• PL
  • EN
  • szukaj

    Komentarz ZPP ws. wniosku dotyczącego ustanowienia obowiązku minimalnego magazynowania gazu

    Warszawa, 10 maja 2022 r. 

     

    Komentarz ZPP ws. wniosku dotyczącego ustanowienia obowiązku minimalnego magazynowania gazu

     

    Unijni przywódcy spotkali się na nieformalnym spotkaniu głów państw i rządów w Wersalu w dniach 10 – 11 marca 2022 roku. Głównym powodem była reakcja na rosyjską inwazję na Ukrainę. Przywódcy przyjęli deklarację wersalską, która określa wspólny plan działań UE w zakresie zwiększenia obronności, zmniejszenia zależności energetycznej, budowania solidniejszej bazy ekonomicznej oraz wspierania inwestycji. W wyniku powyższych ustaleń Komisja Europejska przedstawiła 22 marca 2022 roku propozycję rozporządzenia w sprawie ustanowienia obowiązku minimalnego magazynowania gazu (Gas Storage Regulation). Komisja Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) Parlamentu Europejskie dnia 23 marca 2022 roku przyjęła powyższą regulację oraz skierowała wniosek o zastosowanie trybu pilnego prac nad projektem, który będzie głosowany na posiedzeniu plenarnym w dniach 04 – 07 kwietnia 2022 roku. Sprawozdawcą projektu rozporządzenia w Parlamencie Europejskim jest Profesor Jerzy Buzek. Funkcję sprawozdawców w Europejskim Komitecie Ekonomicznym i Społecznych objęli Wiceprezes ZPP Marcin Nowacki oraz Mateusz Szymański ze związku zawodowego Solidarność.

    Zgodnie z nowymi przepisami państwa członkowskie Unii Europejskiej będą musiały zagwarantować, że ich magazyny gazowe zostaną zapełnione do pierwszego dnia listopada każdego roku na poziomie minimum 90 procent. Wyjątek stanowiłby rok 2022, w którym cel ten wynosiłby 80 procent. Ponadto, cele pośrednie miałaby zagwarantować napełnienie zbiorników przez cały rok. Kolejnym postanowieniem jest obowiązkowa certyfikacja operatorów systemów magazynowania, która ma zmniejszyć ryzyko wynikające z wpływu na infrastrukturę krytyczną. Trzecim uzgodnieniem jest zachęta do dalszego wykorzystania pojemności magazynowych oraz ewentualne zwolnienia z taryf przesyłowych w magazynowych punktach wejścia lub wyjścia.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców popiera propozycję rozporządzenia jako narzędzia, które w realny sposób może przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego UE. Ze szczególnym uznaniem odnosimy się do szybkiego tempa reakcji i postępów prac instytucji unijnych. Jednocześnie, ZPP apeluje o rozszerzenie projektu rozporządzenia o następujące kwestie.

    Po pierwsze, w naszej ocenie konieczne jest wprowadzenie krótkoterminowego instrumentu inwestycyjnego w celu rozwoju infrastruktury gotowej do wykorzystania wodoru. Sukces wspólnej polityki magazynowania gazu zależy w znacznej mierze od możliwości efektywnego przesyłu gazu. Dlatego aby zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne Europy w perspektywie długoterminowej, konieczne są inwestycje w infrastrukturę, w tym w infrastrukturę przystosowaną do przesyłania wodoru, a zwłaszcza w interkonektory i magazyny. Postulat ten jest szczególnie istotny biorąc pod uwagę fakt, że niedawno zakończona rewizja rozporządzenia TEN-E zakończyła możliwości wspierania inwestycji w infrastrukturę gazową.

    Inwestycje infrastrukturalne zwiększą bezpieczeństwo energetyczne UE długofalowo, natomiast ze względu na długi okres realizacji nie rozwiążą problemów wywołanych rosyjską agresją tu i teraz. W związku z tym w perspektywie krótkoterminowej, UE powinna rozważyć współpracę z graniczącymi z UE krajami trzecimi w zakresie wykorzystania istniejących magazynów gazu. W naszej ocenie, współpraca z krajami trzecimi, w szczególności z Ukrainą, może w szybkim tempie doprowadzić do zapewnienia odpowiednich poziomów magazynowania gazu, dlatego też należy jej nadać wysoki priorytet.

    Następnie ZPP apeluje rozwinięcie zaproponowanego przez Komisję mechanizmu podziału obciążeń i uzupełnienie rozporządzenia o plany dla poszczególnych państw członkowskich, które uwzględniałyby wielkości magazynów, konsumpcje w danym kraju oraz możliwości magazynu w zakresie obsługi innych krajów w regionie, tak aby uniknąć niezrównoważonego podziału obciążeń, ryzyk i kosztów. Obawiamy się, że brak odpowiedniej koordynacji działań może doprowadzić do wysokich fluktuacji cen gazu w niektórych państwach członkowskich.

    ZPP popiera wprowadzenie obowiązkowej certyfikacji operatorów systemów magazynowych. Mimo krótkich terminów przewidzianych w rozporządzeniu i ze względu na możliwość odwołania się od decyzji administracyjnej, przed wydaniem prawomocnej decyzji pozbawiającej operatorów instalacji magazynowych licencji upłynie kilka lat. Dlatego zauważamy, że obowiązkowa certyfikacja operatorów systemów magazynowania jest instrumentem, który poprawi bezpieczeństwo energetyczne UE w perspektywie długoterminowej, a nie krótkoterminowej. W świetle powyższego, uważamy za konieczne zastosowanie mechanizmu wczesnego wdrożenia, który umożliwi krajowym organom regulacyjnym jak najszybsze rozpoczęcie prac przygotowawczych nad obowiązkowym procesem certyfikacji. Jednocześnie apelujemy do KE o szybkie wydanie wytycznych, które zapewnią jednolite wdrażanie przepisów rozporządzenia we wszystkich państwach członkowskich.

     

    Zobacz: 10.05.2022 Komentarz ZPP ws. wniosku dotyczącego ustanowienia obowiązku minimalnego magazynowania gazu

    Badanie ZPP: 95% „pracowników platformowych” jest zadowolonych ze współpracy z platformami. Większość z nich jest przeciwna przymusowym umowom o pracę

    Warszawa, 5 maja 2022 r. 

     

    Badanie ZPP: 95% „pracowników platformowych” jest zadowolonych ze współpracy z platformami. Większość z nich jest przeciwna przymusowym umowom o pracę.

     

    CO TO JEST PRACA PLATFORMOWA?

     „Praca platformowa”, „gig economy” czy nawet „praca fuch” – to określenia coraz częściej pojawiające się w debacie publicznej. Mimo ich pozornie enigmatycznego charakteru, a także częstego powiązania z aplikacjami online, nie opisują one ściśle żadnego nowego zjawiska. Freelancing, tzn. przyjmowanie zleceń na określone zadania od różnych podmiotów, bez powiązania z jednym, konkretnym pracodawcą, był obecny w życiu gospodarczym od dawna, tak samo jak wykorzystywanie pośredników w celu „sparowania” wykonawcy z zamawiającym.

    Model „pracy platformowej” powszechnie kojarzony jest z przewozem osób czy dostarczaniem jedzenia. Funkcjonuje także jednak w innych branżach – takich jak przewozy paczek (kurierzy), rynek usług IT, niań czy „złotych rączek”.  Wziąwszy pod uwagę ten kontekst należałoby stwierdzić, że wzrost popularności „pracy platformowej” powiązany jest z naturalną ewolucją rynku pracy w kierunku większej elastyczności, możliwości nawiązywania współpracy z wieloma podmiotami jednocześnie, i chęcią samodzielnego zarządzania swoim czasem pracy, zadaniami etc. Tak postawioną tezę potwierdzają wnioski z badania przeprowadzonego na zlecenie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

    BADANIE ZPP

    Badanie przeprowadzono na początku 2022 roku. Część ilościową zrealizowano metodą CATI, część jakościową z kolei opracowano na podstawie indywidualnych pogłębionych wywiadów. W badaniu wzięli udział „pracownicy platformowi” reprezentujący następujące sektory:

    – dostawy jedzenia,
    – przewozy osób,
    – naprawy i drobne usługi,
    – opieka nad dziećmi,
    – przewozy paczek,
    – usługi IT

    ZALETY PRACY PLATFORMOWEJ WG PRACOWNIKÓW

    Jak wynika z badania, jednym z głównych czynników zachęcających do podjęcia współpracy z platformami jest m.in. możliwość łatwiejszego i szybszego dotarcia do klientów czy niski próg wejścia, tj. możliwość łatwego rozpoczęcia pracy.

    Dla „pracowników platformowych” ważny jest także wysoki poziom elastyczności. O tym, że oczekiwania te są w ramach współpracy z platformami realizowane, świadczy fakt, że te same czynniki zostały przez ankietowanych wskazane jako kluczowe zalety współpracy z platformami.

    ZADOWOLENIE Z PRACY PLATFORMOWEJ

    W konsekwencji, 95% respondentów twierdzi, że jest zadowolona ze współpracy z platformą.

    Respondenci oceniają warunki współpracy z platformami jako zrozumiałe (98%) i uczciwe (96%).

    Poziom zadowolenia ze współpracy, a także pozytywna ocena jej warunków, przekłada się również na ocenę własnej sytuacji finansowej. 93% „pracowników platformowych” dobrze ocenia swoją sytuację finansową, a niemal co trzeci ankietowany uzyskuje ze zleceń otrzymanych za pośrednictwem platformy dochód w wysokości przekraczającej 5 tys. zł netto.

    Wysoki poziom zadowolenia ze współpracy z platformami i z proponowanych przez nie warunków, odzwierciedlony jest w planach zawodowych respondentów. Ponad 80% z nich planuje bowiem wykonywać tego rodzaju pracę dłużej, w ramach albo jedynego (42%) albo dodatkowego (41%) źródła utrzymania. Zaledwie dla 17% ankietowanych „praca platformowa” ma charakter przejściowy i chwilowy.

    PRACA ETATOWA

    Co znamienne, ale również bardzo spójne z odpowiedziami na pytanie o największe zalety „pracy platformowej”, większość (61%) ankietowanych współpracowników platform nie chciałaby wprowadzenia prawa, które sprawiłoby, że platforma będzie musiała zatrudnić ich na etat, z czego 24% jest zdecydowanie takiemu pomysłowi przeciwna. Jednocześnie ponad 40% byłaby skłonna zrezygnować z części wynagrodzenia lub elastyczności współpracy na rzecz uzyskania uprawnień pracowników zatrudnionych na podstawie umowy o pracę.

    Tym samym należałoby uznać, że „pracownicy platformowi” opowiadają się za swobodą kształtowania stosunków pomiędzy nimi a platformami. Sami podejmują zresztą aktywność zawodową w oparciu o różne formy zatrudnienia – choć przeważająca większość prowadzi własną działalność gospodarczą, to jednak 14% pracuje właśnie w oparciu o umowę o pracę. Można z tego wywnioskować, że na rynku funkcjonują różne modele współpracy między „pracownikami platformowymi” a platformami.

