• PL
  • EN
  • szukaj

    Apel polskich przedsiębiorców o rezygnację z obowiązku integracji kas fiskalnych i terminali

    Warszawa, 11 września 2023 r.

     

    Sz. P. Magdalena Rzeczkowska

    Minister Finansów

    Ministerstwo Finansów

    Świętokrzyska 12

    00-916 Warszawa

        Do wiadomości:          Sz. P. Waldemar Buda

    Minister Rozwoju i Technologii

    Ministerstwo Rozwoju i Technologii

    Pl. Trzech Krzyży 3/5

    00-507 Warszawa

     

    Szanowna Pani Minister,

    jako przedstawiciele rynku pragniemy wskazać, że jednym z najbardziej istotnych wyzwań w zakresie procesu cyfryzacji administracji skarbowej oraz obrotu gospodarczego jest kwestia integracji kas fiskalnych i terminali. Do zagadnienia tego odnosiły się zmiany legislacyjne mające wejść w życie z dniem 1 lipca 2022 r. Zmiany dotyczyć miały art. 19a ust. 3 ustawy – Prawo przedsiębiorców (Dz. U. z 2021 r. poz. 162 ze zm.) nakazującego przedsiębiorcom, którzy umożliwiają przyjmowanie płatności przy użyciu terminala płatniczego i prowadzą ewidencję sprzedaży przy zastosowaniu kas rejestrujących online, zapewnienie współpracy kasy rejestrującej z terminalem płatniczym. Obowiązek ten, po licznych uwagach środowiska ekosystemu płatniczego, wskazujących na brak gotowości do takiej integracji, został przesunięty na 1 stycznia 2025 r. jednak pragniemy wskazać, że wprowadzenie tego rozwiązania jest zbędne, gdyż dane uzyskane w ten sposób będą powielać się z danymi uzyskiwanymi obecnie od agentów rozliczeniowych. To właśnie od agentów rozliczeniowych dane powinny być pozyskiwane w dalszym ciągu, ponieważ z całą pewnością obowiązek integracji kas fiskalnych i terminali będzie stanowił dodatkowe obciążenie formalne dla przedsiębiorców (szczególnie tych najmniejszych), które zagrożone będzie ponadto dotkliwą karą (5000 zł za każde naruszenie).

    Dlatego apelujemy o zrezygnowanie z nakładania na przedsiębiorców kolejnych obowiązków, które w praktyce są obecnie i mogą być w przyszłości z powodzeniem realizowane w ramach istniejących już obecnie rozwiązań.

    Uzasadnienie

    Pragniemy wskazać, że zgodnie z art. 278b ust. 1 ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej w okresie od dnia 1 lipca 2022 r. do dnia 31 grudnia 2024 r. agent rozliczeniowy jest obowiązany do przekazywania Szefowi Krajowej Administracji Skarbowej informacji o transakcjach płatniczych akceptanta wykonywanych przy użyciu terminala płatniczego, oprogramowania lub systemu teleinformatycznego. Oznacza to, że Krajowa Administracja skarbowa otrzymuje już obecnie informacje o transakcjach dokonywanych za pośrednictwem terminali płatniczych, oprogramowania lub systemu teleinformatycznego a system ten mógłby być utrzymany również w przyszłości bez konieczności wprowadzania kolejnego, powszechnego obowiązku obciążającego również najmniejsze i najbardziej narażone firmy na polskim rynku.

    Niestety, z dniem 1 stycznia 2025 r. obowiązek integracji zostanie przerzucony na przedsiębiorców, którzy w przypadku braku jego realizacji będą podlegać sankcji w wymiarze 5000 zł za każdorazowe stwierdzone naruszenie. Dodatkową sankcją będzie brak możliwości odliczenia VAT. Jest to wymóg, który będzie obciążał głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, a który jest całkowicie zbędny w sytuacji, w której agenci rozliczeniowi dostarczają informacje do KAS. Rozwiązania, które mają wejść w życie w 2025 r. to w praktyce przerzucenie obowiązku, który obciąża już agentów rozliczeniowych i nakładanie go na ogół przedsiębiorców, co będzie szczególnym utrudnieniem dla firm najmniejszych z sektora MŚP.

    Ponadto obowiązek ten będzie narażał przedsiębiorców na potencjalne ryzyko dotkliwych kar finansowych. Warto zauważyć również, że realizacja obowiązku nie jest możliwa przy zastosowaniu powszechnie wykorzystywanych w najmniejszych firmach terminali mobilnych (przenośnych) korzystających z komunikacji telefonicznej.

    Pełna integracja jest niezwykle trudna do zrealizowania, również ze względu na obowiązujący

    protokół integracji. Trudno jest nam zrozumieć dlaczego w BiP MRiT został opublikowany gotowy protokół, zamiast (co wynika z rozporządzenia Ministra Rozwoju, Pracy i Technologii z dnia 12 września 2021 r. w sprawie wymagań technicznych dla kas rejestrujących, Dz.U. 2021 poz. 1759) opisu technicznego protokołu. Opublikowany protokół jest obciążony prawami majątkowymi podmiotu trzeciego – dysponuje nimi Fundacja Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego. Protokół ten jest instalowany we wszystkich kasach fiskalnych, ponieważ jedynie wówczas możliwa jest ich certyfikacja.  Wskazujemy, że ponieważ FROB posiada prawa majątkowe do protokołu (a więc również, że może czerpać z niego korzyści).

    Mają powyższe na względzie, jako reprezentanci polskich przedsiębiorców apelujemy o zrezygnowanie z nakładania na przedsiębiorców kolejnych obowiązków, które w praktyce są obecnie i mogą być w przyszłości z powodzeniem realizowane w ramach istniejących już obecnie rozwiązań.

     

    Pełna treść apelu

    Komentarz ZPP: Infrastruktura transportowa do rozbudowy

    Warszawa, 4 września br. 

     

    Komentarz ZPP: Infrastruktura transportowa do rozbudowy

     

    • Według prognoz zbiory zbóż w Polsce wyniosą około 34 mln ton, co przełoży się na konieczność wyeksportowania z kraju około 10 mln ton nadwyżki oraz zagospodarowania niemal 5 mln ton, które pozostało w kraju po ubiegłorocznej kampanii.
    • Według danych USDA produkcja samej tylko pszenicy na Ukrainie wyniesie około 21 mln ton – o 3,5 mln ton więcej niż zakładano w poprzedniej prognozie.
    • Wobec wypowiedzenia umowy zbożowej przez Rosję, gwarantującej bezpieczny transport towarów z ukraińskich portów na Morzu Czarnym, większych niż standardowe zapasów zbóż w polskich magazynach oraz zbiorów przewyższających prognozowane wartości należy spodziewać się zintensyfikowania tranzytu ukraińskich produktów z wykorzystaniem polskiej infrastruktury.
    • Trwające od czasu rozpoczęcia wojny zwiększenie wolumenu ukraińskiego zboża przekraczającego granicę UE w Polsce nie jest sytuacją epizodyczną, a zmianą która na lata przeformułuje krajowy system rolny. Dlatego też konieczne jest zawarcie długoterminowych umów między polskimi i ukraińskimi firmami, które zabezpieczałyby stabilność inwestycji w infrastrukturę tranzytową.
    • Polskie władze stoją w obliczu konieczności nakreślenia długofalowego planu zwiększenia przepustowości granic, linii kolejowych, drogowych oraz infrastruktury portowej, co jest niezbędne dla prowadzenia efektywnej polityki tranzytowej oraz rozpoczęcia realizacji niezbędnych inwestycji, które – z uwagi na swój charakter – powinny być współfinansowane ze środków Unii Europejskiej.
    • Zwiększenie wolumenu tranzytu ukraińskich produktów przez Polskę, przy jednoczesnej realizacji inwestycji infrastrukturalnych, to realna szansa rozwojowa dla krajowych przedsiębiorstw oraz faktyczna pomoc dla pogrożonej w wojnie Ukrainy.

    Prognozy dotyczące zbiorów zbóż w Polsce wskazują względnie jednoznacznie, że na krajowy rynek trafią w tym roku przeszło 34 mln ton ziarna. Oznacza to konieczność wyeksportowania nadwyżki rzędu 10 mln ton oraz około 4-5 mln ton zboża (to dwukrotnie więcej niż średnia z ostatnich lat), które pozostało w kraju po ubiegłorocznej kampanii. Polski eksport zbóż od lat harmonijnie radził sobie z właściwym zagospodarowaniem surowców, dostarczając je do odbiorców na rynkach zagranicznych – unijnym i pozawspólnotowym.

    Sytuacja zmieniła się wraz z wybuchem wojny na terytorium Ukrainy. Nie rozstrzygając o błędach polityki kształtującej import ukraińskich towarów do Polski w ostatnich miesiącach, należy mieć na uwadze zmiany, które obecna sytuacja geopolityczna może przynieść w przyszłości. Rosja wypowiedziała obowiązującą od sierpnia 2022 roku umowę zbożową, co w zasadzie uniemożliwia eksport ukraińskiego zboża z portów Morza Czarnego. Zniesione zostały także gwarancje bezpieczeństwa dla statków – niezależnie od bandery – które transportują ukraińskie produkty bezpiecznym korytarzem. Ubezpieczyciele odmawiają wysłania statków w zagrożone obszary. Ataki rakietowe zniszczyły terminale zbożowe i olejowe w ukraińskich portach. To stworzyło presję na intensyfikację poszukiwania nowych kierunków eksportu ukraińskich produktów. Konieczne w tym kontekście było także wykrystalizowanie się nowych kanałów tranzytowych dla towarów z Ukrainy. Jednym z najważniejszych kierunków okazała się Polska.

