochroną właściwą dla konsumentów. W szczególny sposób wspomniany dysonans odznacza się właśnie w kwestii odpowiedzialności za zobowiązania. W formule jednoosobowej działalności gospodarczej, przedsiębiorca odpowiada za zobowiązania całym swoim majątkiem. Generuje to istotne ryzyko, choćby z uwagi na specyfikę tej formuły, którą wykorzystuje zdecydowana większość przedsiębiorców początkujących, w wyjątkowym stopniu narażonych na popełnianie błędów i podejmowanie nieroztropnych decyzji biznesowych. Do tej pory, rezultatem tego rodzaju postępowania mogła być rozciągnięta na wiele lat utrata całego dorobku życia. Wobec powyższego z zadowoleniem odnotowujemy, że od 24 marca ekspozycja najmniejszych przedsiębiorców na to ryzyko ulegnie znacznej redukcji.

     

     

    Fot. geralt/ Pixabay.com

    Stanowisko ZPP ws. projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów

    Warszawa, 23 stycznia 2020 r.

     

    STANOWISKO ZWIĄZKU PRZEDSIĘBIORCÓW I PRACODAWCÓW WS. PROJEKTU USTAWY O ZMIANIE NIEKTÓRYCH USTAW W ZWIĄZKU Z PROMOCJĄ PROZDROWOTNYCH WYBORÓW KONSUMENTÓW

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców co do zasady podtrzymuje generalne uwagi zgłoszone do pierwotnej wersji projektu. W dalszym ciągu jesteśmy przekonani, że stosowanie mechanizmów podatkowych do kształtowania postaw konsumenckich i nawyków zdrowotnych nie jest właściwym kierunkiem regulacji. Bazując na doświadczeniach z innych państw (takich jak choćby Wielka Brytania, Meksyk czy Francja) możemy z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że procedowany projekt w żadnym stopniu nie przyczyni się do poprawy stanu zdrowia Polaków, ponieważ nie istnieje żaden przykład kraju, w którym wprowadzenie analogicznego podatku realizowałoby cel w postaci redukcji poziomu otyłości w społeczeństwie. Jednocześnie, proponowany podatek uderza przede wszystkim w najmniej zamożnych konsumentów, zmniejszając ich siłę nabywczą. Mając w pamięci powyższe, wciąż uważamy że skoro projekt ustawy powstaje, to naszym podstawowym zadaniem jest dołożenie wszelkich starań, by przybrał on możliwie wolny od błędów kształt. Z tego punktu widzenia, pragniemy zaproponować szereg zmian niewpływających zasadniczo na realizację głównych celów projektu (a wręcz umożliwiających ich osiągnięcie w znacznie większym stopniu), a jednocześnie sprawiających, że projektowana ustawa pozbawiona będzie istotnych wad legislacyjnych.

    1) Vacatio legis

    Przewidziany w projekcie termin wejścia ustawy w życie to 1 kwietnia 2020 roku. Chcemy podkreślić, że jest to termin niemożliwy do zaakceptowania z punktu widzenia zasady pewności prawa i budzenia zaufania przedsiębiorców do państwa. Na początku grudnia 2019 roku, na łamach Narodowej Strategii Onkologicznej, zapowiedziano wprowadzenie „podatku cukrowego” w 2022 roku. Pod koniec grudnia zaś, pojawiła się pierwsza wersja projektu będącego przedmiotem niniejszego stanowiska. Już sam fakt tak nagłego przyspieszenia prac nad wprowadzeniem podatku jest niezgodny z jakimikolwiek standardami dobrego rządzenia i dialogu z partnerami społecznymi. Nie możemy jednak w żadnym wypadku zaakceptować sytuacji, w której ostateczny kształt regulacji istotnej dla przedstawicieli wielu branż, a także dla konsumentów, poznać możemy zaledwie na kilka tygodni przed jej wejściem w życie. Na ustawodawcy ciąży wynikający z art. 2 Konstytucji i potwierdzony bogatym orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego (por. np. wyrok z 13 maja 2008 roku, sygn. SK 91/06) obowiązek zapewnienia odpowiedniego okresu dostosowawczego do nowych regulacji. W przypadku projektu ustawy wprowadzającego „podatek cukrowy” jest to istotne również o tyle, że część producentów podpisała już z sieciami handlowymi kilkuletnie kontrakty definiujące ceny sprzedaży. W przypadku nowych regulacji podatkowych przyjętym standardem jest, by wchodziły one w życie od 1 stycznia danego roku. Mając to na uwadze, przepisy przedstawionego projektu powinny wejść w życie nie wcześniej, niż z dniem
    1 stycznia 2021 roku.