    Ważne wydaje się, że niemal ¾ ankietowanych (a większość respondentów ma ponad dwuletnie doświadczenie we współpracy z platformami) nie spotkała się nigdy z niedogodnościami w ramach współpracy z platformami. Co piąty respondent stwierdził, że sporadycznie odnotowywał tego rodzaju niedogodności, mające z reguły charakter problemów technicznych      czy awarii aplikacji. W wywiadach jakościowych, „pracownicy platformowi” zwracali uwagę na postrzegane przez nich słabe strony współpracy z platformami. Z reguły były one związane z konkretnymi zasadami wynikającymi z regulaminu platformy, a odnoszącymi się np. do pobieranych prowizji czy zasad rozliczenia.   

    WNIOSKI Z BADANIA

    Konkludując, przeprowadzone badanie wskazuje na wysoki poziom zadowolenia „pracowników platformowych” ze współpracy z platformami. Ankietowani nie dostrzegają potrzeby wprowadzenia przepisów zobowiązujących platformy do zatrudniania na podstawie umowy o pracę, nawet jeśli indywidualnie preferują zatrudnienie w tej formule. Zdecydowana większość z nich ceni sobie elastyczność zapewnianą przez platformy, a także łatwość w dotarciu do klientów. W codziennej pracy z platformami ankietowani raczej nie odnotowują problemów, a jeśli już się zdarzają, mają one charakter techniczny. „Pracownicy platformowi” uważają warunki swojej współpracy z platformami za zrozumiałe i uczciwe, a ew. słabe strony pracy platformowej nie są przez nich odbierane jako poważne problemy.

    ROSYJSKA AGRESJA NA UKRAINĘ A ZMIANY NA RYNKU PRACY W POLSCE

    Trzeba zaznaczyć, że badanie zostało przeprowadzone jeszcze przed rosyjską agresją na Ukrainę. Jest to istotne o tyle, że w ciągu ostatnich tygodni w Polsce pojawiło się ponad 2 mln uchodźców – głównie kobiet z dziećmi. Ten największy od lat kryzys migracyjny będzie miał swoje skutki dla polityki mieszkaniowej, demograficznej, a także dla rynku pracy. Z punktu widzenia osób, które przybyły do naszego kraju kluczowa jest możliwość szybkiego i łatwego podjęcia działalności zarobkowej. Prawodawca już przygotował w tym zakresie odpowiednie przepisy, a wydaje się, że praca z wykorzystaniem platform może – dzięki swojej elastyczności i łatwości rozpoczęcia – stanowić atrakcyjną opcję szybkiego wejścia na rynek pracy w Polsce, a dzięki temu również łatwiejszej aklimatyzacji w kraju. Platformy tworzą miejsca pracy o cechach szczególnie potrzebnych w obecnych warunkach.

    Mając na względzie powyższe należy rekomendować prawodawcy bardzo ostrożne podejście do ew. prób regulowania sposobu funkcjonowania platform. Temat ten jest obecny zarówno w polskiej jak i europejskiej dyskusji, jednak wyniki badania sugerują, że jej kluczowy element, tzn. uznanie  „pracowników platformowych” za pracowników w rozumieniu Kodeksu pracy ze wszystkimi tego konsekwencjami, nie znajduje zrozumienia i poparcia wśród samych „pracowników platformowych”. Tym samym, jeśli planowana byłaby jakakolwiek ingerencja regulacyjna w rynek, stosowne przepisy powinny powstać w głębokim dialogu zarówno z przedstawicielami platform, jak i przedstawicielami „pracowników platformowych”.

     

    Zobacz: 05.05.2022 Badanie ZPP: Wyzwania, codzienność i oczekiwania osób świadczących usługi za pośrednictwem platform online

    Opinia Głównego Eksperta ZPP ds. Gospodarki Cyfrowej ws. Aktu o sztucznej inteligencji

    Warszawa, 5 maja 2022 r. 

     

    Opinia Głównego Eksperta ds. Gospodarki Cyfrowej ws. Aktu o sztucznej inteligencji

     

    Choć prace nad nowym rozporządzeniem o sztucznej inteligencji wciąż trwają, to już dziś wiemy na pewno, że Unia Europejska jako pierwsza na świecie ureguluje działanie sztucznej inteligencji – a tym samym wyznaczy globalny standard, za którym podążą inne kraje.

    W kwietniu zeszłego roku Komisja Europejska przedstawiła projekt unijnego rozporządzenia w sprawie sztucznej inteligencji (Artificial Intelligence Act lub AIA). Jest to pierwsza na świecie próba kompleksowego uregulowania technologii wykorzystującej sztuczną inteligencję (SI). Zgodnie z nowymi zasadami, rozwój SI ma stawiać w centrum zainteresowania człowieka i być oparty na poszanowaniu europejskich wartości. Dlatego SI powinna być surowo i przejrzyście uregulowana, zwłaszcza w sektorach podwyższonego ryzyka. Z tak sformułowanymi celami naturalnie nie sposób się nie zgodzić. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy dokładniej przyjrzymy się zapisom AIA.

    Kontrowersje według definicji SI

    Analizę AIA warto zacząć od samej definicji sztucznej inteligencji. Środowisko naukowe nie osiągnęło jeszcze konsensusu w tej kwestii, a szybki postęp technologiczny z pewnością nie ułatwia zadania. Komisja zaproponowała własną definicję, która miała w jak największym stopniu być neutralna technologicznie oraz w jak najmniejszym stopniu podlegać dezaktualizacji. Jednak w efekcie Komisja zaklasyfikowała jako SI nie tylko mechanizmy uczenia maszynowego, ale również metody oparte na logice i wiedzy, podejścia statystyczne, estymację bayesowską oraz metody wyszukiwania i optymalizacji – czyli większość oprogramowań komputerowych. Definicja zaproponowana przez Radę jest bardziej wyważona, jednak to może nie rozwiązać problemu, a przynajmniej nie na stałe. AIA przewiduje obowiązkową rewizję co 24 miesiące, która umożliwi Komisji Europejskiej aktualizację katalogu systemów uznanych za SI. Taki zapis z jednej strony jest zrozumiały w obliczu szybkiego postępu, a z drugiej obniża stabilność prawa i będzie zniechęcać do inwestycji i rozwoju SI na terenie UE. Decyzja o zaklasyfikowaniu technologii jako SI nie powinna być podejmowana pochopnie – Centre for Data Innovation oszacowało, że koszt uzyskania zgodności z wymogami technologii wysokiego ryzyka to aż 400 tys. euro dla przedsiębiorstw z segmentu MŚP.

    Lepiej być drugim na mecie?

    W drugiej kolejności warto zwrócić uwagę na wymagania, jakie AIA stawia przed firmami technologicznymi. W pewnym sensie sukces AIA – jak każdego innego rozporządzenia – zależy od tego, czy obowiązki są wykonalne, racjonalne i proporcjonalne. Niestety, w AIA znajdujemy wiele zapisów, które są pozbawione tych cech – np. taki, że „zbiory danych dotyczących szkolenia, walidacji i testowania powinny być istotne, reprezentatywne, wolne od błędów i kompletne”. Choć cel jest słuszny, w praktyce nie da się tego zagwarantować. Dodatkowo przepis ten zdaje się ignorować fakt, że niektóre techniki, mające na celu poprawę prywatności użytkowników, celowo wprowadzają błędy do zbiorów danych.

    Bycie prekursorem i wyznaczanie światowych standardów jest oczywiście osiągnięciem samym w sobie. Jednak należy się zastanowić, czy w przypadku regulacji nie warto czasami być tym drugim na mecie. Za przykład może tutaj posłużyć inne niedawne osiągnięcie UE, tj. Akt o rynkach cyfrowych znany szerzej pod swoją angielską nazwą Digital Markets Act (DMA). Negocjacje DMA zakończyły się w zawrotnym tempie 18 miesięcy od momentu opublikowania projektu rozporządzenia przez Komisję, co nie pozostało bez wpływu na jakość niektórych rozwiązań. Niedługo po publikacji projektu DMA Wielka Brytania ogłosiła chęć reformy systemu prawa konkurencji. Brytyjczycy rozpoczęli konsultacje publiczne w połowie 2021 r. Ich wyniki jeszcze nie zostały opublikowane, a na początku tego roku brytyjski minister ds. technologii Chris Philp powiedział, że podejście jego rządu będzie bardziej „elastyczne” niż unijne DMA.

    Jedną z kluczowych różnic jest to, że przepisy brytyjskie będą bardziej dostosowane do konkretnej firmy, której przyznano pozycję strategiczną na rynku, w odróżnieniu od podejścia unijnego, które zakłada, że wszystkie firmy muszą przestrzegać tego samego zbioru zakazów i zobowiązań, mimo znacznych różnic w ich modelach biznesowych. Podejście „one-size-fits-all” jest jednym z największych problemów DMA, który był szeroko krytykowany podczas prac nad rozporządzeniem. Bez wątpienia Brytyjczycy, przyglądając się pracom nad wdrożeniem DMA, będą mogli wyciągnąć wiele więcej przydatnych wskazówek na temat tego, jak zaprojektować krajową legislację.

    Unia Europejska osiągnęła swój cel – wreszcie zajęła pierwsze miejsce na świecie w czymś związanym z sektorem technologicznym. Nie jest to jednak rozwój ani stopa inwestycji, tylko… regulacje.

    Kamila Sotomska
    Głównym Ekspert ZPP ds. Gospodarki Cyfrowej 


    ***
    Tekst został oryginalnie opublikowany w formie artykułu pt. “Regulacja na wyścigi” w miesięczniku Forum Polskiej Gospodarki dostępny pod adresem: https://fpg24.pl/regulacja-na-wyscigi/

     

    Zobacz: 05.05.2022 Opinia Głównego Eksperta ZPP ds. Gospodarki Cyfrowej ws. Aktu o sztucznej inteligencji

    Stanowisko ZPP ws. wykluczenia instytucji finansowych z systemu ETS

    Warszawa, 4 maja 2022 r. 

     

    Stanowisko ZPP ws. wykluczenia instytucji finansowych z systemu ETS

     

    • Instytucje finansowe odpowiadają za 35% udział w rynku handlu uprawnieniami.
    • Banki, fundusze inwestycyjne i hedgingowe, które uczestniczą w handlu uprawnieniami to głównie podmioty spoza Unii Europejskiej, w dużej mierze pochodzące z rajów podatkowych.
    • Uczestnictwo inwestorów w systemie ETS przekłada się na wzrost cen uprawnień oraz większą zmienność na rynku.
    • Wyższe ceny uprawnień oznaczają droższą energię elektryczną, co z kolei obniża konkurencyjność unijnej gospodarki w obszarze międzynarodowego handlu.

    Obecna sytuacja związana z rosyjską agresją na Ukrainę generuje szereg pytań na temat bezpieczeństwa energetycznego Polski oraz całej Europy. Z jednej strony, kluczowe jest zapewnienie przedsiębiorstwom oraz gospodarstwom domowym niezbędnej ilości energii elektrycznej. Istotna pozostaje przy tym również konieczność utrzymania cen energii dla odbiorców końcowych na rozsądnych poziomach.

    Z tego też powodu, Unia Europejska powinna skupić się na poszukiwaniu rozwiązań, które wzmacniałyby jej niezależność energetyczną. Podejmowane w ostatnim czasie instrumenty o charakterze doraźnym, takie jak redukcja podatków na energię elektryczną oraz paliwa przynoszą chwilowe wytchnienie dla odbiorców końcowych. Nie rozwiązują one jednak strukturalnych problemów, z którymi boryka się coraz większa grupa Europejczyków.