    Nie możemy zapominać, że mimo prowadzonych działań wojennych, także za naszą wschodnią granicą odbywały się żniwa. W wyniku zamknięcia szlaków czarnomorskich należy liczyć się z intensyfikacją wysyłek ukraińskich towarów także na polskich szlakach. Z uwagi na możliwość tranzytu tych produktów przez Polskę, spodziewać należy się, że znaczna część z nich trafi do obiorców finalnych z wykorzystaniem polskiej infrastruktury granicznej, drogowej, kolejowej, przeładunkowej czy wreszcie portowej. Tymczasem ich przepustowość pozostaje dalece niewystarczająca.

    Naiwnym jest także myślenie, że sprawa ukraińskiego zboża (ale także innych kategorii produktów) ma charakter przejściowy. Nawet w przypadku udrożnienia kanałów na Morzu Czarnym dla wielu przedsiębiorstw z Ukrainy Polska może okazać się kierunkiem perspektywicznym w wieloletniej perspektywie. Niewłaściwą narracją jest tu demonizowanie ukraińskich towarów, które są ważne dla Polski zarówno w kontekście tranzytu jak i – w wielu przypadkach – importu. Kwestią wymagającą rozważenia i szczegółowego skonsultowania ze środowiskami biznesowymi jest ustalenie docelowych kwot na import ukraińskich produktów nad Wisłę. Niezależnie od tego wolumen towarów tranzytowanych przez Polskę, będzie znacznie wyższy niż przed wojną.

    Dla Polski jest to szansa stania się silnym krajem tranzytowym, ale także traderem ukraińskiego zboża. Już dziś choćby Port w Gdańsku dysponuje znacznymi możliwościami  magazynowymi i przeładunkowymi. W ubiegłym roku w Porcie Gdańsk przeładunki zbóż oscylowały wokół wolumenu 2 mln ton, co stanowiło dotychczasowy rekord portu. Było to także o 19 proc. więcej, niż przed rokiem. Pierwsze sześć miesięcy 2023 r. to kolejny znaczący wzrost przeładunków agro. Jako kraj możemy zająć się skupem i tranzytem blisko 6-8 mln ton ukraińskich zbóż rocznie Pozwoli to na wykorzystanie infrastruktury transportowej i portowej oraz innych zasobów w Polsce. Przekłada się na to blisko 20-30 tys. dodatkowych miejsc pracy dla Polaków oraz kontrolę nad tranzytem. Tradingiem zajmować powinny się podmioty reprezentujące krajowy kapitał znajdujące się pod ścisłą kontrolą władz lub same władze, co jest konieczne dla zachowania ścisłego rozdziału między tranzytem, a importem.  Mamy wszystko, aby zaznaczyć naszą pozycję na tym rynku, ale wciąż pozostaje to potencjał uśpiony. Tymczasem nasza infrastruktura transportowa przez kolejne lata obciążana będzie w stopniu znacznie przekraczającym ten sprzed lutego 2022 r. Wymaga to sprawnych działań polskich władz, które niezwłocznie muszą podjąć decyzje obliczone na zwiększenie przepustowości przejść granicznych z Ukrainą, rozbudowy infrastruktury kolejowej, przechowalniczej na granicach czy w portach – między innymi przez rozpoczęcie realnych prac względem powstaniu agroportu w Gdańsku oraz – jak planowano – w Świnoujściu. Wszystkie te inwestycje odbywać powinny się, biorąc pod uwagę potencjalne korzyści dla UE, przy udziale środków pochodzących z Unii Europejskiej. Wcześniej przedsiębiorstwa działające na gruncie polskiego prawa musza doprowadzić jednak do podpisania długoterminowych kontraktów ze stroną ukraińską, które zabezpieczą stabilność ich inwestycji w wieloletniej perspektywie.

    Konieczne są dziś usprawnienie dokumentacji tranzytowej T-1 tak, by odbiorcy mogli przyjąć także część (nie tylko całość) towaru, odbiurokratyzowanie procedur wydania decyzji przez WIJHARS, zwiększenie personelu WIJHARS i SANEPID na przejściach kolejowych, otwarcie dodatkowych przygranicznych punktów WIJHARS i SANEPID na przykład na przejściu Werchrata/Rawa Ruska, rozbudowa przejścia kolejowego Dorohusk/Jagodzin poprzez dodanie torów kolejowych, dla towarów znajdujących się w tranzycie umożliwienie czasowego przechowywania towarów w polskich składach celnych, uproszczenie procedur odprawy celnej po stronie ukraińskiej i szeregu innych postulowanych przez przedsiębiorców rozwiązań.

    Tymczasem wciąż brakuje nam strategicznych decyzji, które ustrzegłyby Polskę przed koniecznością wdrażania kolejnych drogich doraźnych programów pomocowych. Ukraińskie zboże będzie przekraczać polską granicę – czy to w tranzycie, czy imporcie. Im szybciej zaakceptujemy ten stan rzeczy, tym szybciej na decyzjach zyskają polskie przedsiębiorstwa zajmujące się szeroko pojętym transportem i handlem. To także szansa dla całej krajowej gospodarki, a także realna pomoc dla udręczonej wojną Ukrainy.

    Sytuacja cenowa na rynku zbóż jest wciąż niejasna. To szczególnie istotne w kontekście stosowania przez Rosję cen dumpingowych niższych o nawet 30 USD za tonę niż w przypadku innych państw UE. Ceny zbóż notowały w tygodniu spadki na rynkach, co stanowiło pokłosie prognozy wskazującej na wyższe zbiory na Ukrainie. Według danych USDA produkcja pszenicy na Ukrainie wyniesie około 21 mln ton – o 3,5 mln ton więcej niż zakładano w poprzedniej prognozie. Teoretycznie polscy rolnicy mogą wstrzymywać się ze sprzedażą ziarna, ponownie licząc na wyższe ceny. Jeśli sytuacja ta nie wydarzy się w tym roku, nie można wykluczyć że stanie się tak w kolejnych latach. Obecne możliwości infrastrukturalne Polski mogą wówczas nie wystarczyć, a wtedy krajowi producenci zostaną ze swoim zbożem w magazynach. Krajowa konsumpcja od lat waha się w przedziale 24-26 mln ton, a nadwyżki muszą zostać zagospodarowane.  Już tegoroczne żniwa w Polsce i na Ukrainie mogą przyczynić się do powrotu demonów ostatnich miesięcy.

    We wrześniu musimy się liczyć z nieprzedłużeniem unijnych środków zapobiegawczych dotyczących importu zbóż z Ukrainy. To daje Polsce mandat na negocjowanie dedykowanych środków unijnych przeznaczonych na magazynowanie ukraińskiego zboża i rozwój innej infrastruktury (np. terminale) koniecznej do przyjęcia zwiększonego wolumenu produktów.


    Zobacz: 04.09.2023 Komentarz ZPP: Infrastruktura transportowa do rozbudowy

    Memorandum ZPP – nie należy porzucać polityki prodemograficznej, ale bez imigracji zarobkowej Polska nie utrzyma tempa rozwoju

    Warszawa 25 sierpnia 2023 r. 

     

    Memorandum ZPP – nie należy porzucać polityki prodemograficznej, ale bez imigracji zarobkowej Polska nie utrzyma tempa rozwoju

     

    • Polska jest jednym z krajów o najniższej dzietności nie tylko w Europie, ale i na świecie. Problemy demograficzne przekładają się na rynek pracy i system ubezpieczeń społecznych.
    • Obecnie w walce z problemami rynku pracy pomagają Polsce migranci z Ukrainy. Wielu z nich wybiera jednak inne kraje Europy Zachodniej i Kanadę. Ponadto należy mieć świadomość, że po zakończeniu wojny na Ukrainie, wielu z nich wróci do swoich domów.
    • Polska musi prowadzić rozważną politykę migracyjną, otwartą na obcokrajowców zróżnych części świata, w tym przede wszystkim z obszarów bliskich nam kulturowo.
    • Konieczne jest także zapewnienie względów bezpieczeństwa. Obcokrajowcy, którzy dopuszczą się popełnienia przestępstwa oraz osoby, które na teren naszego kraju dostały się nielegalnie, powinny być pozbawiane prawa pobytu w Polsce.

     

    1. Wprowadzenie

    Polska stoi obecnie przed jednym z największych wyzwań dla społeczeństwa, rynku pracy, ubezpieczeń społecznych i gospodarki, jako ogółu. Problem ten dotyczy stale i znacząco pogorszających się perspektyw demograficznych w naszym kraju. Dzietność Polek w 2022 r. zgodnie z najnowszym raportem GUS „Polska w liczbach 2023” wyniosła 1,261. Aby uzyskać zwykłą zastępowalność pokoleniową wskaźnik ten musiałby wynosić 2,1. Raport ten wskazuje, że przyrost naturalny w Polsce w ubiegłym roku wynosi już -3,8 na 1000 mieszkańców[1]. Jest to najgorszy wynik w powojennej historii naszego kraju i stawia on nas nie tylko wśród krajów o największych problemach demograficznych w Europie, ale i na całym świecie.