    2) Nieadekwatne do siły nabywczej polskiego konsumenta stawki podatku

    Wziąwszy pod uwagę siłę nabywczą konsumentów, stawki podatku zaproponowane przez polskiego projektodawcę są w istocie najwyższymi spośród stawek obowiązujących w Unii Europejskiej. Reprezentatywny może być przykład Francji, w której stawka podstawowa (po przeliczeniu wg wskaźnika siły nabywczej) wynosi 0,19 zł wobec proponowanej w projekcie stawki 0,50 zł za litr napoju. Tak wysokie stawki świadczą o dwóch faktach. Po pierwsze – projektodawca nie przeanalizował w należyty sposób zdolności płatniczej polskich konsumentów, czego rezultatem jest zaproponowanie stawek całkowicie do niej nieadekwatnych. Po drugie – cel projektu jest ściśle fiskalny. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że poza wprowadzeniem nowych podatków, nie zawiera on żadnej treści merytorycznej ukierunkowanej na poprawę stanu zdrowia Polaków. Wpływy z tytułu „podatku cukrowego” trafić mają niemal w całości do Narodowego Funduszu Zdrowia, jednak prawdziwym beneficjentem tego rozwiązania jest budżet państwa, który w rezultacie nie będzie musiał „dopłacać” do NFZ w formie dotacji. Pragniemy podkreślić, że już w tej chwili polscy konsumenci mierzą się z istotnym wzrostem cen produktów spożywczych. Wprowadzenie nowych podatków, skumulowane z podwyżkami cen prądu
    i innymi czynnikami makroekonomicznymi doprowadzi do jeszcze potężniejszego osłabienia siły nabywczej polskich konsumentów.

    3) Niezasadne z punktu widzenia celów projektu objęcie opodatkowaniem napojów zawierających substancje słodzące nisko i bezkaloryczne, a także trudne do zrozumienia podejście do napojów zawierających kofeinę, czy taurynę.

    Podstawowym deklarowanym celem ustawy jest redukcja problemu otyłości Polaków. Z tego punktu widzenia, trudne do zrozumienia staje się objęcie zakresem przedmiotowym podatku również napojów zawierających substancje słodzące inne niż cukier, pozbawione wartości energetycznej. Reformulacja składów, których ostatecznym rezultatem jest obniżenie kaloryczności produktów, stanowi jeden
    z najskuteczniejszych sposobów walki z otyłością. Jest to podejście akceptowane zarówno przez ośrodki badawcze, jak i organizacje międzynarodowe, a także realizowane w praktyce przez producentów, którzy coraz częściej zmieniają składy swoich produktów, redukując zawartość cukru. Trudne zatem do zrozumienia wydaje się być objęcie opodatkowaniem również napojów zawierających niskokaloryczne substancje słodzące. Tak skonstruowane przepisy zniechęcą producentów do dalszych reformulacji
    i zaburzają stan pewnej synergii pomiędzy działaniami podmiotów publicznych i przedsiębiorców, który udało się osiągnąć w ostatnim czasie, poprzez kombinację akcji społecznych (takich jak np. „Nie cukrz!”) oraz wspomnianej reformulacji składów. Mamy uzasadnione wątpliwości co do zasadności opodatkowania napojów zawierających kofeinę, czy guaranę – w żadnym stopniu nie przyczyniają się one bowiem do zwiększania poziomu otyłości w społeczeństwie. Zwracamy również uwagę na fakt, że niektóre napoje dostępne na rynku zawierają dodatek kofeiny stosowanej jako aromat, a nie środek pobudzający. W tych przypadkach nie ma innego uzasadnienia dla objęcia tego rodzaju napojów opodatkowaniem, niż chęć uzyskania jak najwyższych wpływów z tytułu nowej daniny. Apelujemy zatem o rewizję podejścia projektodawcy do napojów zawierających substancje słodzące inne niż cukier oraz napojów zawierających kofeinę i taurynę, szczególnie jeśli stosowane są one jako aromaty.