    Wobec rosnących zagrożeń i wyzwań związanych z rynkiem energii, zdaniem ZPP, niezbędna jest natychmiastowa reforma Europejskiego Systemu Handlu Emisjami. Rewizja tego instrumentu powinna rozpocząć się od wykluczenia instytucji finansowych z katalogu podmiotów uprawnionych do dokonywania transakcji uprawnieniami do emisji CO2. 

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców krytycznie odnosi się przy tym do treści raportu przygotowanego przez Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA). Jak wskazują autorzy opracowania, nie dostrzegają oni nieprawidłowości w funkcjonowaniu rynkowego obrotu uprawnieniami do emisji CO2, w związku z czym, według urzędu nie istnieją podstawy do wykluczenia instytucji finansowych z systemu ETS.

    Stoimy na stanowisku, iż w raporcie ESMA wpływ inwestorów na Europejski System Handlu Emisjami jest niedoszacowany. Co więcej, autorzy pod wieloma względami przytaczają informacje, które mają istotny wpływ na kształt tego rynku i które prowadzą do jednoznacznego wniosku o potrzebie eliminacji z obrotu podmiotów innych niż uczestnicy rynku (emitenci CO2 i wytwórcy OZE).

    Przede wszystkim, dokument ignoruje znaczenie instytucji finansowych na rynku ETS, mimo, że stanowią one dużą grupę spośród podmiotów dopuszczonych do handlu uprawnieniami. Zgodnie z informacjami Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, podmioty zaliczane do kategorii firm inwestycyjnych i kredytowych oraz funduszy inwestycyjnych i pozostałych instytucji finansowych odpowiadają za około 35% długich pozycji zajmowanych na rynku instrumentów pochodnych[1] na zakup uprawnień. Z kolei wytwórcy, którzy są rzeczywistymi emitentami dwutlenku węgla, odpowiadają za zaledwie 7% pozycji typu long.

    Operatorzy instalacji objętych systemem ETS, którymi są m.in. elektrownie oraz elektrociepłownie zawierają tego rodzaju transakcje w celu zabezpieczenia się przed podwyżkami cen uprawnień w przyszłości (tzw. hedging). Dzięki takiemu rozwiązaniu, są one w stanie ograniczyć ryzyko finansowe oraz zmniejszyć swoje koszty funkcjonowania. Z kolei podmioty zaliczanie do instytucji finansowych uczestnicą w rynku celem spekulacji, czyli osiągania zysków na podstawie zmieniających się cen kontraktów terminowych. Innymi słowy, podmioty finansowe traktują uprawnienia CO2 jako kolejne aktywo inwestycyjne, które w ramach strategii „kup i trzymaj” lub arbitrażu[2] pozwala na osiąganie korzyści finansowych podobnie do akcji, obligacji czy surowców.

    Należy przy tym zauważyć, że uprawienia do emisji CO2 miały być mechanizmem przyczyniającym się do redukcji emisji krajów członkowskich UE, jak i poszczególnych elektrowni, ciepłowni i zakładów przemysłowych. Są one zatem szczególnym instrumentem, mającym na celu realizację polityki klimatycznej, dlatego dopuszczanie inwestorów do wewnętrznego, technicznego rynku ETS wydaje się być bezzasadne.

    Po drugie, Urząd sam wskazuje w raporcie, że instytucjami finansowymi, które uczestniczą  w handlu uprawnieniami  są głównie fundusze z krajów trzecich, tj. spoza Unii Europejskiej. Jak wynika z danych przytoczonych w raporcie, podmioty te mają siedziby głównie na Kajmanach, w USA, na Bermudach, Jersey oraz Guernsey.[3]

    Jak wskazano powyżej, ZPP zasadniczo sprzeciwia się obecności podmiotów inwestycyjnych w obrocie uprawnieniami do emisji CO2. Tym bardziej niezrozumiałe dla nas pozostaje, jaki jest cel dopuszczania do tego rynku instytucji finansowych, których jurysdykcja nie jest związana z UE. Co więcej, znaczna większość z powyżej przytoczonych państw jest uznawana za raje podatkowe, których systemy prawne pozwalają na zatajenie tożsamości beneficjenta rzeczywistego, stojącego za danymi podmiotami i inwestycjami. Powoduje to brak przejrzystości rynku oraz trudności w ocenie, czy Europejski System Handlu Emisjami nie jest poddawany manipulacjom.

    Twórcy raportu ESMA zwracają również uwagę na znaczący udział spekulantów w systemie tzw. handlu wysokiej częstotliwości. Co prawda zgodnie z danymi urzędu, zajmowane pozycje są niewielkie w porównaniu z innymi uczestnikami rynku, jednak należy zauważyć, że w tym przypadku kluczowym elementem jest bardzo duża ilość zawieranych (i stosunkowo niewielkich) transakcji w ramach systemu ETS. Należy również wspomnieć, że handel wysokiej częstotliwości odbywa się z wykorzystaniem specjalnie zaprojektowanych programów komputerowych, które na podstawie algorytmów decyzyjnych automatycznie dokonują wielu transakcji w bardzo krótkim czasie (np. kilku sekund). Charakterystyka tej strategii sprawia, że rynek staje się bardziej zmienny i tym samym podatny na nagłe, duże wahania cen instrumentów.

    Zdaniem ZPP, analiza ESMA nie dostrzega rosnącej roli inwestorów detalicznych na rynku uprawnień, którzy dokonują transakcji za pośrednictwem funduszy ETF. Pojawiające się w przestrzeni publicznej informacje na temat stale rosnących cen uprawnień do emisji CO2 przyciągają na rynek kolejnych inwestorów indywidualnych zainteresowanych inwestowaniem w ten instrument. Rosnąca popularność, a zatem również i popyt – może windować ceny fizycznych uprawnień, gdyż są one wykupywane przez tego rodzaju fundusze.[4] To z kolei prowadzi do problemów dla operatorów instalacji objętych systemem EUA, których koszty działalności w tej sytuacji znacząco rosną. Są oni bowiem zmuszeni do konkurowania z tzw. funduszami pasywnymi w zakresie zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla.

    Istotny w tym kontekście jest fakt, iż Europejski System Handlu Emisjami nie przewiduje jakiegokolwiek instrumentu ustanawiającego górną granicę ceny EUA. Rosnąca popularność tej formy inwestycji może się przerodzić w prawdziwą manię spekulacyjną, którą na przestrzeni wieków można było odnotować na szerokim spektrum aktywów – od holenderskich tulipanów, po kryptowaluty. W każdym z tych przypadków, kluczowe znaczenie dla powstania bańki cenowej odgrywali drobni, indywidualni inwestorzy. Należy zatem poważnie rozważyć wprowadzenie ograniczeń, dzięki którym uprawnienia EUA przestaną stanowić przedmiot inwestycji.

    Powyższe dane i fakty jednoznacznie wskazują, że system handlu uprawnieniami CO2 wymaga stosownych reform, które zapobiegną poważnym problemom na tym rynku. Fundamentalną zmianą, jaka powinna w tym zakresie zaistnieć to eliminacja instytucji finansowych i inwestorów ze spekulacyjnego obrotu uprawnieniami. System ETS ma jeden zasadniczy cel – jego obecność ma prowadzić do redukcji emisji CO2 w europejskiej gospodarce. Dopuszczanie do tego systemu podmiotów w żaden sposób niezwiązanych z instalacjami EUA nie pomaga  w osiągnięciu zakładanego rezultatu, a wręcz prowadzi to do wypaczeń rynku. Niedopuszczalna jest przy tym także sytuacja, w której firmy inwestycyjne z rajów podatkowych zarabiają na rosnących cenach uprawnień, co odbywa się wbrew interesom europejskich emitentów.

    Zdajemy sobie sprawę z faktu, iż rezygnacja z rosyjskich surowców energetycznych będzie miała swoją cenę. Państwa takie jak Polska są zmuszone do pilnej dywersyfikacji dostaw energii, co w krótkim terminie wiąże się z wyższymi nakładami na zakup surowców od nowych, zagranicznych partnerów. Wobec tego ważne jest, aby rosnące koszty energii elektrycznej niwelować na wszelkie dostępne sposoby. Jedną z takich możliwości jest rewizja Europejskiego Systemu Handlu Emisjami, która doprowadziłaby do strukturalnej obniżki cen uprawnień EUA.

    Powstająca bańka cenowa na rynku ETS w szczególności jest problemem dla polskiej gospodarki, zwłaszcza dla energetyki i ciepłownictwa, które oparte są w ok. 70% o węgiel. Surowiec ten emituje najwięcej CO2 spośród wszystkich paliw kopalnych, dlatego istotnie przekłada się na koszty energii elektrycznej dla rodzimych firm i gospodarstw domowych. Z tego powodu należy się zastanowić, czy system ETS został stworzony jako instrument do spekulacji dla inwestorów i instytucji finansowych.

    Co więcej, wysokie ceny energii stanowią strukturalny problem całej Unii, prowadzi to bowiem to spadku konkurencyjności europejskiego przemysłu względem zagranicznych konkurentów. W dłuższej perspektywie może to skutkować recesją w krajach Wspólnoty, a także masowym transferem bogactwa z UE do krajów trzecich, które charakteryzują się niższymi kosztami energii, dzięki czemu są w stanie produkować towary po znacząco niższych cenach.[5]

    ***

    [1] Rynek instrumentów pochodnych najbardziej płynnym rynkiem w EU ETS

    [2] Strategia inwestycyjna polegająca na wykorzystywaniu z różnic w cenie aktywów między osobnymi rynkami

    [3] https://www.esma.europa.eu/sites/default/files/library/esma70-445-38_final_report_on_emission_allowances_and_associated_derivatives.pdf

    [4] https://carbon-pulse.com/154468/

    [5] https://www.euractiv.com/section/energy/opinion/dreaming-isnt-going-to-solve-the-energy-crisis/

     

    Zobacz: 04.05.2022 Stanowisko ZPP ws. wykluczenia instytucji finansowych z systemu ETS

    Komentarz ZPP w sprawie potrzeby waloryzacji w budowlanych zamówieniach publicznych

    Warszawa, 27 kwietnia 2022 r. 

     

    Komentarz ZPP w sprawie potrzeby waloryzacji w budowlanych zamówieniach publicznych

     

    Polska, podobnie jak wiele innych krajów Europy i świata, od 2020 r. zmaga się z licznymi zagrożeniami w sferze gospodarczej. W wyniku pandemii i zamknięcia gospodarki doszło do zachwiania rynku nie tylko w naszym kraju, ale na całym świecie. W efekcie doszło do przerwania łańcuchów dostaw, opóźnień i zaburzenia normalnego kształtowania się relacji podaży i popytu. Od 2021 r. mamy do czynienia z kolejnym wielkim wyzwaniem, będącym częściowo pochodną pandemii – znaczącą inflacją. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego w marcu 2022 r. wyniosła ona w stosunku do analogicznego miesiąca roku ubiegłego aż 11%[1]. Z inflacją wiąże się nie tylko wzrost kosztów dóbr i usług w gospodarce, ale także wzrost presji płacowej na pracodawców, a tym samym wzrost kosztów pracy. Kolejne wielkie zagrożenie dla naszej gospodarki, to rosyjska agresja przeciwko Ukrainie. Trwająca wojna pogłębiła i nadal pogłębiać będzie kryzys związany z dostępnością konkretnych produktów. Z jednej strony wiąże się to bezpośrednio z działaniami wojennymi trwającymi na terytorium Ukrainy, która nie jest w związku z tym w stanie w pełni uczestniczyć w handlu światowym, a z drugiej strony z sankcjami gospodarczymi, jakie należało wymierzyć przeciw Rosji. Wskazać należy także na fakt, że znaczna część pracowników firm budowlanych w Polsce to Ukraińcy, spośród których wielu wraz z wybuchem wojny wróciło walczyć o niepodległość swojego kraju. To z kolei przekłada się na bardzo dotkliwe braki kadrowe w całym sektorze. W efekcie Polska, a także wiele innych zachodnich krajów, odczuwa znaczący wzrost cen i problemy z dostępnością wielu dóbr.