    Demografia przekłada się bezpośrednio na rynek pracy. Jak wskazuje raport ManpowerGroup „Niedobór talentów 2023” aż 72% organizacji w Polsce ma problem z obsadzeniem stanowisk pracy nowymi pracownikami posiadającymi pożądane kompetencje[2]. W praktyce przekłada się to na setki tysięcy wolnych miejsc pracy, które mogłyby się przyczynić do wzrostu gospodarczego w naszym kraju. Braki kadrowe są zatem równoznaczne z utraconymi korzyściami dla nas wszystkich.

    Jak zatem przeciwdziałać problemom demograficznym? Z pewnością konieczna jest rozsądna polityka prorodzinna, która stanowić będzie realne wsparcie i zachętę dla polskich rodzin w podjęciu decyzji o potomstwie. Jednak nawet w przypadku prowadzenia bardzo dobrej polityki w tym zakresie, jej efekty będą odczuwalne na rynku pracy najwcześniej za 2 dekady. Kolejnym sposobem jest korzystanie z własnych zasobów, czyli zwiększenie aktywności zawodowej np. kobiet, które często z powodu opieki nad dziećmi przez długi czas pozostają poza rynkiem pracy i seniorów. Wreszcie bardzo szybko i efektywnie można uzupełnić braki pracowników na rynku dzięki polityce migracyjnej. Jak wskazuje Polski Instytut Ekonomiczny łączny wpływ migracji zarobkowej w 2022 r. przyczynił się do wzrostu PKB o 1 punkt procentowy[3]. Polski rynek był w stanie bardzo dobrze zagospodarować migrantów z Ukrainy, których łącznie, zgodnie z danymi MRiPS, jest w naszym kraju około 1,4 miliona (głównie kobiet i dzieci)[4].

    1. Migracja dziś.

    Obecne bezrobocie w Polsce jest rekordowo niskie. Według Eurostatu w kwietniu 2023 r. wynosiło ono 2,7% i było najniższe w całej Unii Europejskiej (taki sam poziom bezrobocia osiągnęły Czechy). Wydawać się może, że jest do doskonała wiadomość, gdyż przeważnie z problemami kojarzy się wyłącznie wysokie bezrobocie. Niestety, ale tak niski poziom bezrobocia dla gospodarki oznacza, że pojawiają się problemy z nieobsadzonymi etatami. Tak właśnie dzieje się w Polsce.

    Od czasu zmiany ustroju w Polsce upłynęło już ponad 30 lat, które nasz kraj bardzo dobrze wykorzystał stając się jedną z największych gospodarek w Unii Europejskiej. Tak jak kiedyś Polacy masowo emigrowali do krajów Europy Zachodniej, tak dziś nasz kraj się miejscem, do którego przyjeżdżają obcokrajowcy w poszukiwaniu pracy. W wielu branżach (np. transportowej, czy budowlanej) cudzoziemcy stanowią znaczący odsetek pracowników, a w wielu firmach zdecydowaną większość załogi. Co więcej, mimo napływu migrantów poziom bezrobocia od długiego czasu nie rośnie, a utrzymuje się na w miarę stabilnym, bardzo niskim poziomie. Oznacza to, że wciąż nasz rynek pracy jest bardzo chłonny, a migranci zatrudniani są przeważnie na takich stanowiskach, które nie mogą być obsadzone przez pracowników z Polski.

    Agresja rosyjska na Ukrainę z pewnością była okazją do zasilenia naszego rynku pracy przez uchodźców,  którzy są bliscy nam kulturowo i chcą się integrować z naszym społeczeństwem. Niestety, coraz częściej wybierają oni inne kraje Europy Zachodniej, głównie Niemcy czy np. Kanadę. Państwa te przyjęły setki tysięcy migrantów oferując im bardzo korzystne programy socjalne, szkolenia, czy kursy językowe. Co więcej, ściągają oni w znacznej mierze specjalistów, osoby posiadające najwyższe kompetencje, które są bardzo potrzebne na rynku pracy tych państw.

    Polska z całą pewnością korzysta na dobrym wizerunku, jaki udało się nam stworzyć w związku z pomocą uchodźcom od początku wojny na Ukrainie. Na naszą korzyść działa też bliskość kulturowa, geograficzna i podobieństwo języków. Jednak w dłuższej perspektywie czasowej, nie jest to wystarczające.

    1. Migracja jutro.

    Jeśli zabraknie na naszym rynku migrantów, którzy obecnie stanowią ogromną wartość dodaną dla naszej gospodarki, to Polska będzie musiała liczyć się z bardzo poważnymi konsekwencjami. Już dwa lata temu GUS prognozował, że przy obecnych trendach demograficznych liczba ludności w Polsce spadnie o 4,4 miliona[5]. Niestety, najnowsze dane pokazują, że może być jeszcze gorzej. W kwietniu 2023 r. w Polsce urodziło się zaledwie 21 tysięcy dzieci[6]. To niechlubny rekord w historii pomiarów GUS. Tak trudna sytuacja demograficzna już dziś przekłada się nie tylko na problemy na rynku pracy, ale również w całym systemie ubezpieczeń społecznych. Migracja obywateli Ukrainy w tym kontekście jest dla nas swego rodzaju kołem ratunkowym.

    Niemniej jednak należy mieć świadomość, że gdy wojna na Ukrainie zostanie zakończona, wielu obywateli tego kraju wróci do swoich domów. Ponadto już dziś wiele państw dostrzegło szansę w ściąganiu Ukraińców na swój rynek pracy i oferuje im znacznie lepsze warunki niż Polska (np. Niemcy, czy Kanada). Aby zapobiec bardzo poważnym konsekwencjom jakie wiążą się z wyludnieniem naszego kraju i starzeniem się społeczeństwa, musimy już dziś podjąć działania w celu wprowadzenia długofalowej i usystematyzowanej polityki migracyjnej.

    1. Rozsądna polityka migracyjna.

    Dziś głównym kierunkiem migracji do Polski są nasi najbliżsi, wschodni sąsiedzi – Ukraina i Białoruś. Są to osoby bliskie nam kulturowo, doskonale asymilujące się w społeczeństwie i chętne do podjęcia pracy. Dlatego też inne kraje kuszą ich coraz bardziej atrakcyjnymi ofertami. Mając na względzie ryzyko spadku ilości migrantów zza naszej wschodniej granicy, już dziś powinniśmy poszukiwać innych kierunków. Nie możemy postrzegać każdego migranta jako potencjalnego zagrożenia. Powinniśmy jednak skupić się na ściąganiu osób, które stanowić będą wartość dodaną dla naszej gospodarki i społeczeństwa. Ludzi, którzy chcą pracować, uczyć się, integrować się i zakładać rodziny. Ludzi, którzy widzą w wyjeździe do Polski szansę na lepsze życie.

    Polska powinna być otwarta na przybyszów z różnych części świata, choć oczywiście nie powinna zapominać o względach bezpieczeństwa. Dlatego też należy stanowczo przeciwdziałać nielegalnej migracji, w której skutek do naszego kraju mogliby napływać ludzie, których aktywizacja na rynku pracy byłaby niezwykle trudna, i którzy mogliby stanowić znaczące obciążenie dla systemu socjalnego.

    Z całą pewnością w sytuacji, gdy uchodźcy z Ukrainy coraz częściej wybierają kraje Europy Zachodniej, czy inne zachodnie państwa jak np. Kanadę, Polska musi skoncentrować się na przyciągnięciu obywateli innych państw najbliższych nam kulturowo. Logicznym rozwiązaniem wydaje się zatem większe otwarcie na obywateli Białorusi. Wielu z nich posiada polskie korzenie, a znaczna część społeczeństwa jest przeciwna polityce władz białoruskich i poszukuje szansy na lepsze życie. Taką szansą z pewnością może być migracja do Polski, kraju bliskiego kulturowo o podobnym języku, ale znacznie bardziej rozwiniętym gospodarczo. Obywatele Białorusi nie posiadają obecnie swobód przemieszczania się po terenie Unii Europejskiej i podejmowania zatrudnienia takich jak Ukraińcy, dlatego Polsce może być łatwiej utrzymać takich migrantów na rynku i zachęcić do osiedlenia się na stałe. Polska powinna zatem rozważyć wprowadzenie mechanizmów ułatwiających uzyskanie prawa pobytu i podjęcia pracy podobnych do tych, jakie wprowadzono dla obywateli Ukrainy. Szczególnie dobrze sprawdza się w praktyce uproszczony sposób zgłaszania zatrudnienia obywatela Ukrainy, który może z powodzeniem być stosowany w przypadku obywateli Białorusi. Oczywiście trzeba mieć jednak na uwadze względy bezpieczeństwa wynikające z faktu, że władze Białorusi nie są przychylnie nastawione do naszego kraju. Trzeba zatem zachować pewne względy bezpieczeństwa w zakresie migracji z tego kraju.

    Zagadnienia te powinny mieć odzwierciedlenie w przepisach migracyjnych, które powinny dawać szansę na łatwe podjęcie pracy przez cudzoziemców, pozbawione wielu wciąż istniejących skomplikowanych procedur. Choć podkreślić należy, że Polska w ostatnich latach poczyniła znaczne postępy w tym zakresie, to wciąż wielu przedsiębiorców i pracowników z zagranicy podkreśla, że uzyskanie pozwolenia na pracę jest nadmiernie uciążliwe.