    4) Brak wymaganej przepisami UE notyfikacji

    Bazując na przykładach Irlandii, czy Estonii, a także analizując treść dyrektywy 2015/1535 ustanawiającej procedurę udzielania informacji w dziedzinie przepisów technicznych oraz zasad dotyczących usług społeczeństwa informacyjnego, możemy stwierdzić że procedowany projekt zawiera przepisy techniczne podlegające obowiązkowi notyfikacji. Projekt zawiera bowiem regulacje określające specyfikacje (zawartość cukru/substancji słodzących/kofeiny/tauryny) powiązane ze środkami fiskalnymi (podatkiem, nazywanym opłatą), które ostatecznie mają mieć wpływ na konsumpcję produktów, czyli napojów słodzonych cukrem lub innymi substancjami słodzącymi oraz zawierających kofeinę lub taurynę. Dyrektywa nie określa wprost konsekwencji braku dopełnienia obowiązku notyfikacji, jednak z orzecznictwa TSUE wynika, że może ono spowodować nieskuteczność regulacji wobec osób fizycznych. Niedopełnienie obowiązku notyfikacji może zatem nieść poważne, trudne w tej chwili do przewidzenia konsekwencje, wynikające z możliwości powoływania się przez rozmaite podmioty na nieważność przyjętych przepisów w ramach wszczętych postępowań sądowych. Uważamy, że analiza projektowanych przepisów pod kątem konieczności ich notyfikacji to warunek sine qua non dalszego ich procedowania, dlatego apelujemy o uznanie, że jakość procesu legislacyjnego i wynikające z niej długofalowe konsekwencje są istotniejsze niż tempo przyjmowania nowych przepisów.

    5) Niski poziom precyzyjności przepisów

    Proces legislacyjny i toczące się w jego ramach konsultacje służy m.in. temu, by z pierwotnego projektu będącego efektem prac określonego ministerstwa, wyeliminować lub poprawić wszelkie przepisy zawierające błędy legislacyjne, czy też różnego rodzaju wieloznaczności mające negatywny wpływ na możliwość zdekodowania treści regulacji przez ich odbiorców. W tym sensie, wyjątkowo krótki czas na zapoznanie się z nową wersją projektu omawianej ustawy nie pozwolił na szczegółowe przeanalizowanie wszystkich wątpliwości. Nie sposób jednak nie dostrzec, że projektodawca np. nie przewidział możliwości złożenia korekty sprawozdania o opłacie i domagania się jej zwrotu w przypadku zwrotu towarów do producenta, czy też w przypadku eksportu towaru bądź sprzedaży go do innych państw członkowskich przez podmiot, który nie uiścił opłaty, ale poniósł w cenie nabywanego napoju równowartość opłaty zapłaconej przez producenta.  Projektodawca bardzo nieprecyzyjnie opisał również moment powstania obowiązku podatkowego. Mając to na uwadze, apelujemy o podjęcie dalszych prac nad projektem, toczących się w wyważonym tempie i ukierunkowanych na wyeliminowanie wszelkich nieścisłości.

    6) Brak analizy wpływu na poszczególne sektory

    Trzeba podkreślić, że Ocena Skutków Regulacji dołączona do projektu ustawy cechuje się wyjątkowo  niską jakością i jak na projekt, którego koszty obciążać będą przedsiębiorców z wielu branż oraz konsumentów ich produktów, bardzo niewiele jest w niej napisane o rzeczywistym wpływie regulacji na poszczególne sektory. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że zgodnie z proponowaną konstrukcją podatku, jego konsekwencje odczuwać będzie zarówno szeroko pojęta branża napojowa, lecz również sektor rolniczy, producenci cukru, czy też sektor mleczarski.  Ocena Skutków Regulacji w ogóle nie odnosi się do kompleksowego wpływu, jaki proponowana ustawa będzie miała na wiele branż. Pokazuje to, w jakim pośpiechu działa projektodawca – ponownie apelujemy o większą rozwagę w procedowaniu i uważne przyjrzenie się wpływowi projektowanych przepisów na wszystkie dotknięte nimi sektory gospodarki.