    Obecnie ceny podstawowych surowców i materiałów niezbędnych w branży budowlanej rosną w zastraszającym tempie. Media donoszą, że niektóre wyroby stalowe rosną o kilkadziesiąt procent z tygodnia na tydzień i ponad 200 procent rok do roku. Dotyczy to np. kształtek giętych na zimno, blachy HRC, prętów żelbetonowych czy profili[2]. Rosną ceny także drewna i innych materiałów budowlanych. Największe podwyżki względem analogicznego okresu roku ubiegłego dotyczą np. izolacji termicznej (+63%), płyt OSB (+50%), dachów, rynien (+37%), czy też tak podstawowego i powszechnego produktu, bez którego nie ma możliwości przeprowadzenia niemal żadnej inwestycji – cementu (+22%)[3]. Podwyżki cen materiałów w obecnej sytuacji nie są zaskakujące, znaczna ich część pochodzi bowiem ze wschodu. Ponadto ceny tych, które powstają w Polsce również rosną z powodu wzrostu kosztów pracy, energii elektrycznej, surowców, a także kosztów emisji CO2. Szacuje się, że obecnie koszt wybudowania domu i doprowadzenia go do stanu deweloperskiego jest nawet 40% wyższy niż jeszcze 2 lata temu[4].

    Obecna sytuacja w sposób istotny wpływa na cały sektor budowlany, między innymi na firmy czynnie uczestniczące w inwestycjach publicznych udzielanych w procedurze zamówień publicznych. Wiele z tych inwestycji odbywa się na podstawie konkursów, które rozstrzygane były wiele miesięcy przed gwałtownym wzrostem kosztów. Zagrożone mogą być jednak nie tylko trwające, ale również nowe inwestycje, gdyż z uwagi na charakterystykę sektora są one planowane na wiele miesięcy naprzód. Nie sposób tymczasem w obecnej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej przewidzieć, jak będzie wyglądała sytuacja na rynku i jakie będą koszty działalności nawet w perspektywie najbliższych miesięcy. W praktyce na rynku możemy zaobserwować liczne problemy z realizacją inwestycji, firmy odstępują od umów bądź nie są w stanie wykonać ich terminowo. W przypadku inwestycji publicznych sytuacja jest szczególnie trudna, gdyż warunki, na których udzielono zamówienia, w tym te dotyczące wynagrodzenia wykonawcy, są ściśle uregulowane. Firmy realizujące często bardzo istotne zamówienia o wysokiej wartości borykają się z licznymi problemami – wykonują je poniżej obecnych kosztów bądź nie są w stanie dotrzymać terminów zakończenia prac. W konsekwencji może to prowadzić do ich upadku, tym bardziej jeśli firmy te będą obciążane  karami umownymi. Sytuacja ta jest niebezpieczna także z perspektywy zamawiającego, gdyż może ona prowadzić do przerwania procesu inwestycyjnego.

    W tak trudnych warunkach rynkowych należałoby rozważyć wprowadzenie rozwiązań mogących zapobiegać nie tylko upadkowi firm budowlanych, ale także zapewniających realizację inwestycji publicznych. Należałoby w związku z tym wprowadzić w zamówieniach publicznych mechanizmy waloryzacji odpowiadające warunkom rynkowym. Koszty nowych inwestycji powinny być rozliczane zgodnie z realną zmianą cen np. paliw, asfaltu, cementu, stali, czy drewna. Mając powyższe na uwadze apelujemy do władz o przyjrzenie się problemowi oraz przeprowadzenie stosownych prac, które pomogą uniknąć upadków firm budowlanych oraz zaprzestaniu realizacji inwestycji publicznych.

    ***

    [1] https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ceny-handel/wskazniki-cen/wskazniki-cen-towarow-i-uslug-konsumpcyjnych-pot-inflacja-/miesieczne-wskazniki-cen-towarow-i-uslug-konsumpcyjnych-od-1982-roku/ (dostęp na dzień 26.04.2022 r.).

    [2] https://www.stockwatch.pl/wiadomosci/ceny-wyrobow-stalowych-bija-rekordy,akcje,295709 (dostęp na dzień 26.04.2022 r.).

    [3] https://www.muratorplus.pl/biznes/raporty-i-prognozy/wzrost-cen-materialow-budowlanych-co-zdrozalo-najbardziej-aa-BpMb-Zs56-X6ie.html (dostęp na dzień 26.04.2022 r.).

    [4] https://www.money.pl/gospodarka/ceny-materialow-budowlanych-w-gore-w-ten-sposob-przewidzisz-koszt-budowy-domu-6753582589295104a.html (dostęp na dzień 26.04.2022 r.).

     

    Zobacz: 27.04.2022 Komentarz ZPP w sprawie potrzeby waloryzacji w budowlanych zamówieniach publicznych

    Opinia Głównego Ekonomisty ZPP ws. polskiego długu publicznego

    Warszawa, 26 kwietnia 2022 r. 

     

    Opinia Głównego Ekonomisty ZPP ws. polskiego długu publicznego

     

    Temat finansowania długu publicznego powrócił do debaty: Polska stoi przed szeregiem dramatycznych wyzwań i właściwie rząd nie ma pomysłu co dalej. „Imperialne plany”: sfinansowania KPO własnymi środkami, pozabudżetowego wzrostu środków na wojsko, a pewnie i dodatkowego wzrostu wydatków socjalnych przed nadchodzącymi powoli wyborami wydają się – delikatnie mówiąc – coraz trudniejsze w realizacji.

    Rządowe – i nas wszystkich – problemy mają kilka źródeł. Pierwszym z nich jest skala reakcji na pandemię – zarówno od strony ograniczenia aktywności gospodarczej, jak i – co ważniejsze – równoważenia konsekwencji kolejnymi tarczami anty-covidowymi, które nadwyrężyły budżet. Nie byłoby to poważnym problemem gdyby nie kolejny czarny łabędź, wojna na Ukrainie. Nie byłoby to problemem gdyby, jak planował rząd, do Polski napłynął strumień unijnych dotacji w ramach KPO. Wreszcie nie byłoby to problemem, gdyby nie towarzyszyła temu polityka monetarna tyleż wygodna dla rządzących w krótkim okresie (niskie stopy procentowe stwarzały możliwość pozyskiwania pieniądza na rynku relatywnie tanio), co nieracjonalna.

    I tu pojawia się drugie źródło problemów – nie tylko polskie zresztą, ale coraz powszechniej występujące: wysoka, sięgająca już kilkunastu procent rocznie, inflacja. Na jej poziom wpływają wysokie ceny energii i surowców energetycznych, szybko rosnące ceny żywności, rosnące koszty życia. Z dzisiejszej perspektywy widać, że impuls inflacyjny był nieunikniony po pandemii, jednak spóźniona reakcja monetarna  przyniosła gwałtowny wzrost stóp procentowych NBP i WIBOR-u (przypomnijmy, że WIBOR 3M jeszcze pół roku temu był o 5 punktów procentowych niższy i niewiele przekraczał 0). Odsuwanie w czasie zaostrzenia polityki monetarnej doprowadziło nie tylko do gwałtownych decyzji (a więc bolesnych dostosowań), ale także do sytuacji, w której pozytywne skutki tych decyzji będą odsunięte w czasie bardziej niż by mogły.

    W ostatnich dniach słyszymy o problemach z finansowaniem długu. I nie ma im się co dziwić. Inflacja i prawdopodobieństwo wyższych stóp procentowych sprzyjają niskiej wycenie i wysokiej rentowności polskiego długu. Całkiem niedawno słyszeliśmy wypowiedzi o obligacjach na wydatki wojskowe, z których część miałaby być potem umorzona – kto je zechce kupić? Jak buduje to zaufanie pożyczkodawców do polskiego państwa? Potem usłyszeliśmy, że sfinansowanie zwiększonego budżetu MON wymagać będzie poluźnienia konstytucyjnego gorsetu długu. O to czy ten gorset jest zasadny, można się spierać. Nie ma jednak wątpliwości, że nie powinno się go poluźniać w sposób pospieszny i nieprzemyślany.

    Wreszcie z coraz większym obciążeniem finansowym – szczególnie dla samorządów – wiąże się   napływ uchodźców do Polski. Środki z KPO są tymczasem w dalszym ciągu wstrzymywane, polskie obligacje złotowe coraz trudniej uplasować na rynku, a koszt obsługi długu będzie szybko rósł.

    Uzupełnieniem tego obrazu jest podatkowy chaos Polskiego Ładu i wspomniane wyżej pomysły, by potrzebne wydatki na wojsko sfinansować w sposób pozabudżetowy, a przynajmniej bez podnoszenia podatków. Od początku roku obniżeniu uległa część podatków poprzez tarcze antyinflacyjne. Dodatkowo konieczność korekt Polskiego Ładu w trakcie roku wymusiła de facto kolejne obniżki. Co do zasady trudno narzekać na obniżanie poziomu podatków, wyjątkiem jest sytuacja, w której bezpieczeństwo wspólnoty politycznej wymaga pilnych wydatków. Tak jest właśnie teraz.

    Wydatki na wojsko nie powinny być sfinansowane z funduszy pozabudżetowych ani z pewnych sum uzyskanych (krótkookresowo) dzięki zabiegom regulacyjnym. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze – i przede wszystkim – obrona narodowa w sensie ekonomicznym jest dobrem publicznym, a z perspektywy politycznej jest interesem wspólnoty politycznej – narodu; społeczeństwa – która chce poprawić swoje egzystencjalne bezpieczeństwo. Wzrost nakładów na obronę narodową, tym bardziej znaczący, powinien być świadomym wyborem tejże wspólnoty. Wyborem, który oznacza albo zmniejszenie wydatków w innych obszarach (nakładów na kulturę, edukację, zdrowie publiczne, czy – a może przede wszystkim – wydatków społecznych), albo wzrost obciążeń podatkowych. Uwzględniając rozmiary sztywnych obciążeń budżetowych wydaje się, że to drugie – przynajmniej w pewnym stopniu będzie nieuniknione.

    Po drugie, strategia chowania długu, tak starannie dopracowywana i doskonalona przez kolejne rządy, jest nie do zaakceptowania. W sensie rozliczeń zgodnych z rachunkowością europejską nie ma znaczenia (bo i tak większość tego ukrytego długu jest uwzględniana), a na podwórku krajowym służy obchodzeniu konstytucyjnego limitu długu bez publicznej debaty i bez politycznej woli zmiany jego poziomów. Dziś podstawowym narzędziem chowania długu jest zwiększanie tzw. wydatków pozabudżetowych. To wydatki, które dużo słabiej poddają się publicznej kontroli (choćby tej parlamentarnej), a więc w ich przypadku pokusa nadużycia jest dużo poważniejsza. A co dopiero mówić o wydatkach na wojsko – remontach sprzętu, który potem i tak może zostać zniszczony w akcji, czy zakupach amunicji, która zostanie wystrzelana. Czy co gorsza o wielkich kontraktach, tak podatnych na wielką korupcję (grand corruption) sięgającą szczytów władzy. Wystarczy przypomnieć sobie koniec kariery Helmuta Kohla w RFN.  