    Podkreślić należy, że z całą pewnością największą wartość dla naszego społeczeństwa i rynku pracy prezentują migranci bliscy nam kulturowo. Doświadczenia jakie posiada Polska w ostatnich latach wskazują wprost, że osoby pochodzące z Ukrainy i Białorusi bardzo dobrze odnajdują się w naszym społeczeństwie i na rynku pracy. Ich przyjmowanie nie powoduje występowania znaczących kosztów społecznych, a jednocześnie pozwala skutecznie walczyć z problemami rynku pracy i demograficznymi.

    Niemniej jednak, jak wskazano w punkcie poprzedzającym, konieczne jest otwieranie się także na inne kierunki migracji. Może to powodować jednak pewne ryzyka społeczne i w zakresie bezpieczeństwa, którym należy bezwzględnie przeciwdziałać. Z pewnością każda osoba chcąca przenieść się do Polski powinna przejść dokładną weryfikację, miedzy innymi w zakresie niekaralności. Ponadto, jeśli taka osoba będąc już w Polsce popełni przestępstwo (zarówno zbrodnię, jak i występek zgodnie z przepisami Kodeksu karnego) w szczególności dopuści się jakiegokolwiek przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu bądź przestępstwa o charakterze chuligańskim oraz w ramach recydywy, powinna być bezwzględnie deportowana bez możliwości powrotu do Polski.

    Kolejną kwestią jest dopuszczanie do naszego społeczeństwa wyłącznie legalnych migrantów. Każda osoba, która przekroczy naszą granicę w sposób nielegalny powinna być natychmiast zawracana i pozbawiana możliwości przybycia do Polski również w sposób legalny.

    Wiele państw oferuje obecnie bardzo rozbudowane programy socjalne dla migrantów, które mają zachęcić obcokrajowców do osiedlania się właśnie w tym kraju. Podejście takie umożliwia przyciągnięcie zarówno osób chcących podjąć pracę i osiedlić się w danym kraju, ale powoduje również zachęcenie osób, którym zależy wyłącznie na uzyskaniu świadczeń socjalnych. Dlatego też ewentualne zachęty socjalne powinny koncentrować się na daniu szansy rozwoju na rynku i szybkiej asymilacji, nie zaś na oferowaniu rozbudowanego systemu socjalnego – w myśl zasady aby dać wędkę, a nie rybę.

    Ważne jest także, aby migranci mieli łatwy dostęp do szkoleń językowych oraz podnoszących kwalifikacje zawodowe. Dla zdecydowanej większości z nich pierwsza praca wiąże się z wykonywaniem tak zwanych „prac prostych”, aby jednak mieli motywację do pozostania w Polsce, powinni mieć możliwość rozwoju kompetencji zawodowych, by w przyszłości mieć szansę na lepszą pracę.

    Wreszcie ważne jest skupienie się na przyciągnięciu i utrzymaniu wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Aby tak się stało konieczne jest umożliwienie im łatwego uznawania kwalifikacji uzyskanych w kraju pochodzenia. Wiele branż w Polsce potrzebuje pilnego uzupełnienia braków kadrowych takimi specjalistami. Za przykład może posłużyć ochrona zdrowia, która od lat zmaga się z brakiem lekarzy, pielęgniarek, ratowników itp.

    Podsumowanie.

    Problemy demograficzne naszego kraju przekładają się na wiele aspektów życia naszego społeczeństwa, szczególnie na rynek pracy i system ubezpieczeń społecznych. Jednym ze sposobów przeciwdziałania skutkom wyludniania się naszego kraju, jest budowanie rozważnej i efektywnej polityki migracyjnej. Polityki, która z jednej strony będzie otwarta na migrantów i dająca im szansę na rozwój zawodowy, z drugiej strony zapewniająca bezpieczeństwo naszych granic i obywateli.  

    [1] https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/inne-opracowania-zbiorcze/polska-w-liczbach-2023,14,16.html

    [2] https://raportyhr.manpowergroup.pl/niedobor-talentow-2023

    [3] https://pie.net.pl/wp-content/uploads/2022/08/Miesiecznik-Makro_8-22.pdf

    [4] https://www.gov.pl/web/udsc/obywatele-ukrainy-w-polsce–aktualne-dane-migracyjne

    [5] https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/sytuacja-demograficzna-polski-do-roku-2021,40,2.html

    [6] https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/informacje-o-sytuacji-spoleczno-gospodarczej/biuletyn-statystyczny-nr-52023,4,138.html

     

    Zobacz: 25.08.2023 Memorandum ZPP – nie należy porzucać polityki prodemograficznej, ale bez imigracji zarobkowej Polska nie utrzyma tempa rozwoju

    Obniżanie atrakcyjności inwestycyjnej w polską energetykę odnawialną szkodzi nam wszystkim – Opinia Głównego Eksperta ds. Energetyki ZPP Włodzimierza Ehrenhalta

    Warszawa, 24 sierpnia 2023 r. 

     

    Obniżanie atrakcyjności inwestycyjnej w polską energetykę odnawialną szkodzi nam wszystkim –
    Opinia Głównego Eksperta ds. Energetyki ZPP Włodzimierza Ehrenhalta

     

    • Ryzyko inwestycyjne w projekty OZE, jest w świetle istniejących i procedowanych regulacji zbyt duże abyśmy mogli liczyć na zakładany w nowym PEP2040 wzrost udziału zielonej energii w miksie wytwórczym
    • Obniżenie poziomu obowiązku w obszarze zielonych certyfikatów do 5% nie zostało poparte analizami rynkowymi, przez co jest trudne do zaakceptowania i niezrozumiałe, a przede wszystkim zagraża przedsiębiorstwom z branży OZE
    • Jeżeli celem jest długofalowe obniżenie kosztów energii dla odbiorców końcowych powinniśmy wspierać rozwój rynku zielonej energii w Polsce, a nie go hamować kolejnymi obciążeniami finansowymi

    ZPP z niepokojem obserwuje coraz to nowe propozycje modyfikacji przepisów, których rezultatem może być znaczne ograniczenie inwestycji w odnawialne źródła energii w Polsce.

    Obowiązek przekazywania na tzw. Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny 97 % z przychodów pochodzących ze sprzedaży gwarancji pochodzenia natychmiast spowodował znaczne ograniczenie podaży tego instrumentu i jednocześnie wzrost cen, czyli uszczuplił możliwości po stronie firm-odbiorców w zakresie wykorzystania zielonej energii w procesach produkcyjnych. Gwarancje pochodzenia oferowane są na rynku już dwukrotnie drożej niż wcześniej w tym roku, przed aktualizacją ustawy z dnia 27 października 2022 r. o środkach nadzwyczajnych mających na celu ograniczenie wysokości cen energii elektrycznej oraz wsparciu niektórych odbiorców w 2023 roku, która zmodyfikowała reguły nadzwyczajnego opodatkowania przychodów wytwórców energii elektrycznej i w sposób szczególny dotknęła branży OZE. Prawdopodobne konsekwencje tej sytuacji omawialiśmy w komentarzu: https://zpp.net.pl/komentarz-zpp-brak-parlamentarnego-konsensu-wokol-zmian-ustawy-o-oze-moze-spowodowac-ze-stracimy-kolejny-wazny-rok-dla-rozwoju-energetyki-rozproszonej-w-polsce/, jak również szerzej zwracaliśmy uwagę na problem w dokumencie: https://zpp.net.pl/memorandum-zpp-tymczasowe-mechanizmy-interwencyjne-nie-powinny-trwale-ingerowac-w-rynek-energii-w-polsce/. Sytuacja ta jest o tyle poważna, że wpływać będzie na wszystkich odbiorców energii, a więc na cały rynek. Bowiem przy ograniczonej podaży gwarancji pochodzenia energii (z OZE) w Polsce międzynarodowe firmy zwrócą się po uzyskanie takich certyfikatów do wytwórców zagranicznych, pozbawiając w ten sposób przychodów i potencjału inwestycyjnego obecnych na polskim rynku wytwórców OZE. Pozostali producenci, którzy tego nie zrobią, mogą stracić rynki eksportowe. Banki z kolei oczekują dziś wyższych stóp procentowych i wyższych zabezpieczeń dla kredytów, co ogranicza generalnie możliwości inwestycyjne firm. Gdy dołożymy do tego niestabilność prawa w obszarze energetyki i złożone procedury administracyjne należy obecnie ocenić inwestycje w odnawialne źródła energii jako przedsięwzięcia wysokiego ryzyka. Równocześnie, zgodnie z zapowiadanym kierunkiem aktualizacji PEP 2040, rząd przewiduje intensyfikację inwestycji w obszarze źródeł niskoemisyjnych, w tym w OZE. Brakuje tu spójności.

    Drastyczne obniżenie poziomu obowiązku w obszarze zielonych certyfikatów

    Tymczasem w połowie sierpnia pojawiła się następna propozycja ustawowa, która w opinii ZPP może wzmocnić niekorzystne tendencje w obszarze inwestycji w odnawialne źródła energii w Polsce.

    W związku z zakończeniem procesu konsultacji publicznych oraz uzgodnień międzyresortowych i opublikowaniem na stronach Rządowego Centrum Legislacji, kolejnej wersji projektu rozporządzenia w sprawie zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii w 2024 r. przewidującego ustalenie wielkości udziału (dalej jako: „poziom obowiązku”), o którym mowa w art. 59 pkt 1 ustawy z dnia 20 lutego 2015 r. o odnawialnych źródłach energii (Dz. U. z 2023 r. poz. 1436) na poziomie 5%, widzimy potrzebę ponownego przeanalizowania i oceny skutków takiej nowelizacji, szczególnie w obszarze wpływu na procesy inwestycyjne w polskiej energetyce.