    7) Wątpliwości dotyczące podatku od sprzedaży napojów alkoholowych w opakowaniach o niewielkiej pojemności

    Pewne wątpliwości techniczne dotyczą również innej części projektu, w której proponuje się wprowadzenie podatku od sprzedaży napojów alkoholowych w opakowaniach o pojemności mniejszej, niż 300 ml. Podatek ma być bowiem uiszczany od sprzedaży wspomnianych napojów przedsiębiorcy posiadającemu zezwolenie na sprzedaż detaliczną napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży. Jest to konstrukcja odmienna od pierwotnie zaproponowanej, jednak przy eliminowaniu wad poprzednio zaproponowanego modelu, nie ustrzeżono się od nowych ryzyk. Projektodawca nie dostrzegł bowiem faktu, że w ramach funkcjonujących łańcuchów sprzedaży możliwa jest sytuacja, w której nabywca napoju alkoholowego będzie posiadał jednocześnie zezwolenie na sprzedaż detaliczną oraz hurtową i w ramach tej drugiej zaopatrywać będzie sprzedawcę dysponującego wyłącznie zezwoleniem detalicznym. Tym samym, proponowany podatek w wysokości 1 zł za każde opakowanie jednostkowe, naliczony może zostać kilkukrotnie w ramach łańcucha sprzedaży. Ponadto, dostrzegamy wysokie ryzyko sporów kompetencyjnych między dwoma organami podatkowymi, tj. Naczelnikiem Pierwszego Urzędu Skarbowego w Bydgoszczy (który jest organem właściwym w sprawie opłaty) oraz trzecim Urzędem Skarbowym Warszawa-Śródmieście (właściwym do poboru i podziału opłaty). Tego rodzaju rozróżnienie wywołuje jedynie konfuzję i jest niewskazane – apelujemy zatem o wskazanie jednego organu podatkowego właściwego w zakresie projektowanego podatku (opłaty).

    Mamy nadzieję, że przedstawione powyżej uwagi okażą się pomocne przy dalszych pracach nad projektem ustawy. Podkreślając swój negatywny stosunek do samej koncepcji stojącej u jej założeń, deklarujemy jednocześnie gotowość do zapewniania bieżącego wsparcia projektodawcy, tak by projekt stanowiący ostateczny produkt jego prac, był możliwie najdoskonalszy. Aby osiągnąć ten cel należy jednak być gotowym na poważną refleksję nad projektem i jego zawartością – a tej zdecydowanie nie sprzyja tak duży pośpiech towarzyszący jego procedowaniu. 

     

    Pobierz stanowisko: 23.01.2020 Stanowisko ZPP ws. projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów

     

    Fot. jakob5200 / pixabay.com

     

    ZPP: Należy powstrzymać trend upadania małych sklepów

    Warszawa, 23 stycznia 2020 r.

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców: Należy powstrzymać trend upadania
    małych sklepów

     

    Konsekwentnie spada sprzedaż w małych sklepach. W rezultacie maleje ich liczba. Ekspertyzy wskazują, że to negatywne zjawisko, pogłębia ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele. Pomimo apelów organizacji pracodawców, ustawodawca nie planuje żadnych prób liberalizacji zakazu handlu. Należy podejmować wszelkie działania mogące powstrzymać likwidacje małych, polskich sklepów – apeluje Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Jako jedno z rozwiązań, ZPP proponuje szerokie wdrażanie innowacji technologicznych w małym handlu.

    Handel w Polsce notuje rokroczne wzrosty. Motorem tego zjawiska jest rosnąca konsumpcja, która jest głównym komponentem w strukturze wzrostu polskiego produktu krajowego brutto. Pomimo korzystnego otoczenia, likwidowane są kolejne małe sklepy. Notuje się konsekwentny spadek sprzedaży w segmencie tradycyjnym (niezorganizowane, pojedyncze sklepy zlokalizowane przede wszystkim
    w małych miastach i na obszarach wiejskich) na poziomie ok 7,7 proc. rocznie. Ekspertyzy wskazują na wpływ ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele, na pogłębianie negatywnego trendu w zakresie spadku roli handlu tradycyjnego – zaznacza w opublikowanym raporcie pt. „Perspektywy poprawy konkurencyjności na rynku handlu detalicznego w Polsce” Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.

    – Ustawa, która miała pomóc małym sklepom, przynosi odwrotny skutek. Zauważa się, że 49 proc. drobnych handlowców prowadzi dwa lub więcej sklepów. Przepisy dotykają ich więc bezpośrednio
    – mówi Piotr Palutkiewicz ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców i dodaje, że – rośnie udział dyskontów, które prowadzą aktywną politykę marketingową, zmieniając zachowania zakupowe Polaków. Ponadto duże sieci, korzystając z efektu skali, posiadają silną pozycję negocjacyjną w stosunku do producentów i są w stanie szybko dotrzeć z promocjami do konsumentów. Duzi producenci z kolei nie poświęcają czasu na negocjacje i realizowanie promocji z drobnymi partnerami.