    Po trzecie wreszcie, pozostaje sama kwestia limitu długu (pomińmy na razie kontekst europejski, skupmy się na krajowym podwórku). Limity zostały wpisane do konstytucji i od tego czasu trudno je ruszyć, choć bywa to kuszące. Trudność, a wręcz niemożliwość zbudowania koalicji, która by to umożliwiła, prowadzi do działań zastępczych (jak nacjonalizacja OFE czy wspomniane chowanie długu). Można by powiedzieć, że rynek zadba o faktyczne limity długu więc może tak twarde regulacje są zbędne. Wszak im większy będzie dług tym trudniej i tym drożej będzie pożyczać. Ale postawienie barier przed politykami (i tak słabszych niż się wydawało twórcom konstytucji) każe jednak panować w minimalnym przynajmniej stopniu nad pokusami nadmiernych wydatków i wymusza częściową choćby hierarchizację celów (zwłaszcza od strony wydatkowej).        

    Choć nie lubię tego argumentu, może tak jest, że przy obecnym stanie elit politycznych i kruchości instytucji i struktur administracyjnych takie sztywne rozwiązania sprawdzają się lepiej niż ich brak. To by oznaczało, że państwa, w których jakość instytucji i administracji jest lepsza mogą się bezpiecznie bez nich obywać; a te w których owej jakości zbywa – już raczej powinny się ich trzymać.

    Zamiast podsumowania przypomnijmy więc stan gry na dziś. Finansowanie nowych potrzeb, a nawet tych dotychczasowych, będzie w najbliższych miesiącach coraz droższe, wraz z tym, jak w warunkach rosnącej niepewności, wysokiej inflacji i wysokich stóp procentowych koszty obsługi długu będą rosły. Co więcej pojawia się ryzyko, że popyt rynkowy na nowe emisje obligacji będzie niższy niż w ostatnich latach i zdecydowanie niższy niż oczekiwania rządu. To będzie oznaczać, że finansowanie wydatków budżetowych nie tylko będzie coraz droższe, ale i coraz trudniejsze, no chyba że… odnajdziemy wspólny język z KE w sprawie finansowania KPO. Nowe potrzeby budżetowe, które się pojawią – a właściwie już się pojawiają – przyniosą pokusy by usunąć konstytucyjne limity zadłużenia albo szukać sposobów na przesunięcie kolejnej porcji publicznych wydatków poza budżet. A rozwiązania, które sprawdzą się w długim okresie są tylko dwa: obniżenie dotychczasowych wydatków i/lub podniesienie podatków.  

     

    Piotr Koryś
    Główny Ekonomista ZPP

     

    Zobacz: 26.04.2022 Opinia Głównego Ekonomisty ZPP ws. polskiego długu publicznego

    Stanowisko ZPP w sprawie rewizji Dyrektywy o Kredycie Konsumenckim

    Warszawa, 26 kwietnia 2022 r. 

     

    Stanowisko ZPP w sprawie rewizji Dyrektywy o Kredycie Konsumenckim

     

    Komisja Europejska przedstawiła w czerwcu 2021 roku projekt nowej Dyrektywy regulującej kredyty konsumenckie.[1] Propozycja ma zastąpić istniejącą Dyrektywę o Kredycie Konsumenckim z 2008 roku.[2] W uzasadnieniu projektu czytamy, że obecnie obowiązujący akt prawny nie spełnił całkowicie założonych celów, w związku z czym konieczne jest dokonanie rewizji. Jej celem jest wprowadzenie przepisów stanowiących czytelniejsze niż dotychczasowe ram prawnych dla działalności firm z branży finansowej oraz dostosowanie regulacji do postępującej transformacji cyfrowej. Dynamicznie rozwijające się możliwości płatności elektronicznych, a także postępujące w ślad za nimi uwarunkowania społeczno-ekonomiczne, powodują zmianę dotychczasowych nawyków konsumentów na rzecz użycia narzędzi, które nie zostały jeszcze uregulowane prawnie.

    Zmiana zachowań konsumentów wymusza odpowiednią adaptację technologiczną podmiotów branży finansowej. Jest to związane z postępującą digitalizacją handlu, metod płatności i usług finansowych. Powszechne stało się zapewnianie informacji o wykorzystywanych produktach w formie elektronicznej czy wykorzystanie mechanizmów oceny zdolności kredytowej opartych na zautomatyzowanych systemach podejmowania decyzji. Powyższe innowacje zrewolucjonizowały handel prowadzony w internecie i zwiększyły dostęp konsumentów do instrumentów finansowych.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) dostrzega konieczność rewizji przepisów Dyrektywy o Kredycie Konsumenckim. Jednak uważamy, że powinna ona tworzyć ramy prawne, które będą stymulować rozwój podlegającego dużym przeobrażeniom sektora technologii finansowych a nie tworzyć nadmierne bariery dla innowacji europejskich przedsiębiorstw. Regulacja powinna dążyć do wzmocnienia ochrony konsumentów oraz wzrostu dobrobytu konsumentów w środowisku cyfrowym poprzez dostęp do nowoczesnych i bezpiecznych narzędzi cyfrowych. W naszej analizie tekstu propozycji zidentyfikowaliśmy kilka rozwiązań w projekcie, które w naszej ocenie mogą być szkodliwe dla rozwoju FinTechów w Europie a także negatywnie wpłynąć na jakość dostępnych narzędzi cyfrowych i satysfakcję z ich użycia przez konsumentów. W poniższym stanowisku przedstawiamy nasze wątpliwości związane z propozycją rewizji.

    Buy-Now-Pay-Later

    Rozwój FinTechów w Europie jest bardzo dynamiczny. W Polsce jest już ponad 300 takich firm a zdecydowana większość z nich to młode przedsiębiorstwa nie starsze niż 4 – 5 lat.[3] Brak regulacji nadmiernie ograniczających zastosowanie nowoczesnych metod cyfrowych ma ogromne znaczenie dla ekspansji produktów firm z branży technologii finansowych. Obecnie najszybciej rozwijającą się funkcjonalnością w handlu internetowym jest możliwość zakupu z odroczonym terminem płatności (‘buy-now-pay-later’). Oznacza to, że konsument może dokonać zakupu przez internet a zapłaty dokonać później bez ponoszenia dodatkowej opłaty lub ponieść bardzo niską opłatę. Oferta ta została zapoczątkowana w Szwecji a z czasem stała się popularna w krajach skandynawskich. Obecnie coraz szybciej zdobywa ona popularność w Europie w miarę rozwoju sektora e-commerce. Przedstawione dane wskazują na udział BNPL w stosunku do całkowitego sektora płatności w handlu elektronicznym na poziomie 7.4 procenta rynku europejskiego, ponad dwudziestoprocentowy udział na rynku szwedzkim oraz tylko cztery procenty niższy udział na rynku niemieckim. Pokazuje to jak popularnym instrumentem płatniczym jest BNPL dla europejskich konsumentów.

    Dostęp do bezpiecznych usług finansowych jest korzystny dla konsumentów i pozwala im realizować swoje potrzeby życiowe. Nisko oprocentowane (lub nieoprocentowane) pożyczki internetowe są co do zasady instrumentami finansowymi o niskiej wysokości. Nie stanowią więc one odpowiednika dla zaciąganych na wysokie kwoty kredytów bankowych na potrzeby zakupu domu czy samochodu. Z tego względu BNPL posiada niskie ryzyko dla zwiększania zjawiska niewypłacalności konsumenckiej. Operatorzy BNPL oferują wiele rozwiązań, które mają na celu dopasować produkt do potrzeb klienta. Jednak możliwość tworzenia oferty dopasowanej do klientów może zostać ograniczona w skutek nieproporcjonalnych obciążeń prawnych wobec operatorów, które mogą doprowadzić do stworzenia instrumentów nieintuicyjnych i niezrozumiałych dla konsumentów.

    Ocena wiarygodności kredytowej

    Wymogi regulujące ocenę wiarygodności kredytowej wprowadzone w projekcie Dyrektywy powinny być dopasowane odpowiednio do rodzaju zawieranego zobowiązania finansowego. Różnicowana długość i koszt kredytu powinny warunkować konieczność adekwatnej oceny ryzyka kredytowego w stosunku do rzeczywistego zagrożenia niewypłacalnością. Czynniki społeczno-ekonomiczne powinny wpływać na rozróżnienie pomiędzy BNPL jako elastycznej opcji płatniczej, charakterem pożyczek o wysokim oprocentowaniu lub poziomie opłat dodatkowych czy produktami o wyższej kwocie zobowiązania. Co więcej, firmy e-commerce posiadają własne, wiarygodne systemy oceny ryzyka zadłużenia oparte o historię zakupów dokonywanych online czy bazę oszustw kredytowych. Dzięki temu BNPL jest usługą o niskim ryzyku co powinno mieć swoje odzwierciedlenie w propozycji Dyrektywy. Dodatkowo, jest to usługa charakteryzująca się natychmiastową realizacją, dlatego tradycyjna metoda oceny wiarygodności kredytowej oparta na weryfikacji dokumentów, np. zaświadczeń o dochodach, jest nieadekwatna do potrzeb e-commerce oraz bardziej kosztowna niż ocena oparta o systemy zautomatyzowane. Konsumenci mogą być niechętni do udostępniania online swoich dokumentów lub może się to dla nich okazać zbyt obciążające. W efekcie, byłoby to ze stratą dla firm FinTech oraz wykluczyło część konsumentów z dostępu do narzędzi kredytowych.

    Pożyczki o niskiej wartości

    Obecnie obowiązujący akt reguluje zobowiązania kredytowe w przedziale od 200 EUR do 75 000 EUR. Proponowana Dyrektywa rozszerza zakres obowiązywania przepisów na wszystkie kredyty o wartości równej lub niższej od 100 000 EUR. Oznacza to, że dokonywanie drobnych zakupów z użyciem usługi BNPL będzie wiązało się koniecznością zastosowania przepisów Dyrektywy.

    Wielu użytkowników BNPL nie postrzega tej metody finansowania jako zaciąganej pożyczki. Wpływa na to elastyczność tego narzędzia, które może być dopasowywane do potrzeb konkretnej oferty. Może ono przybrać formę spłaty opóźnionej o wyznaczony okres czasu (np. 30 lub 60 dni) czy rozłożonej na dogodne dla konsumenta raty. Inną opcją jest zakup ‘na próbę’, bez konieczności dokonywania natychmiastowej zapłaty, która jest komplementarna z coraz powszechniejszą polityką darmowych zwrotów sklepów internetowych. Powyższe wpływa na fakt, że dla konsumenta trudno jest dokonać skojarzenia pomiędzy klasycznym kredytem konsumenckim a BNPL. Także prawnie nie jest całkowicie jasne w jaki sposób należy kwalifikować poszczególne rodzaje BNPL. W zależności od spełnianej usługi może ono przybierać formę różnych znanych prawu zobowiązań kontaktowych.