    Proponowane rozwiązanie, jako kolejne znacząco obciążające tę samą grupę podmiotów gospodarczych, może poważnie podważyć zaufanie inwestorów do polskiego systemu legislacyjnego, gdyż jest to wyraźna ingerencja w podstawy rynkowe naszego systemu energetycznego i tak już mocno regulowanego oraz scentralizowanego.

    System zielonych certyfikatów został wprowadzony jako wsparcie inwestycyjne dla zielonej energetyki w związku kosztami inwestycyjnymi, które przewyższały możliwości przychodowe inwestorów związane z regulacją cenową rynku energii.

    Wsparcie obowiązywać miało przez 15 lat i spowodować, że inwestycje będą spłacane bez istotnych obciążeń dla bieżących przepływów finansowych, a po okresie wsparcia inwestycje staną się w naturalny sposób rentowne. Najnowsza propozycja legislacyjna może de facto oznaczać likwidację tego systemu wsparcia kilka lat przed terminem.

    W opinii szeregu ekspertów już pierwotnie zakładana w projekcie rozporządzenia propozycja obniżenia poziomu obowiązku umarzania z 18,5% do 11% spowodować mogła zaburzenia na rynku zielonej energii. O ile jednak wcześniejsza propozycja zdawała się uwzględniać głosy wielu stron i powstała na podstawie doświadczeń i analiz dot. rynku gwarancji pochodzenia, tak dalsze obniżanie poziomu tego obowiązku spowoduje na tyle duży spadek cen świadectw, że może to zaburzyć modele finansowe na jakich powstały niektóre istotne zielone inwestycje w naszym kraju. Zaburzenie modelu finansowego przedsięwzięcia może zaś skutkować wypowiedzeniem kredytu przez bank, co zaś w wielu przypadkach powoduje upadłość przedsiębiorstwa. Nie wspominając o jakichkolwiek planach inwestycyjnych tych firm, które z oczywistych względów zostaną w takiej sytuacji zamrożone. Większość nowoczesnych farm wiatrowych powstała w oparciu o takie konstrukcje finansowe, gdzie część dochodów wynikających z ceny świadectw było związanych z rentownością przedsięwzięcia, ponieważ regulowane ceny energii nie pokrywały kosztów inwestycji.

    Jako przedstawiciele wielu sektorów polskiej gospodarki uważamy, że ograniczanie atrakcyjności inwestycyjnej w sektorze energetyki staje się zagrożeniem dla funkcjonowania tych dziedzin polskiej gospodarki, które opierają swoje funkcjonowanie o produkcję eksportową. Dotyczy to jednak całej gospodarki i wszystkich przedsiębiorców w masie, dla których koszty energii są istotną składową kosztów krańcowych. Tymczasem produkcja energii z OZE wyraźnie obniża ceny na polskim rynku i za granicą, co jednoznacznie obserwujemy w bieżącym roku na Rynku Dnia Następnego, na którym średnia cena od stycznia do sierpnia br. wyniosła poniżej 550 zł/MWh, a więc zdecydowanie poniżej przewidywań i pułapów cenowych, w tym zakładanych w regulacjach dot. cen maksymalnych dla MŚP.

    Pomijanie sygnałów rynkowych jest niebezpieczne

    Omawiana propozycja legislacyjna to również kolejny przykład ograniczania mechanizmów rynkowych w polskiej energetyce, stąd nasz apel o ponowną analizę projektowanych rozwiązań. 

    Wszelkie działanie utrudniające funkcjonowanie mechanizmów rynkowych, jak również ograniczające procesy transformacyjne w polskim sektorze wytwórczym, redukujące potencjał inwestycyjny po stronie uczestników rynku przełożą się na wyższe ceny energii w Polsce, niż w krajach ościennych i powiększanie luki generacyjnej w obszarze zielonej energii. Ulga dla sektora energochłonnego wynikająca z obniżenia poziomu umarzania zielonych certyfikatów to rozwiązanie, które długoterminowo nie rozwiązuje problemu, a generuje nowe.

    Jeśli w ocenie rządu i na wniosek samego przemysłu, w obliczu aktualnej sytuacji rynkowej, konieczne jest kontynuowanie programów wsparcia dla sektorów energochłonnych, powinno się to odbyć bez ingerencji w rynek energii. Programy celowane to rozwiązania tańsze i korzystniejsze dla gospodarki, gdyż nie realizują potrzeb jednej grupy podmiotów kosztem innej.

    Poziom obowiązku w wymiarze zaledwie 5% niejako wymusza po stronie podmiotów zobowiązanych okoliczności przesunięcia znacznego wymiaru kosztów zakupu świadectw pochodzenia na kolejne okresy sprawozdawcze, przy jednoczesnym braku pewności co do terminu wymagalności oraz wysokości zobowiązań z tego tytułu. To spowoduje, że w przypadku przeważającej większości z tych podmiotów, konieczne stanie się zawiązanie albo powiększenie rezerw na przyszłe zobowiązania. To z kolei, z pewnością pociągnie za sobą negatywne konsekwencje związane co najmniej z rosnącym kosztem pozyskania kapitału dłużnego.

    Jak zauważa Stowarzyszenie Energii Odnawialnej, na skutek tej pozornej, doraźnej „oszczędności”, podmioty zobowiązane per saldo poniosą większe koszty zakupu i umarzania świadectw pochodzenia, niż byłoby do konieczne w przypadku prowadzenia zrównoważonej polityki kształtowania poziomu obowiązku.

    Opisywane przesunięcie jest tym bardziej ryzykowne, że nie sposób jednoznacznie wykluczyć, iż nie grożą nam dalsze wahania cen energii elektrycznej, będące rezultatem tendencji makroekonomicznych. Tym samym, nie ma podstaw by zakładać, że w nadchodzących okresach rozliczeniowych zdolność podmiotów zobowiązanych do ponoszenia wyższych kosztów świadectw pochodzenia będzie większa. Powstaje więc pytanie o konsekwencję prawodawcy w działaniu w dłuższym horyzoncie, a tym samym przyszłość rynku zielonych certyfikatów, który wszak również funkcjonuje w granicach i ramach obowiązującego już prawa.

    Rozwiązania prawne należy opierać o dane i analizę rynku

    Warto również nadmienić, że rok 2023 jest pierwszym w którym Ministerstwo Klimatu i Środowiska zdecydowało się istotnie zredukować poziom obowiązku w obszarze zielonych certyfikatów (z 18,5% do 12%). Przed 2022 r., wraz z redukcją poziomu obowiązku z 19,5% na 18,5% resort podkreślał, że wskazany poziom obowiązku zapewnić miał utrzymanie stabilnych i przewidywalnych warunków funkcjonowania rynku OZE dla wytwórców uczestniczących w systemie świadectw pochodzenia. Obserwując bowiem zakończenie w latach 2020-2021 partycypacji w systemie świadectw pochodzenia kolejnej części podmiotów (zakończenie 15-letniego okresu wsparcia) i migrację istniejących instalacji do innych systemów wsparcia, ustawodawca monitorował spadek nadpodaży na rynku zielonych certyfikatów i reagował proporcjonalnie.

    Tymczasem rok 2023 przyniósł nie tylko regulacje w zakresie cen maksymalnych, które zdefiniowały maksymalne przychody wytwórców OZE w Polsce na poziomie ponad dwukrotnie niższym niż pułap 180 euro/MWh określony w zaleceniach UE. Ale równocześnie właśnie obniżkę poziomu obowiązku w obszarze zielonych certyfikatów jaka miała miejsce pomiędzy 2022 a 2023 rokiem (z 18,5 % na 12 %). Skutki modyfikacji przedmiotowego parametru, z uwagi na specyfikę systemu umarzania świadectw pochodzenia, są możliwe do zaobserwowania dopiero w roku następującym po roku, którego dotyczy dany poziom obowiązku. Przez co dopiero w 2024 r. dowiemy się jak ów 12% wpłynęło na rynek. Konstrukcja systemu powoduje więc, że podejmowane decyzje powinny być rezultatem merytorycznych analiz oraz wynikiem niezwykle uważnej obserwacji rynku, tym bardziej, że w dobie kryzysu energetycznego wprowadzono liczne tymczasowe mechanizmy interwencyjne obciążające stronę przychodową tej samej grupy podmiotów.

    Zaproponowane 11 sierpnia brzmienie rozporządzenia jest więc trudne do uzasadnienia, również z tego względu, że niweczy wysiłki podejmowane w ostatnich latach przez ministra właściwego ds. energii, które były ukierunkowane na stabilizację rynku świadectw pochodzenia poprzez stopniowe ograniczanie skumulowanej nadpodaży z lat ubiegłych.

    Tym samym można przewidzieć że przepisy w proponowanym brzmieniu będą miały negatywny wpływ na wielkość inwestycji w rozproszone źródła energii w Polsce i to w momencie kiedy cała polska gospodarka potrzebuje takich źródeł, a część rozwiązań prawnych (np. dot. linii bezpośrednich) wychodzi naprzeciw oczekiwaniom przemysłu – a więc nowe inwestycje mogłyby być niebawem rozwijane.