    ZPP zauważa w raporcie, że liczba małoformatowych sklepów spożywczych systematycznie maleje, podczas gdy tzw. mały format pozostawał dotychczas główną siłą polskiego rynku FMCG, co jest ewenementem w skali europejskiej. W konsekwencji rekomenduje podjęcie działań mających na celu powstrzymanie likwidacji kolejnych małych sklepów. Aby sprostać temu zadaniu ZPP wskazał na istotę wdrażania innowacji technologicznych mających na celu wyjście naprzeciw oczekiwaniom konsumentów.

    – Trzeba powstrzymać negatywny trend wszystkimi możliwymi sposobami. Polacy nadal chcą robić zakupy w okolicznych, osiedlowych sklepach. Obiekty te, jeśli chcą przetrwać, muszą wykorzystywać praktyki stosowane np. przez convenience store. W tym zakresie ciekawą inicjatywą wydaje się M/platform polskiej spółki Comp Centrum Innowacji, do sieci której należy już 9 tysięcy małych sklepów. Narzędzie, które dostarcza spółka umożliwia organizowanie i zarządzanie promocjami i konkurencyjną walkę cenową. To duża szansa do małego polskiego handlu – zauważa Cezary Kaźmierczak, Prezes ZPP. Szef Związku dodaje – wykorzystanie technologii musi być połączone z modernizacją działania zbliżoną do praktyk convenience store. Te dwa elementy mogą spowodować, że wiele małych polskich sklepów będzie miało szanse przetrwać i być rentowne.

    ZPP ocenia, że stosowanie narzędzia M/Platform może przyczynić się do zmiany struktury i charakteru polskiego handlu. Przytoczony w raporcie case study pokazuje, że mały sklep decydując się na wykorzystanie platformy, otrzymuje moduł fiskalny połączony z oprogramowaniem do zarządzania sprzedażą. Sklep ma dzięki temu do dyspozycji oprogramowanie rejestrujące sprzedaż oraz dane dotyczące m.in. sprzedaży historycznej, rozliczenia płatności, indeksacji towaru czy też raporty analityczne pozwalające na śledzenie trendów w zakupach klientów. W ramach aplikacji otrzymuje on oferty promocyjne bezpośrednio od producentów.

    Dzięki wykorzystaniu narzędzia, klient otrzymuje produkt o cenie niższej, mały sklep oferuje promocje dotychczas dla niego niedostępne, przy równoczesnym utrzymaniu marży na sprzedawanych towarach. Producent zwiększa sprzedaż.

    – Jest to rozwiązanie zapewniające sklepom detalicznym dostęp do promocji oferowanych bezpośrednio przez producentów FMCG. W konsekwencji małe sklepy są w stanie podjąć konkurencję cenową ze sklepami wielkopowierzchniowymi, dyskontami oraz dużymi sieciami detalicznymi
    – dodaje Piotr Palutkiewicz ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

    – Należy wszelkimi sposobami powstrzymać trend upadku małych sklepów. Jeśli Rząd nie chce im pomóc liberalizując ustawę o zakazie handlu w niedziele, sklepikarze muszą znów wziąć sprawy w swoje ręce i wdrażać wszelkie dostępne narzędzia, które mogą być pomocne w konkurowaniu z dużymi podmiotami. Równolegle ZPP nie odpuści swoich działań mających na celu wprowadzenie zmian w ustawie o zakazie handlu – konkluduje Cezary Kaźmierczak.

     

    23.01.2020 Raport ZPP: Perspektywy poprawy konkurencyjności na rynku handlu detalicznego w Polsce

     

    Busometr ZPP: Poważne oznaki spowolnienia gospodarki. Rekordowo niski wskaźnik w obszarze inwestycji

    Warszawa, 20 stycznia 2020 r. 

     

    Poważne oznaki spowolnienia gospodarki. Rekordowo niski wskaźnik w obszarze inwestycji

     

    Indeks nastrojów przedsiębiorców „Busometr” na pierwsze półrocze 2020 – wyniósł 44,5 punktu (spadek z 48,8 punktów w poprzednim półroczu), co oznacza, że nastroje przedsiębiorców w dalszym ciągu się pogarszają. Spadek nastrojów w firmach wystąpił we wszystkich badanych komponentach (koniunktura gospodarcza, rynek pracy, inwestycje). Poziom nastrojów w zakresie inwestycji osiągnął poziom najniższy w historii badania. Pomimo spadków, przedsiębiorcy wykazują relatywny optymizm odnośnie sytuacji na rynku pracy.