    Obowiązek informacyjny przed zawarciem umowy

    Kolejnym czynnikiem mogącym wpływać negatywnie na rozwój innowacyjnych produktów finansowych może być nadmierny obowiązek informacyjny przed zawarciem umowy zapisany w projekcie Dyrektywy. Obecnie produkty FinTechów cieszą się coraz większą popularnością właśnie z uwagi na proste i przejrzyste reguły ich nabywania. Jest to zasadnicza różnica w stosunku do produktów bankowości tradycyjnej, które obłożone są restrykcyjnymi obowiązkami informacyjnymi o wpływie na wysokość posiadanego zobowiązania. W przypadku BNPL kwoty zobowiązań są na tyle niskie oraz w swej naturze krótkoterminowe, że tak szczegółowe zasady nie znajdują uzasadnienie dla konieczności szczegółowego zapoznawania się z nimi.

    Ponadto, spora część użytkowników dokonuje dzisiaj zakupów przez urządzenia mobilne. W związku z tym BNPL też jest najczęściej wykorzystywane przy zakupie przez telefony komórkowe czy tablety. Wprowadzenie szerokiego obowiązku informacyjnego przez operatorów spowoduje nieczytelność proponowanej oferty. To może w efekcie doprowadzić do rezygnacji z usługi ze szkodą dla konsumenta lub wyrażenia zgody bez zapoznawania się ze szczegółowymi warunkami umowy. To może prowadzić do niebezpiecznej sytuacji jaką jest tak zwany ‘consent-fatigue’. Jest to zjawisko, które polega na przedstawieniu użytkownikowi obszernych ilości informacji do zapoznania się i akceptacji przed rozpoczęciem korzystania z produktu lub usługi. Duża ilość prezentowanych informacji powoduje poczucie przytłoczenia nadmiarem treści po stronie konsumenta, które chce jak najefektywniej skorzystać z narzędzia bez czasochłonnego zapoznawania się z obszernymi treściami informacyjnymi. Taki efekt psychologiczny prowadzi do zagrożenie dla uwagi konsumenta, który akceptując zasady bez zapoznania się z nimi może paść ofiarą oszustwa i zaakceptować warunki dla niego niekorzystne. Jest to zjawisko negatywne, które jest wynikiem nieproporcjonalnego obowiązku informacyjnego po stronie operatora. Biorąc pod uwagę powyższe stoimy na stanowisku, że zwiększony obowiązek informacyjny nie będzie miał skutku korzystnego dla konsumentów jeśli nie zostanie zapewniony efektywny sposób prezentowania i prioretyzowania informacji.

    Podsumowując, dostrzegamy konieczność rewizji przepisów o kredytach konsumenckich i dostosowania ich do nowych potrzeb związanych z transformacją cyfrową. Zauważamy jednak, że pewne zapisy nowej Dyrektywy mogą zatrzymać dynamiczny rozwój firm z branży FinTech w Europie oraz być niekorzystne dla konsumentów. Biorąc pod uwagę dotychczasową wagę nadawaną ochronie konsumentów w linii orzeczniczej Trybunału Sprawiedliwości UE jak i działalności legislacyjnej Instytucji Europejskich, bez wątpienia dobro konsumentów jest wartością, które powinno być nadrzędne dla Unijnego prawodawcy przy tworzeniu nowego projektu Dyrektywy. Z tego powodu wzywamy do uwzględnienia przedstawionych powyżej uwag, aby uczynić przepisy Dyrektywy o Kredycie Konsumenckim korzystnymi dla europejskiej gospodarki.

    ***

    [1] https://ec.europa.eu/info/sites/default/files/new_proposal_ccd_en_3.pdf

    [2] https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/ALL/?uri=CELEX%3A32008L0048

    [3] https://www.ican.pl/b/jak-wyglada-polski-fintech-rzut-oka-na-branze/PMQpOzRdk

     

    Zobacz: 26.04.2022 Stanowisko w sprawie rewizji Dyrektywy o Kredycie Konsumenckim

    Stanowisko ZPP w sprawie projektu ustawy o działalności lombardowej

    Warszawa, 21 kwietnia 2022 r. 

     

    Stanowisko ZPP w sprawie projektu ustawy o działalności lombardowej

     

    Ministerstwo Finansów zaprezentowało 8 kwietnia projekt ustawy mającej uregulować działalność lombardów. Jest to odpowiedź na potrzebę uregulowania rynku, na którym dochodzi do licznych nadużyć.

    Konsumenci mają kilka sposobów uzyskania źródeł finansowania różnego rodzaju potrzeb. Pożyczki możemy uzyskać od rodziny bądź przyjaciół, albo od firm prowadzących profesjonalną działalność w tym zakresie. Do tego rodzaju podmiotów należą np. legalnie działające banki i firmy pożyczkowe. Podmioty te obwarowane są licznymi gwarancjami i muszą spełnić szereg wymogów ustawowych, aby móc działać i oferować kredyty konsumenckie. Do najważniejszych należy konieczność uzyskania wpisu do rejestru, podleganie nadzorowi przez Komisję Nadzoru Finansowego, czy oferowanie pożyczek na określonych zasadach dotyczących między innymi maksymalnej wysokości odsetek i pozostałych kosztów pożyczki.

    Innym sposobem pozyskiwania kapitału jest skorzystanie z usług lombardów. Najczęściej dochodzi do zawarcia umowy tak zwanej pożyczki lombardowej polegającej na uzyskaniu przez klienta określonych środków finansowych, od których lombard pobiera odsetki i inne koszty pożyczki, podobnie jak w przypadku kredytu konsumenckiego udzielanego przez banki i firmy pożyczkowe. Różnicą jest jednak to, że pożyczka lombardowa udzielana jest pod zastaw określonego dobra, a w przypadku braku zwrotu pożyczki lombard sprzedaje przedmiot zastawu pokrywając w ten sposób swoją wierzytelność.

    Lombardy na polskim rynku mają bardzo silną pozycję, która z roku na rok stale zyskuje na znaczeniu. Jak wskazuje raport ZPP „Rynek lombardów w Polsce. Nieprawidłowości, ochrona konsumentów, ryzyka systemowe.”[1] praktycznie niemożliwe jest oszacowanie rzeczywistej liczby lombardów w Polsce. Prawdziwa ich liczba może wynosić od 3 tys. (tyle podmiotów ma odpowiednie PKD) do nawet 40 tysięcy punktów, czyli pojedynczych lombardów. Warto wskazać, że aż 14% Polaków ma doświadczenie ze sprzedażą przedmiotu w lombardzie, co oznacza, że ich klientami było około 4,5 mln Polaków, w tym 1,5 miliona po wybuchu pandemii Covid-19, czyli od marcu 2020 r.

    W teorii działalność lombardowa na rynku nie jest niczym nagannym, a wręcz może być pozytywna, gdyż lombardy i firmy pożyczkowe są realną alternatywą dla pozyskiwania pożyczek w stosunku do banków dla osób, które nie posiadają zdolności kredytowej. Innymi słowy, jeśli określona osoba spotka się z odmową udzielenia pożyczki w banku, to może skorzystać np. z usług lombardu. Funkcjonowanie na rynku legalnie działających firm pożyczkowych i lombardów w takiej sytuacji może uchronić klientów przed poszukiwaniem pożyczek w szarej strefie i korzystaniu z usług osób i grup stosujących praktyki przestępcze. W praktyce jednak, jak pokazuje badanie przeprowadzone przez ZPP, działalność lombardów wiąże się obecnie z licznymi patologiami, które są niebezpieczne zarówno dla ich klientów, jak i dla całego rynku.

    Świadczenie usług pożyczki lombardowej wpisuje się w ramy znowelizowanej w 2016 r. ustawy o kredycie konsumenckim. Niestety wiele lombardów omija liczne obowiązki nakładane przez powyższą ustawę np. poprzez wskazywanie niewłaściwego nr PKD działalności gospodarczej.  Udzielanie pożyczek pod zastaw sklasyfikowane jest bowiem pod nr PKD 64.92.Z, natomiast podmioty będące w rzeczywistości lombardami nagminnie unikają wskazywania tego rodzaju działalności wybierając inne np. komisy, kantory, a jak wskazuje ZPP w swoim raporcie, w skrajnym przypadku lombard zarejestrowano nawet jako sklep mięsny. Działania te mają na celu ominięcie przepisów ustawy o kredycie konsumenckim i jak się okazuje są zaskakująco skuteczne w praktyce. Podkreślić należy, że znacząca część lombardów prowadzi działania nie tylko sprzeczne z ustawą, ale przede wszystkim w sposób oczywisty godzące w interesy swoich klientów. Warto wskazać na takie praktyki jak brak informowania o istotnych warunkach umowy, w tym o jej kosztach, brak umożliwienia zapoznania się z umową przed jej zawarciem, czy też wysokie koszty pożyczki lombardowej i znaczące zaniżanie wartości przedmiotów zastawu. Raport ZPP wskazuje, że odsetki takich pożyczek wahają się od 0,66 proc. do ponad 1,5% dziennie (sic!). Ponadto wycena przedmiotu oddawanego do lombardu przeważnie wynosi około 35% jego rynkowej wartości, a zatem w przypadku, gdy klient nie zwróci pożyczki wraz z wysokimi odsetkami, to traci przedmiot o znacznie większej wartości, niż kwota, którą pierwotnie od lombardu uzyskał. Takie praktyki mogą być trywializowane z uwagi na powszechnie funkcjonujące w świadomości społecznej przekonanie, że przedmioty oddawane do lombardu prezentują raczej niską wartość, jednak w praktyce pod zastaw często oddawane są również bardzo cenne ruchomości – biżuteria znacznej wartości, czy samochody – a nawet nieruchomości.

    Warto podkreślić, że raport ZPP wskazuje także na znaczny wzrost zainteresowania pożyczkami lombardowymi w okresie pandemii Covid-19. Około 1/3 użytkowników lombardów, którzy skorzystali z ich usług od marca 2020 r., przyznaje, że było to związane z pogorszeniem się ich sytuacji materialnej w związku z pandemią. W ślad za nasileniem tego zjawiska zwiększa się również ilość lombardów w naszym kraju.

    Wskazane powyżej działania prezentują bardzo niekorzystny obraz polskiego rynku lombardowego, na którym działa znaczące grono podmiotów funkcjonujących z pominięciem nieskutecznych przepisów ustawy o kredycie konsumenckim. Pojawiające się i nasilające zjawiska patologiczne, które szkodzą klientom, jak i całemu rynkowi, wskazują na pilną potrzebę stworzenia skutecznych norm prawnych regulujących ten rynek. Odpowiedzią na tą potrzebę jest projekt ustawy o działalności lombardowej, który 8 kwietnia trafił do konsultacji społecznych. Projekt ustawy określa zasady i warunki prowadzenia działalności lombardowej; zasady i tryb zawierania umów w zakresie działalności lombardowej; obowiązki przedsiębiorców prowadzących działalność lombardową oraz skutki uchybienia obowiązkom przez przedsiębiorców prowadzących działalność lombardową. Co istotne, projekt ustawy w znacznym zakresie odpowiada na potrzeby i problemy rynku wskazane w powoływanym powyżej raporcie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

    Ważnym zapisem przewidzianym w projekcie jest wprowadzenie definicji legalnej umowy pożyczki lombardowej oraz zastawu lombardowego. Umową pożyczki lombardowej ma być „umowa, w której przedsiębiorca prowadzący działalność lombardową zobowiązuje się przenieść na własność konsumenta określoną ilość pieniędzy, a konsument zobowiązuje się do zwrotu całkowitej kwoty do spłaty w oznaczonym terminie oraz do udzielenia zabezpieczenia poprzez ustanowienie zastawu lombardowego”. Wskazać należy, że obecnie umowa pożyczki lombardowej funkcjonuje jako jedna z tak zwanych umów nienazwanych zawieranych na podstawie swobody kontraktowej przewidzianej w przepisach Kodeksu cywilnego. Nowa definicja bazuje na postanowieniach dotyczących umowy pożyczki z uwzględnieniem cech szczególnych, charakterystycznych dla pożyczki pod zastaw udzielanej przez lombardy. Definicję ma również uzyskać zastaw lombardowy, którym ma być „zabezpieczenie wykonania umowy pożyczki lombardowej przez:

    1. przeniesienie własności przedmiotu zastawu lombardowego – z chwilą zawarcia umowy pożyczki lombardowej do czasu zwrotu zabezpieczonej wierzytelności,
    2. przeniesienie własności przedmiotu zastawu lombardowego – w przypadku braku zwrotu zabezpieczonej wierzytelności w terminie,
    3. zobowiązanie do przeniesienia własności przedmiotu zastawu lombardowego – w przypadku braku zwrotu zabezpieczonej wierzytelności w terminie,
    4. upoważnienie do zbycia przedmiotu zastawu lombardowego – w przypadku braku zwrotu zabezpieczonej wierzytelności w terminie.”.