    Destabilizacja tworzonego oddolnie, z mozołem, rynku energii spowodować może spadek podaży, a co za tym idzie wzrost cen zielonej energii. To z kolei musi spowodować również wzrost cen energii dla odbiorców, których nie da się chronić w nieskończoność mechanizmami interwencyjnymi. Jedynie dynamiczny, systematyczny przyrost zrównoważonych i tanich źródeł wytwarzania w naszym kraju przełożyć może się na długoterminowe obniżenie kosztów energii. Tym samym – rekomendujemy ponowną analizę problemu i rozważenie dalszych zmian w brzmieniu rozporządzenia w sprawie zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii w 2024 r., które byłyby proporcjonalne i uwzględniały postulaty oparte na rzetelnych danych rynkowych.

     

    Włodzimierz Ehrenhalt,
    Główny Ekspert ds. Energetyki, ZPP

     

    Zobacz: 24.08.2023 Obniżanie atrakcyjności inwestycyjnej w polską energetykę odnawialną szkodzi nam wszystkim – Opinia Głównego Eksperta ds. Energetyki ZPP Włodzimierza Ehrenhalta

    BRONIĘ MIKROFIRM, BO NIKT ICH NIE BRONI – OPINIA PREZESA ZPP

    Warszawa, 23 sierpnia 2023 r. 

     

    BRONIĘ MIKROFIRM, BO NIKT ICH NIE BRONI –  OPINIA PREZESA ZPP

    Mikrofirmy ani się nie zorganizują (bo walczą o przetrwanie), ani nie zbiorą budżetu na lobbing i reprezentacje (nie mają pieniędzy i nikomu nie wierzą). Słowem nie ma w tym ani żadnych pieniędzy, ani prestiżu. Tak się składa, że ani na jednym ani na drugim mi nie zależy, więc mogę się tym zająć dla dobra ludzkości.

    Obrona mikrofirm – nie oznacza zwalczania korporacji (chyba, że za zwalczanie korporacji uznamy domaganie się, żeby uczciwie płaciły podatki). Korporacje w organizmie gospodarczym kraju są niezbędne i potrzebne (choć nie monopole, które powinny być prawnie zakazane). Korporacje bardzo dużo dobrego wniosły do odbudowy Polski w ostatnim 30-leciu. Nie powinny być jednak faworyzowane – choćby dobrowolnym podatkiem dochodowym, jak to ma miejsce w przypadku CIT w Polsce.

    Złożoną sprawą jest pomoc publiczna dla korporacji – jak to na przykład ostatnio miało miejsce w przypadku Intela. Byłbym przeciw… gdyby inne kraje tego nie robiły. W każdym razie taka pomoc powinna być uzależniona od przyszłych korzyści i wpływów z takiej inwestycji. Jeśli mamy do tego dopłacać w dającej się ogarnąć perspektywie – to niech budują sobie tą fabrykę na Węgrzech, w Czechach czy na Księżycu – nie musi być u nas.

    W każdym razie – nie postulowałem i nie postuluje ograniczania czy zwalczania korporacji (poza monopolami). Niech im się wiedzie jak najlepiej dla dobra Rzeczpospolitej!

    Postuluje natomiast, żeby rząd z barku wiedzy i rozeznania, w oparciu o tandetne hasła i propagandowe zaklęcia – przestał zwalczać mikrofirmy w Polsce, co ma miejsce od 30 lat. Front walki z polskim mrowiskiem gospodarczym jest szeroki – od Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Rozwoju, poprzez rządowy Polski Instytut Ekonomiczny, Fundację Obywatelskiego Rozwoju, Leszka Balcerowicza i prof. Jerzego Hausnera. Wszyscy oni uważają, że mikro firmy należy zwalczać bowiem hamują one rozwój gospodarczy, są nieinnowacyjne, tworzą małą wartość dodaną, mają niską produktywność, a nawet odpowiadają za większość luki podatkowej i fraudy.

    Jednocześnie nikt z tych ludzi nie jest w stanie podać przykładu w jaki niby sposób ma być innowacyjny piekarz wypiekający tradycyjne pieczywo czy krawiec szyjący klasyczne garnitury lub sukienki. Część bardziej głupich polityków chce obu dać „mały ZUS” na 4 lata, bo wg. nich po 4 latach powinni się przekształcić w dużą firmę. Najgłupszy slogan w tym obszarze powtarzany przez polityków to „chcemy, żeby mikro firmy stawały się małymi, małe średnimi, a średnie dużymi”.

    Niewątpliwie w niektórych przypadkach tak jest – w końcu Amazon czy Google zostały założone w garażu – ale dotyczy to wyjątków. Nie ma powodu ani potrzeby, żeby pani kwiaciarka czy pan piekarz czy pan hydraulik się rozwijali, byli innowacyjni i przekształcali się w jakieś firmy czy korporacje. Są potrzebni gospodarce i społeczeństwu w takim właśnie rozmiarze w jakim są. Naturalnie niewielki odsetek tych mikro firm stanie się kiedyś wielkimi firmami, ale to wyjątki. Na 1 Google przypada milion nieudanych projektów. Trzeba zdawać sobie sprawę, że działalności gospodarcza to trochę trudniejsze zajecie niż roznoszenie ulotek wyborczych za co dostaje się potem pozycje wiceministra i wygłasza się mądrości o gospodarce, nie mając żadnego pojęcia o tej realnej. Na 10 nowo założonych firm 1 rok przetrwa 5, a 10 lat – jedna.

    Ten obłęd i obsesję „rozwoju i innowacyjności” jako żywo przypomina inny obłęd z czasów rządów Leszka Millera kiedy to ten wybitny Mąż Stanu z Panią Łybacką postanowili zagłodzić i zniszczyć szkolnictwo zawodowe w imię „scholaryzacji”. Każdy miał mieć „wyższe wykształcenie”. Polska zapłaciła bardzo wysoka cenę za te fantasmagorię. Ponad 15 lat temu politycy zorientowali się co się stało – pierwsza odbudowę szkolnictwa zawodowego w Polsce podjęła Joanna Kluzik-Rostkowska, po niej niezależnie od barw partyjnych, każdy kolejny minister stara się to robić i mimo tych wysiłków nadal nie udało się przywrócić choćby stanu sprzed szaleństwa Millera i Łybackiej.

    To samo grozi piekarniom, kwiaciarniom, krawcom, drobnym usługom wykończeniowym i budowlanym i wszelkim innym mikro i małym działalnościom. Jeśli to zniszczycie te drobne działalności bezmyślnymi obciążaniami podatkowymi – ich odbudowa zajmie dekady. Warto się zatrzymać kiedy jest jeszcze czas – liczba miasteczek w których jest już tylko urząd, stacja benzynowa i market – rośnie lawinowo.

    Ich rola jest nie tylko społeczna mają też duże znaczenie gospodarcze – mikrofirmy zatrudniają więcej pracowników niż korporacje, więcej niż korporacje wnoszą do PKB i tylko dzięki nim mamy dodatnie saldo handlowe z zagranicą. Ale to odrębny temat – będę te dane systematycznie publikował.

    Komentarz ZPP: Ustawa hiszpańska, czyli gaszenie ognia oliwą

    Warszawa, 21 sierpnia 2023 r. 

     

    Komentarz ZPP: Ustawa hiszpańska, czyli gaszenie ognia oliwą

    • Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zapowiedziało, że prowadzi analizy dotyczące zaimplementowania do porządku prawnego krajowego sektora produkcji rolnej rozwiązań tak zwanej ustawy hiszpańskiej.
    • Jednym z elementów nowych regulacji jest zapis stanowiący, że cena, którą dostawca otrzymuje za swoje produkty każdorazowo musi być wyższa, aniżeli koszty produkcji poniesione przez dostawcę.
    • Podstawą funkcjonowania systemu miało być ustalenie faktycznej wysokości kosztów ponoszonych przez rolników. MRiRW zapowiada, że źródłem danych.
      w tej materii ma być rachunkowość i dowody księgowe prowadzone przez rolników. W praktyce stworzenie jednolitych kryteriów dla 1,3 mln gospodarstw rolnych w kraju może okazać się niemożliwe.
    • Wejście w życie ustawy hiszpańskiej może przynieść problemy ze zbytem towarów, wzrost kosztów w przetwórstwie i handlu oraz, finalnie, podwyżki cen żywności dla konsumentów. Mechanizm tak silnej regulacji cen to także realne zagrożenie dla stabilności eksportu artykułów rolno-spożywczych.
    • Jeżeli pomoc wytwórcom żywności ma mieć realny charakter, działania w tym zakresie ukierunkowane być powinny na wreszcie realne zachęty regulacyjne względem zakładania grup producenckich i spółdzielni rolniczych, rozwój tranzytu wraz z całą jego infrastrukturą i przetwórstwa.

    Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zapowiedziało, że prowadzi analizy dotyczące zaimplementowania do porządku prawnego krajowego sektora produkcji rolnej rozwiązań tak zwanej ustawy hiszpańskiej. 14 grudnia 2021 roku rząd Hiszpanii wdrożył przepisy Dyrektywy 2019/633 w sprawie nieuczciwych praktyk handlowych w relacjach między przedsiębiorcami w łańcuchu dostaw produktów rolnych i spożywczych. Jednym z elementów nowych regulacji jest zapis stanowiący, że cena, którą dostawca otrzymuje za swoje produkty każdorazowo musi być wyższa, aniżeli koszty produkcji poniesione przez dostawcę. Co więcej – hiszpańska wersja ustawy rozciąga opisaną zależność na cały łańcuch handlowy. Oznacza to, że np. sieci sklepów również nie mogą kupić od przetwórni produktów po cenie niższej niż poniesione przez nią koszty.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców pragnie zasygnalizować, że – choć nie są znane szczegółowe rozwiązania wypracowywane w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi – sama tak daleko idąca ingerencja w rozwiązania rynkowe może przynieść więcej potencjalnych zagrożeń niż korzyści. Pragniemy także przypomnieć, że kwestia ustawy hiszpańskiej była podnoszona podczas prac sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w roku 2022 jako mechanizm mający – w teorii – chronić rolników przed sprzedażą produktów po nieopłacalnych cenach. Wówczas jednak resort rolnictwa pozostawał sceptyczny wobec proponowanych rozwiązań, wskazując na prawdopodobieństwo wystąpienia licznych nieprawidłowości, omijania prawa oraz przepisy, które mogłyby okazać się krzywdzące dla znacznej części gospodarstw.