    Od trzech półroczy notuje się spadek nastrojów w badaniu przedsiębiorców. W pierwszym półroczu 2020 roku najbardziej pesymistyczne pozostają mikrofirmy (indeks 41,3). Nastroje poprawiają się wraz ze wzrostem wielkości badanego przedsiębiorstwa. Wyższy wskaźnik optymizmu cechuje także młodsze firmy, działające na rynku nie dłużej niż 5 lat. Najgorsze nastroje wykazują podmioty w Polsce centralnej. Najbardziej pozytywnie patrzą w przyszłość firmy w północnej części Kraju.

    Po rekordowo optymistycznym II półroczu 2018 roku, od trzech edycji badania widzimy konsekwentny spadek nastrojów wśród przedsiębiorców. Są to bez wątpienia oznaki osłabienia koniunktury gospodarczej w Polsce. W obszarze inwestycji płacimy cenę chaosu komunikacyjnego generowanego przez rząd oraz pośpiesznych, dokonywanych znienacka regulacji – komentuje wyniki badania Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP.

    Najlepsze nastroje ciągle cechuje branża produkcyjna (wskaźnik 49,3). Gorsza atmosfera panuje w handlu (45,4) oraz usługach (43,2). Należy zaznaczyć, że dopiero wskaźnik powyżej 50 pkt. świadczy o pozytywnej tendencji w ocenie danego komponentu.

    W dalszym ciągu polskie firmy pozytywnie oceniają sytuację na rynku pracy. Wartość indeksu w tym komponencie wyniosła 55,8 pkt. i zanotowała nieznaczny 1,3 pkt. spadek w odniesieniu do poprzedniego półrocza. Co ciekawe, wzrósł odsetek zarówno firm planujących podwyżki (29% wobec 25% w poprzednim półroczu), jak i tych, które wynagrodzenia planują obniżyć (6%, podczas gdy w II półroczu 2019 roku było to jedynie 2% firm).

    Rekordowo niski poziom nastrojów panuje w obszarze inwestycji. Busometr w tym komponencie zanotował najniższy wynik w 9 letniej historii badania (indeks 33 pkt.). Aż 61% przedsiębiorców zadeklarowało, że nie planuje inwestycji w najbliższych miesiącach.

    ***

    Busometr ZPP – Indeks Nastrojów Gospodarczych MSP, jest wskaźnikiem pokazującym stopień optymizmu małych i średnich przedsiębiorców i ich planowane działania w perspektywie najbliższego półrocza.

    Na wartość Indeksu Busometr wpływ mają trzy komponenty: (1) koniunktury gospodarczej, (2) rynku pracy (płace i zatrudnianie) oraz (3) inwestycji.

    Wartość każdego z komponentów mieści się w przedziale od 0 do 100.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz firma Maison&Partners prowadzą badania wśród przedsiębiorców w oparciu o próbę zróżnicowaną ze względu na liczbę zatrudnianych pracowników, próby małych i średnich firm w Polsce (do 250 zatrudnionych). Busometr ZPP jest publikowany co pół roku. Wielkość próby to N = 600 respondentów z sektora MSP.

    Badanie jest realizowane od 2011 roku.

     

    14.01.2020 Busometr ZPP. Prognoza na I półrocze 2020

     

    Foto: Mediamodifier/pixabay.com

    ZPP o podatku od napojów słodzonych: nie ma dowodów na skuteczność takich regulacji, celem jest wyłącznie uzyskanie środków do budżetu

    Warszawa, 17 stycznia 2020 r.

     

     

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców o podatku od napojów słodzonych:
    nie ma dowodów na skuteczność takich regulacji, celem jest wyłącznie uzyskanie środków do budżetu

     

    Nie od 2022 roku, jak zapowiedziano w Narodowej Strategii Onkologicznej, lecz już od kwietnia 2020 ma w Polsce obowiązywać tzw. podatek cukrowy. Zmian w stosunku do pierwotnie zapowiadanej regulacji jest więcej – opodatkowana ma nie być już „nadmierna ilość cukru” w produkcie, lecz jakakolwiek zawartość cukru lub innych substancji słodzących w napoju. Niezmienny pozostaje cel regulacji, który jest oczywiście fiskalny. To podstawowe konkluzje ze stanowiska Związku Przedsiębiorców i Pracodawców ws. podatku cukrowego, przedstawionego podczas konferencji prasowej w dniu 17 stycznia 2020 roku.