    Powołane powyżej definicje szczegółowo oddają zakres działalności lombardów, co jest istotne dla ustalenie katalogu podmiotów prowadzących tego rodzaju działalność, czyli w świetle art. 4 projektu prowadzących działalność polegającą na zawieraniu umów pożyczki lombardowej oraz sprzedaży przedmiotu zastawu lombardowego. Co istotne, zgodnie z normą art. 6 projektu ustawy pożyczki lombardowe będą mogły być udzielane wyłącznie przez podmioty wpisane do „rejestru przedsiębiorców prowadzących działalność lombardową” zgodnie z art. 38 ust. 1. Co istotne w tekście ustawy wkradł się błąd, gdyż art. 6 błędnie odwołuje się do art. 36, jednak błąd ten z pewnością zostanie skorygowany w toku prac legislacyjnych. Dzięki określeniu zakresu działalności lombardów oraz wprowadzeniu obowiązku uzyskania wpisu będzie można precyzyjnie określić katalog podmiotów prowadzących działalność lombardową oraz egzekwować obowiązki wynikające z ustawy.

    Projekt ustawy przewiduje nałożenie na podmioty prowadzące działalność lombardową szeregu obowiązków. Jednym z nich jest szczegółowe informowanie klientów (na nośniku trwałym) o istotnych warunkach udzielania pożyczki lombardowej przed jej udzieleniem. Klientowi będą musiały zostać udzielone informacje o:

    • firmie, siedzibie i adresie przedsiębiorcy prowadzącego działalność lombardową;
    • kwocie pożyczki lombardowej;
    • całkowitym koszcie pożyczki lombardowej i jego składnikach;
    • zasadach i terminie spłaty całkowitej kwoty do spłaty;
    • skutkach braku spłaty całkowitej kwoty do spłaty;
    • opisie przedmiotu zastawu lombardowego;
    • sposobie ustanowienia zastawu lombardowego, o którym mowa w art. 2 pkt 10;
    • szacunkowej wartość przedmiotu zastawu lombardowego i sposobie jej określenia;
    • trybie sprzedaży przedmiotu zastawu lombardowego;
    • sposobie i zasadach rozliczeń, o których mowa w art. 27.

    Kolejną istotną nowością ma być szczegółowe określenie formy prawnej (zgodnie z art. 8 ust. 1 projektu – pisemna pod rygorem nieważności) umowy pożyczki lombardowej, a także szczegółowych jej elementów oraz zakresu w jaki reguluje ona obowiązki między stronami umowy. Umowa taka może być zawierana na czas określony, nie krótszy niż 7 dni i musi zawierać co najmniej elementy przewidziane w art. 10, które sprowadzają się przede wszystkim do szczegółowego określenia stron umowy, ich obowiązków oraz opisu przedmiotu umowy. Ustawa określa także wysokość maksymalnych kosztów pożyczki, a także przewiduje, że w przypadku wcześniejszej spłaty całkowity koszt pożyczki ulega proporcjonalnemu obniżeniu. Warto wskazać także na uregulowanie zawierania pożyczek lombardowych na odległość. Wśród proponowanych przepisów znalazło się miedzy innymi prawo do odstąpienia konsumenta od tego rodzaju umowy w terminie 7 dni, co skutkuje uznaniem jej za niezawartą.

    Istotne regulacje dotyczą procedury w zakresie sprzedaży przedmiotu zastawu lombardowego. Przede wszystkim konsument, który nie spłacił pożyczki lombardowej w całości będzie posiadał wyłączne prawo nabycia przedmiotu zastawu lombardowego w terminie 30, pod warunkiem, że zakupi przedmiot za kwotę pozostałą do spłaty powiększoną o 20% jej wartości. Po upływie tego terminu, jeśli wartość przedmiotu zastawu przekracza 300 zł, lombard może go sprzedać w trybie aukcji za pośrednictwem systemu teleinformatycznego. Następnie w myśl art. 27 „przedsiębiorca prowadzący działalność lombardową jest obowiązany do zwrotu konsumentowi nadwyżki kwoty uzyskanej ze sprzedaży przedmiotu zastawu lombardowego przekraczającej całkowitą kwotę do spłaty, w części, w jakiej nie została ona zapłacona przez konsumenta przed terminem spłaty całkowitej kwoty do spłaty określonej w umowie, pomniejszonej o 20%.”. Proponowane zmiany stanowią bardzo istotną zmianę w stosunku do obecnych praktyk rynkowych i mogą być szczególnie istotne dla klientów, którzy skorzystają z pożyczki lombardowej zastawiając przedmioty o wysokiej wartości.

    Wskazać należy także na wprowadzenie obowiązku prowadzenia lombardu w formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością (przy minimalnym kapitale zakładowym wynoszącym 50 000 zł) lub spółki akcyjnej.

    Warto podkreślić również, że podmioty naruszające obowiązki wynikające z przedmiotowej ustawy podlegać będą odpowiedzialności karnej zgodnie z przepisami art. 45 do 49. Przykładowo prowadzenie działalności lombardowej bez wymaganego wpisu może wiązać się z grzywną do 500 000 zł, zaś niedokonanie konsumentowi zwrotu nadwyżki uzyskanej ze sprzedaży przedmiotu zastawu może wiązać się z grzywną do 100 000 zł.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zwracał uprzednio wielokrotnie uwagę na potrzebę regulacji rynku lombardowego oraz przedstawił analizę obecnej działalności lombardowej w raporcie „Rynek lombardów w Polsce. Nieprawidłowości, ochrona konsumentów, ryzyka systemowe.”. Zmiany są z pewnością potrzebne i pozytywnie należy ocenić większość propozycji zawartych w projekcie ustawy np. wprowadzenie definicji pożyczki lombardowej oraz przedmiotu zastawu lombardowego, określenie wymogów umowy pożyczki, czy obowiązek uzyskania wpisu do rejestru. Zaproponowane zmiany z pewnością będą miały bardzo istotny wpływ na rynek lombardów w naszym kraju i na jakość świadczonych przez nich usług, a także będą w sposób szczególny chronić interesy konsumentów.

    ***

    [1] https://zpp.net.pl/wp-content/uploads/2021/05/Lombardy-wersja-elektroniczna-9-c.pdf

     

    Zobacz: 21.04.2022 Stanowisko ZPP w sprawie projektu ustawy o działalności lombardowej

    Komentarz ZPP ws. postępów prac nad Digital Services Act

    Warszawa, 15 kwietnia 2022 r. 

     

     

    Komentarz ZPP ws. postępów prac nad Digital Services Act

     

    Akt o usługach cyfrowych, znany również pod swoją angielskojęzyczną nazwą Digital Services Act, niedługo zmieni obowiązującą od ponad 20 lat dyrektywę o handlu elektronicznym. Prace nad nowym rozporządzeniem trwają nieprzerwanie od końca 2020 r. Trylogi – trójstronne negocjacje między kluczowymi unijnymi instytucjami – mają zakończyć się już w tym miesiącu. Obecnie obserwujemy jednak pojawianie się licznych propozycji, które nie były ujęte w oryginalnym mandacie negocjatorów.

    Nieproporcjonalność mechanizmu odpowiedzi kryzysowej

    Do najnowszych propozycji należy mechanizm odpowiedzi kryzysowej (ang. Crisis response mechanism (CRM), który powstał, by umożliwić instytucjom sprawne przeciwdziałanie Rosyjskim atakom dezinformacyjnym. Cieszymy się, że instytucje UE podejmują zdecydowane kroki w walce z rosyjską propagandą. Mimo to, mamy pewne wątpliwości czy wprowadzanie proponowanych zapisów do DSA na tym etapie negocjacji jest najlepszym sposobem rozwiązania tego problemu.

    Na wniosek francuskiej prezydencji, Komisja zaproponowała wprowadzenie przepisów, które mogą zmusić duże firmy technologiczne do szybkiego dostosowania swoich platform i zwiększenia liczby pracowników moderujących treści w czasie poważnych kryzysów takich jak klęska żywiołowa, atak terrorystyczny lub wojna. Nowy art. 25(a) projektu DSA uprawniałby Komisję do żądania wykonania konkretnych działań wyłącznie na podstawie zalecenia rady europejskich krajowych organów regulacyjnych. Paryż zasugerował, że konieczna będzie większość dwóch trzecich głosów organów regulacyjnych. Działania firm technologicznych, których celem jest walka z dezinformacją lub problemami związanymi z konkretnym kryzysem, byłyby prawnie ograniczone do trzech miesięcy. Jednocześnie Komisja musiałaby zachować przejrzystość swoich decyzji.

    Przeciwko tej propozycji zaprotestowały 24 organizacje obywatelskie, które w swoim otwartym liście zwróciły uwagę, że Komisja Europejska nie powinna zostać uprawniona do jednostronnego ogłoszenia stanu wyjątkowego w całej UE. Ponadto, organizacje te zauważają, że CRM daleko do poszanowania międzynarodowych standardów praw człowieka w zakresie legalności, zasadności, konieczności i proporcjonalności, oraz wzywają do jego odpowiedniego przeformułowania.

    Co więcej, nowy art. 25a DSA ma upoważnić krajowych koordynatorów cyfrowych do wymagania od mniejszych platform, aby spełniamy wymogi w  zakresie obowiązków ograniczania ryzyka, które w normalnych warunkach ciążą jedynie na bardzo dużych platformach. Taki przepis wydaje się być nieproporcjonalnym obciążeniem dla mniejszych platform, których możliwości dostosowania się do ww. wymienionych będą w praktyce ograniczone, szczególnie w krótkim czasie.