    Podstawą funkcjonowania systemu miało być ustalenie faktycznej wysokości kosztów ponoszonych przez rolników. MRiRW zapowiada, że źródłem danych w tej materii ma być rachunkowość i dowody księgowe prowadzone przez rolników. Pamiętać należy, że obowiązek prowadzenia rachunkowości dotyczy właściwie tylko największych rolników. Dodatkowo koszty prowadzenia działalności rolniczej są odmienne w różnych częściach kraju i uzależnione są od warunków glebowych czy klimatycznych, ale także od choćby wielkości gospodarstw, poczynionych inwestycji, poziomu ich automatyzacji czy zorganizowania w strukturach spółdzielczych czy grupach producenckich. Przepisy mogą zatem prowadzić do powstawania znaczących kosztowych dysproporcji, które z kolei mogą stanowić potencjalne pole do nadużyć. Każde w zasadzie gospodarstwo ponosi inne koszty indywidualne, wobec czego zaistnieć może potrzeba ujednolicenia poziomu kosztów, co będzie dyskryminować część producentów, forując przy tym pozostałych i zaburzając rynkową konkurencję. Nie ma także analiz, które pokazują, czy odbiorcy produktów byliby skłonni kupić od polskich dostawców towary po sztucznie zawyżonych cenach. Może to także stanowić potencjalne zagrożenie dla eksportu polskich artykułów rolno-spożywczych.

    Problem może przybrać szeroką skalę, ponieważ dotyczyć będzie, bazując na danych Powszechnego Spisu Rolnego GUS z 2020 roku, 1 317 000 gospodarstw rolnych. Problemy pojawiać się będą na wielu poziomach łańcucha handlowego – wystąpić mogą bowiem problemy ze zbytem, wzrost kosztów w przetwórstwie i handlu oraz, finalnie, podwyżki cen dla konsumentów.

    Problemy z ustawą szybko stały się zarzewiem konfliktów także w samej Hiszpanii, gdzie producenci mleka zaskarżyli ją do tamtejszego Sądu Najwyższego, wskazując, że w przypadku bessy na rynku nowe przepisy doprowadzić mogą do upadku wielu gospodarstw rolnych – te, które nie będą skłonne do obniżek cen, przegrają konkurencję. Przedsiębiorcy rolni podkreślają też, że funkcjonujące na hiszpańskim rynku sieci sklepów częściej zastępują droższe krajowe produkty tańszymi towarami z importu.

    Tak silne umocowanie w prawie mechanizmu ceny minimalnej i maksymalnej to zbyt daleka ingerencja w rynek, której tłumaczyć nie można nawet – czego nie można odmówić MRiRW – chęcią pomocy rolnikom będącym pierwszym ogniwem łańcucha handlowego. Musimy przy tym pamiętać, że pewne kompetencje w tym zakresie zapewnia dziś ustawa dot. przeciwdziałania nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi. W listopadzie 2021 r. została przyjęta z kolei nowa ustawa, która dostosowuje obowiązujące regulacje do przepisów unijnej dyrektywy.

    Jeżeli pomoc wytwórcom żywności ma mieć realny charakter, działania w tym zakresie opierać  powinny się na wreszcie realnych zachętach regulacyjnych względem zakładania grup producenckich i spółdzielni rolniczych, co zdecydowanie zwiększa – jak pokazują doświadczenia państw zachodniej części Europy – pozycję negocjacyjną nawet najmniejszych producentów żywności. Sytuację rolników z całą pewnością poprawiłyby również inwestycje w przetwórstwo, przechowalnictwo, czy tranzyt, czyli w elementy pozwalające na budowanie realnej siły na wszystkich poziomach relacji handlowych.

     

    Zobacz: 21.08.2023 Komentarz ZPP: Ustawa hiszpańska, czyli gaszenie ognia oliwą

    Komentarz ZPP: samorządy powinny mieć udział w dochodach z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych

    Warszawa, 18 sierpnia 2023 r. 

     

    Komentarz ZPP: samorządy powinny mieć udział w dochodach z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych

    • ZPP od lat apelował o znaczące poszerzenie możliwości korzystania z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych jako formy opodatkowania najmniejszych firm. Wskutek kolejnych zmian regulacyjnych stopniowo realizowano nasz postulat, tak że obecnie z ryczałtu mogą skorzystać prawie wszyscy zainteresowani.
    • Z danych wynika, że firmy chętnie wybierają ryczałt jako podstawową formę opodatkowania. O ile w 2020 roku ryczałtem rozliczało się niespełna 650 tys. podatników, o tyle już dwa lata później liczba przedsiębiorców korzystających z ryczałtu przekroczyła milion. Tym samym stał się on bardziej popularną formą, niż tradycyjnie kojarzony z małymi firmami podatek liniowy.
    • Za powyższymi zmianami nie poszły jednak modyfikacje w przepisach dotyczących udziału jednostek samorządu terytorialnego w dochodach budżetowych państwa – do samorządów nie trafia żadna część wpływów z tytułu ryczałtu.
    • Podzielając opinię Ministerstwa Finansów o konieczności wprowadzenia spójnej, kompleksowej reformy dot. źródeł finansowania samorządów, podkreślamy że w związku z korzystnym dla firm otwarciem ryczałtu potrzebne są również zmiany prowadzące do tego, by część wpływów z tytułu tego podatku trafiała do jednostek samorządu terytorialnego.

    Rozszerzenie możliwości rozliczania się ryczałtem od przychodów ewidencjonowanych było jednym z dziesięciu głównych celów regulacyjnych obranych przez ZPP przy okazji dziesięciolecia istnienia organizacji. Nie odpuszczaliśmy tego tematu i konsekwentnie do niego wracaliśmy, dzięki czemu stosunkowo szybko udało się osiągnąć w tym zakresie sukces – dzisiaj mało kto pamięta już o absurdalnej skali stawek, szerokich wyłączeniach sektorowych, czy bardzo niskim progu przychodów. Wszystko to były czynniki skutecznie blokujące niewielkim firmom dostęp do najprostszej formy opodatkowania – eliminacja tych barier była bardzo dobrą decyzją, co widać zresztą po decyzjach samych przedsiębiorców, którzy coraz częściej decydują się na korzystanie z ryczałtu jako głównej formy opodatkowania prowadzonej działalności.

    Wszelkie zmiany mają jednak swoje skutki, w tym również i te mniej oczywiste. Równolegle ze znacznym uproszczeniem rozliczeń podatkowych dla setek tysięcy firm, powstał istotny problem do rozstrzygnięcia. O ile bowiem jednostki samorządu terytorialnego mają udział w dochodach podatkowych ze skali podatkowej, czy podatku liniowego, o tyle rozwiązanie takie nie było przewidziane dla ryczałtu. Przez dłuższy czas nie stanowiło to problemu, ponieważ ryczałt od przychodów ewidencjonowanych pozostawał mniejszą lub większą ciekawostką niewykorzystywaną przez szerokie grono firm. Po omawianych zmianach sytuacja jednak radykalnie się zmieniła i obecnie „ryczałtowców” jest więcej, niż „liniowców”. Ma to swoje konsekwencje dla stabilnych i przewidywalnych dochodów samorządów z tytułu ich udziału w podatkach dochodowych.

    Już w 2022 roku Ministerstwo Finansów deklarowało chęć uzupełnienia katalogu dochodów podatkowych JST również o część wpływów z ryczałtu – tak, by samorządy nie były stratne na korzystnych dla firm zmianach. Dzisiaj ze strony resortu słyszymy raczej o konieczności gruntownego i kompleksowego przeglądu źródeł finansowania JST.

    Zgadzając się co do tego, że prawdopodobnie konieczna jest szersza reforma modelu finansowania samorządów w Polsce, uważamy że zapewnienie im w międzyczasie strumienia przychodów z tytułu części wpływów z ryczałtu, byłoby rozwiązaniem sprawiedliwym. Oczywiście – samorządy również korzystają na rosnących wpływach z podatków dochodowych rozliczanych w innej formule niż ryczałt, a także na rozmaitych prowadzonych przez rząd programach, jednak stabilne i przewidywalne wpływy podatkowe są podstawą planowania finansów i inwestycji w gminach.

    Mając na uwadze powyższe, uważamy że warto możliwie najszybciej poszerzyć katalog dochodów podatkowych JST również o udział we wpływach z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych.

     

    Zobacz: 18.08.2023 Komentarz ZPP samorządy powinny mieć udział w dochodach z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych

    Polska przegrywa wyścig o imigrantów z Ukrainy, którzy coraz częściej wybierają Niemcy i Kanadę

    Warszawa, 11 sierpnia 2023 r. 