    – Tytuł projektu jest mylący, bo sugeruje że wspiera on jakkolwiek prozdrowotne wybory konsumentów – twierdzi Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP – Tymczasem oczywiste jest, że chodzi tylko o zebranie kilku dodatkowych miliardów złotych wpływów do budżetu. Używanie w treści projektu słowa „opłata” nie zmienia faktu, że zakłada on wprowadzenie do polskiego systemu trzech nowych podatków, i to trzeba z całą mocą podkreślić. Podatki powinny bowiem wchodzić w życie 1 stycznia, a więc w tym przypadku najwcześniej 1 stycznia 2021 roku.

    Przedstawiony przez Ministerstwo Zdrowia projekt ustawy przewiduje wprowadzenie dodatkowych obciążeń na sprzedaż napojów zawierających cukier lub inne substancje słodzące lub substancje aktywne, reklamę suplementów diety oraz sprzedaż napojów alkoholowych w opakowaniach o niewielkiej pojemności. Najwięcej kontrowersji budzi pierwsza z propozycji. Eksperci wskazują, że analogiczne rozwiązania zastosowane w innych państwach nie przyniosły oczekiwanego efektu w postaci poprawy stanu zdrowia społeczeństwa, w tym w szczególności zredukowaniu odsetka osób otyłych.

    – Podobne podatki wprowadzono w niektórych państwach europejskich, takich jak Wielka Brytania, a także na przykład w niektórych miastach w Stanach Zjednoczonych – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności – Są badania wskazujące na minimalne zmniejszenie spożycia opodatkowanych produktów, jednak regulacje okazują się nieskuteczne w sensie ich wpływu na zdrowie publiczne. W Wielkiej Brytanii spożycie cukru wzrosło, mimo wprowadzenia daniny, nie ma też udowodnionego wpływu regulacji na zmniejszenie skali otyłości.

    Niezależnie od merytorycznej oceny zawartości projektu, wątpliwości budzi również tryb jego procedowania. Przedsiębiorcy zwracają uwagę m.in. na krótki czas konsultacji, a także zaskakującą treść projektu.

    – Tekst projektu został opublikowany zaraz przed Bożym Narodzeniem, mimo że jeszcze kilka tygodni wcześniej zapowiedziano wprowadzenie podatku cukrowego na 2022 rok – podkreśla Jakub Bińkowski, dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji ZPP – Na konsultacje przeznaczono tylko 21 dni, obejmujących tradycyjnie urlopowy okres świąteczny i noworoczny. Zakres regulacji również różni się znacznie od tego, który był komunikowany jeszcze na początku grudnia. Ostatecznie, wydaje się że projekt zawiera przepisy techniczne podlegające obowiązkowi notyfikacji. Przedsiębiorcy mają pełne prawo czuć się zaskoczeni tak gwałtownym działaniem ustawodawcy.

    Przedstawiciele ZPP i PFPŻ odnosząc się do najnowszych zapowiedzi medialnych Ministerstwa Zdrowia, podkreślili gotowość przedsiębiorców do współpracy z resortem w celu wypracowania rozwiązań, które faktycznie będą wspierały promocje zdrowego stylu życia i racjonalnego żywienia.

    Stwierdzili jednocześnie, że wbrew twierdzeniom Ministerstwa Zdrowia nie ma konsensusu, co do zaproponowanych nowych rozwiązań, gdyż utrzymają one nieproporcjonalnie w stosunku do siły nabywczej polskiego konsumenta wysoki poziom podatku oraz nie wspierają prozdrowotnych reformulacji i innowacji produktowych.

    Przedsiębiorcy wskazują, że nie ma żadnych dowodów na prozdrowotne skutki wprowadzania podatków dyskryminujących i stoją na stanowisku, że tylko kompleksowe podejście oparte na reformulacji składów, innowacyjności i szerokiej edukacji może być właściwym wsparciem dla polityki prozdrowotnej Państwa.

    Dla członków ZPP

    Nasze strony

    Subskrybuj nasze newslettery