    Ostatecznie, próby walki z rosyjską dezinformacją mogą zostać osłabione przez inne zapisy znalezione w DSA. Art. 15 ust. 2 nakłada na platformy obowiązek udzielenia informacji o faktach i okolicznościach, jak również o stosowanych środkach przy każdorazowym podejmowaniu działań dotyczących treści. Dzięki temu podmioty zajmujące się dezinformacją otrzymają pełną wiedzę co do tego jak platformy walczą z dezinformacją oraz obniżają widoczność szkodliwych w treści. W efekcie, DSA starając się zwiększyć transparentność, ułatwi złym aktorom oszukiwanie systemów bezpieczeństwa i utrudni walkę z dezinformacją. W obecnej sytuacji, instytucje unijne powinny wytworzyć instrumenty pozwalające platformom walczyć z akcjami dezinformacyjnymi prowadzonymi przez państwa trzecie na masową skalę, raczej niż wprowadzać nowe rozwiązania do horyzontalnej regulacji jakim jest DSA na tak późnym etapie prac.

    Powrót zakazu reklamy targetowanej

    W głosowaniu plenarnym w Parlamencie Europejskim eurodeputowani odrzucili pełny zakaz reklamy targetowanej. W efekcie, zagłosowano za ograniczeniem targetowania osób nieletnich oraz targetowania z wykorzystaniem danych wrażliwych. Z zadowoleniem przyjęliśmy decyzję PE. Uważamy, że znalazła ona odpowiedni balans pomiędzy ochroną użytkowników, a prawami przedsiębiorców. Pełny zakaz uderzyłby w przedsiębiorstwa z sektora MŚP, odbierając im kosztowo-efektywny sposób docierania do swoich klientów, oraz znacznie ograniczył możliwości rozwoju. Dlatego z zaniepokojeniem obserwujemy zgłaszane przez eurodeputowanych poprawki, mające na celu doprowadzenie do de facto zakazu reklamy targetowanej.

    Zanim przejdziemy do omówienia najnowszych propozycji PE, na wstępie należy zwrócić uwagę na tzw. known minor problem. Aby ograniczyć reklamę targetowaną dla osób nieletnich, platformy muszą w pierwszej kolejności wiedzieć, że użytkownik nie ukończył określonego roku życia. Ze względu na brak ogólnej weryfikacji wieku w internecie, platformy muszą przetwarzać dane o ruchu użytkownika, aby określić wiek na podstawie aktywności. Paradoksalnie wiec, zakaz targetowania mógłby w teorii doprowadzić do większego śledzenia aktywności dzieci w internecie.

    Aby odpowiedzieć na ten problem, PE zaproponował wprowadzenie poprawki do art. 24(1)(b), w którym stwierdza, że „spełnienie obowiązku określonego w akapicie pierwszym nie pociąga za sobą konieczności przetwarzania przez platformy internetowe dodatkowych danych osobowych małoletnich w celu weryfikacji wieku usługobiorcy”. Choć uznajemy potrzebę wspierania bezpieczeństwa dzieci poprzez minimalizację danych, uważamy, że tak sformułowany przepis będzie trudny do realizacji w praktyce i doprowadzi do ograniczenia reklamy targetowanej we wszystkich grupach wiekowych. Proponujemy, aby przepis został zmieniony, by zakazać nadmiernego, nie zaś dodatkowego zbierania danych osobowych w celu weryfikacji wieku.

    Ponadto eurodeputowani proponują rozszerzenie zakazu na użytkownika, w sytuacji gdy platforma ma wątpliwości czy odbiorca jest osobą niepełnoletnią (art. 24(1)(c)). Oznacza to również rozszerzenie zakazu na użytkownika, gdy przeprowadzenie weryfikacji wieku było niemożliwe. Biorąc pod uwagę obecny stan technologii, taki przepis może doprowadzić do faktycznego zakazu reklam personalizowanych. Aby uniknąć sytuacji, w której negocjatorzy wyjdą swój mandat, przepis ten powinien zostać ograniczony do przypadków, gdzie platforma ma poważne podstawy, nie zaś jedynie wątpliwości, by sądzić, że odbiorca jest osobą niepełnoletnią. Tak sformułowany przepis będzie jednocześnie chronił nieletnich.

    Rozszerzenie know-your-business-customer

    W ostatniej kolejności należy zwrócić uwagę na propozycję rozszerzenia zasady know-your-business-customer, która zobowiązuje dostawców usług internetowych do zbierania informacji identyfikujących użytkowników biznesowych w celu weryfikacji ich tożsamości. Celem KYBC jest poprawienie bezpieczeństwa w sieci poprzez powstrzymanie pewnych podmiotów przed wykorzystywaniem legalnych usług do prowadzenia nielegalnej działalności w sposób anonimowy. Zakładając, że lista informacji wymaganych do pozyskania od dostawców usług internetowych jest proporcjonalna i nie stanowi nieuzasadnionego obciążenia administracyjnego, propozycję należy ocenić pozytywnie. Niemniej, podczas styczniowych rund negocjacji zaproponowano rozszerzenie tej zasady do wszystkich rodzajów dostawców usług internetowych, zatem obejmując nią nie tylko market place-y, ale również media społecznościowe, komunikatory czy serwisy streamingowe.

    Aby zrozumieć implikacje rozszerzenia KYBC, należy pamiętać, że DSA, podobnie jak dyrektywa o handlu elektronicznym, bazuje na zakazie ogólnego monitorowania internetu. Nakaz taki został odrzucony z dyrektywy e-commerce jak i DSA, ponieważ godzi w podstawowe wartości takie jak wolność słowa i może doprowadzić do cenzury (tj. nadmiernego blokowania czy usuwania) legalnych treści. Rozszerzenie KYBC do wszystkich dostawców usług pośrednich oznacza rozszerzenie jej do wszystkich treści, które występują w internecie. Dlatego ciężko w praktyce wyobrazić sobie jak stosowanie tej rodzaju zasady miałoby odbyć się bez generalnego monitorowania internetu, jednocześnie spełniając wyśrubowane wymogi DSA co do zapewniania czynnika ludzkiego.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców aktywnie uczestniczył w pracach nad Aktem i od samego początku apelował o wprowadzenie rozwiązań, które nie będą nadmiernie obciążać przedsiębiorstw z sektora cyfrowego. Pod koniec prac nad DSA podtrzymujemy ten apel i nawołujemy decydentów do niestawiania niemożliwych do zrealizowania wymogów przed przedsiębiorstwami aktywnymi w sektorze cyfrowym.

     

    Zobacz: 15.04.2022 Komentarz ZPP ws. postępów prac nad Digital Services Act

    ZPP: pakiet sankcji na Rosję powinien być uzupełniony o całkowitą blokadę transportu drogowego do tego kraju

    Warszawa, 14 kwietnia 2022 r. 

     

    ZPP: pakiet sankcji na Rosję powinien być uzupełniony o całkowitą blokadę transportu drogowego
    do tego kraju

     

    • Wprowadzony 8 kwietnia 2022 roku kolejny pakiet unijnych sankcji na Rosję, obejmujący zakaz przewozów drogowych przez ciężarówki rosyjskie oraz białoruskie, to krok w dobrym kierunku. Nie widzimy jednak przeszkód, by blokada transportu działała również w drugą stronę, tzn. by europejskie, w tym polskie, firmy transportowe nie woziły towarów do Rosji i Białorusi.
    • Z punktu widzenia Polski, całkowita blokada transportu drogowego do Rosji nie byłaby dotkliwa w skutkach – w tym kierunku jeździ zaledwie 4% rodzimych firm.
    • Rosja nie jest również naszym istotnym partnerem handlowym – do tego kraju trafia jedynie 2,8% naszego eksportu.

    Zbrojna agresja Rosji na Ukrainę jest testem dla całego świata zachodu. Unia Europejska stosunkowo szybko odpowiedziała na napaść trwającą od 24 lutego. Wprowadzone sankcje nadszarpnęły kondycję rosyjskiej gospodarki, lecz nie doprowadziły do zmiany postępowania najeźdźcy – masowe bombardowania i ataki wymierzone w ludność cywilną wciąż trwają, co jeszcze bardziej intensyfikuje procesy migracyjne obywateli Ukrainy do krajów takich jak Polska. Wciąż można wskazać obszary, w których sankcję na Rosję nie zostały nałożone, bądź zostały wprowadzone w bardzo ograniczonym zakresie.

    W zaistniałej sytuacji, Federacja Rosyjska powinna stać się najbardziej wyizolowanym gospodarczo krajem świata. Uważamy, że będzie to możliwe do zrealizowania wyłącznie dzięki całkowitej blokadzie relacji handlowych z  Rosją, a także wspierającej agresję militarną Białorusią. Przyjęty 8 kwietnia 2022 roku przez Radę Unii Europejskiej piąty pakiet sankcji wobec Rosji, który zawiera zakaz przewozów drogowych przez ciężarówki rosyjskie oraz białoruskie na terenie UE wraz z tranzytem, częściowo ogranicza możliwość handlu i współpracy gospodarczej z tymi państwami. W dalszym ciągu jednak europejskie firmy spedycyjne mogą obsługiwać transport towarów do Rosji i Białorusi. Dla Polski nie jest to istotny obszar – zaledwie niespełna 4% rodzimych firm transportowych obsługuje ten kierunek.

    Dla sektora kierunek rosyjski jest absolutnie marginalny – mówi Andrzej Bogdanowicz, dyrektor generalny Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego – Po 2014 roku zostały dosłownie pojedyncze przypadki firm, które podjęły decyzję o kontynuowaniu transportów do tego kraju. W ich przypadku zasadna byłaby jakaś przejściowa pomoc w przeorientowaniu kierunku działalności, w każdym jednak razie dla branży ogółem zablokowanie transportu do Rosji nie powinno wiązać się z istotnymi konsekwencjami.

    W związku z powyższym, Związek Przedsiębiorców i Pracodawców apeluje o wprowadzenie całkowitej blokady transportu drogowego, co pogłębi gospodarczy kryzys u agresora. Federacja Rosyjska jest w dużej mierze uzależniona od importu gotowych dóbr i towarów pochodzących z Unii Europejskiej, gdyż sama nie posiada odpowiednich zasobów i technologii, by stać się krajem samowystarczalnym. Z tego też powodu, zaproponowany przez ZPP środek byłby niezwykle dotkliwy dla reżimu Władimira Putina.

    Jednocześnie, Rosja z roku na rok staje się mniej znaczącym partnerem handlowym dla Unii Europejskiej. W 2021 roku, eksport państw członkowskich do Rosji wyniósł 158 mld euro, co stanowiło 4,1% eksportu Unii poza Wspólnotę. Polski eksport do Rosji stanowi tymczasem zaledwie 2,8% naszego eksportu ogółem. Rosja nie jest zatem dla nas istotnym partnerem handlowym.

    Polski biznes poradzi sobie bez przewożenia towarów do Rosji – twierdzi Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP – Popyt na usługi transportowe w Europie jest wysoki, więc z pewnością znajdą się atrakcyjne rynki alternatywne. Rosję tymczasem należy całkowicie odciąć od światowego systemu gospodarczego. Pominąwszy wszelkie względy moralne związane z napaścią na Ukrainę, nie jest to wiarygodny partner handlowy.

    ZPP niezmiennie wspiera sankcje wobec Rosji w związku ze zbrodniczą agresją na Ukrainę. Stoimy na stanowisku, że należy ukrócić każdą drogę i sposób, który daje Kremlowi paliwo do kontynuowania napaści na swojego sąsiada. Stanowcza reakcja na zaistniałą sytuację leży w interesie całej Wspólnoty, gdyż w pewnym momencie, atak ze strony Rosji stanie się realnym zagrożeniem dla  państw wchodzących w skład UE.

    Dla członków ZPP

    Nasze strony

    Subskrybuj nasze newslettery