     

     

    Polska przegrywa wyścig o imigrantów z Ukrainy, którzy coraz częściej wybierają Niemcy i Kanadę

     

    • Państwa zachodnie z przyczyn demograficznych konkurują między sobą o imigrantów z Ukrainy.  Polska na ten moment przegrywa wyścig.
    • Polska zbudowała bardzo dobry wizerunek pomagając uchodźcom z Ukrainy  w pierwszych dniach wojny. Niestety może to  nie wystarczyć, by na dłużej związać ze sobą pracowników z tego kraju.
    • Polska nie powinna prześcigać się z innymi państwami na świadczenia socjalne, gdyż  trudno byłoby ten wyścig wygrać – powinniśmy jednak w maksymalnym możliwym stopniu wykorzystywać wszelkie przewagi, którymi dysponujemy.

    Polska zmaga się obecnie z poważnymi problemami demograficznymi. Dzietność w naszym kraju w 2022 r. wyniosła zaledwie 1,26. Jest to jeden z najgorszych wyników nie tylko w Europie, ale i na świecie. Aby zapewnić prostą zastępowalność pokoleniową wskaźnik ten musi wynosić przynajmniej 2,1. Problemy demograficzne powodują znaczące trudności na rynku pracy i w systemie ubezpieczeń społecznych. Nawet gdyby trend w zakresie nowych urodzeń się odwrócił, to efekty byłyby widoczne na rynku dopiero za dwie dekady. Polska gospodarka pilnie potrzebuje zatem migrantów, którzy chcą pracować, uczyć się i mieszkać w naszym państwie. Kryteria te spełniają uchodźcy z Ukrainy, którzy po agresji Federacji Rosyjskiej licznie przybyli do naszego kraju. Dzięki nim udało się obsadzić tysiące wolnych miejsc pracy, co istotnie wspomogło naszą gospodarkę. Dziś jednak uchodźcy coraz liczniej wybierają inne kierunki kuszeni propozycjami przedstawianymi między innymi przez Niemcy i Kanadę. Polska zaczęła przegrywać walkę o zatrzymanie ich na naszym rynku.

    – W zasadzie wszystkie kraje rozwinięte zmagają się obecnie z problemami demograficznymi. Krótko mówiąc, w relatywnie zamożnych państwach społeczeństwa się starzeją, a dzieci nie rodzą, co ogranicza możliwości rozwoju gospodarczego i jest bardzo groźne dla stabilności funkcjonowania podstawowych elementów państwa – zaznaczył Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Dlatego to bardzo dobrze, że niemal natychmiast otworzyliśmy się na pracowników z Ukrainy. Kluczowym wyzwaniem pozostaje jednak zatrzymanie ich u nas, a to okazuje się coraz trudniejsze, ponieważ do gry zaczęły wchodzić również inne państwa.

    W Unii Europejskiej najśmielej o uchodźców konkurują nasi zachodni sąsiedzi. Statystyki są jednoznaczne – według danych UNHCR na dzień 25 czerwca  2023 r. w Niemczech zarejestrowanych było  1 076 680 obywateli Ukrainy, którzy przybyli  do tego kraju od początku agresji rosyjskiej 24 lutego 2022 r. Jednocześnie 958 590  uzyskało ochronę czasową bądź też inną  formę ochrony.

    Wysoka aktywność zawodowa i kompetencje obywateli Ukrainy zaczęły przyciągać również kraje spoza UE – od 24 lutego 2022 roku do Kanady przybyło ponad 190 tysięcy uchodźców ukraińskich. Dodatkowym czynnikiem zachęcającym do imigracji jest informacja wynikająca ze spisu powszechnego z 2016 roku. Według niego bowiem Kanadę zamieszkiwało ponad 1,36 mln osób deklarujących pochodzenie ukraińskie. Znacząca mniejszość ukraińska oraz atrakcyjne warunki zatrudnienia coraz częściej są ważnym argumentem przemawiającym do uchodźców, którzy nie mają obecnie problemów z uzyskaniem wizy do Kanady.

    Stwarza to bezpośrednią konkurencję dla Polski, gdyż nasi wschodni sąsiedzi dotychczas mieszkający i pracujący w Polsce, coraz częściej decydują się na wyjazd do Niemiec czy właśnie za ocean. Należy mieć również na uwadze, że wraz z zakończeniem wojny wiele osób, które wciąż żyje i pracuje w Polsce wróci do swoich domów na Ukrainie. Oznacza to poważne trudności dla naszego rynku pracy w perspektywie najbliższych miesięcy.

    – Trudno byłoby przecenić rolę imigrantów i uchodźców z Ukrainy na polskim rynku pracy – podkreślił Szymon Witkowski, dyrektor Forum Pracy Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Bez pracy uchodźców w naszym kraju firmy reprezentujące różne branże mogłoby mieć bardzo poważne problemy nie tylko z rozwojem, ale nawet z utrzymaniem dotychczasowej skali działalności. W obecnych warunkach demograficznych potrzebujemy migrantów, by rozwijać się gospodarczo i uzupełniać luki na rynku pracy.

    Polska jest najbliższym kulturowo i geograficznie krajem dla Ukraińców. Wiele zyskaliśmy również naszą postawą względem uchodźców już od pierwszych dni wojny. Niemniej jednak przestaje to być wystarczające. Nie jesteśmy w stanie konkurować na świadczenia socjalne, czy wysokość wynagrodzeń ze znacznie bogatszymi krajami, jak Niemcy i Kanada. Migranci są nam jednak potrzebni i powinniśmy im stworzyć wszelkie warunki do tego, by mimo wszystko wybierali nasz kraj, jako miejsce, w którym warto się osiedlić.

     

    Po więcej informacji zapraszamy do raportu: 11.08.2023 Raport ZPP: I Wojna Światowa o imigrantów z Ukrainy. Polska przegrywa

    ZPP zaprasza do przesyłania kandydatur do Nagrody Gospodarczej ZPP w kategorii Projekt

    Warszawa, 8 sierpnia 2023 r. 

     

    ZPP zaprasza do przesyłania kandydatur do Nagrody Gospodarczej ZPP w kategorii Projekt

     

    We wrześniu 2023 roku po raz kolejny zostaną rozdane Nagrody Gospodarcze ZPP – prestiżowe wyróżnienia przyznawane zarówno firmom, jak i konkretnym osobom oraz instytucjom.

    Obecnie zbieramy kandydatury do Nagrody Gospodarczej w kategorii Projekt. Założeniem jest wyróżnienie autorów dowolnego w formie (wydarzenia, publikacje, podkasty, wideoblogi, kampanie edukacyjno-społeczne etc.) przedsięwzięcia ukierunkowanego na promowanie idei wolnego rynku i konkurencyjnej gospodarki.

    Prosimy o przesyłanie propozycji kandydatur na adres e-mail: biuro@zpp.net.pl

    Podsumowanie II edycji konferencji „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together”: Współpraca biznesowa między Polską a Ukrainą w kontekście odbudowy i rozwoju

    Warszawa, 7 sierpnia 2023 r. 

     

    Podsumowanie II edycji konferencji „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together”:
    Współpraca biznesowa między Polską a Ukrainą w kontekście odbudowy i rozwoju

     

    W drugiej części lipca tego roku miała miejsce druga edycja konferencji pod nazwą „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together”, zorganizowanej przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Warsaw Enterprise Institute. Pomimo wakacyjnego terminu całe wydarzenie w hotelu Hilton w Warszawie odwiedziło niemal 1000 gości z Polski i zagranicy. Rekordowa frekwencja jednoznacznie pokazała, że istnieje duże zapotrzebowanie na platformy spotkań służące rozwojowi biznesu polsko-ukraińskiego.

    W pięciu sesjach plenarnych oraz czterech dedykowanych sesjach branżowych wypowiadali się politycy oraz eksperci m.in. z Polski, Brukseli, Ukrainy czy Mołdawii. Mocnym akcentem rozpoczął konferencję Prezes ZPP Cezary Kaźmierczak stwierdzając, że chcąc wejść na ukraiński rynek „lepiej być pierwszym, niż lepszym”. Zagraniczne firmy z dużym kapitałem już podjęły się ekspansji u naszego wschodniego sąsiada i wojna nie przeszkadza im w zdobywaniu strategicznych przyczółków dla swoich interesów. Kolejni dyskutanci, wśród których nie zabrakło: ministrów i wiceministrów z Polski i Ukrainy, przedstawicieli polskich i międzynarodowych instytucji finansowych, czy prezesów firm i organizacji ich zrzeszających, opowiadali o perspektywach odbudowy, na podstawie m.in. ogromnych środków finansowych przeznaczonych na ten cel przez międzynarodowe organizacje. Dla konkretnych branż takich jak energetyczna, farmaceutyczna, cyfrowa, czy rynku pracy przeznaczone były odrębne sesje w których uczestniczyli eksperci i decydenci z obu krajów, którym poświęcona była konferencja.

    Konferencję podsumowało wystąpienie Marcina Przydacza, Sekretarza Stanu, Szefa Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta RP, który przedstawił trzy przewagi polskich firm w odbudowie Ukrainy: jesteśmy geograficznie najbliższym partnerem z infrastrukturą gotową do współpracy, mamy najlepsze relacje w historii, jesteśmy zbliżeni kulturowo i językowo, a największą mniejszość w Polsce stanowią obecnie Ukraińcy. Prezes ZPP Cezary Kaźmierczak, dodał natomiast, że „kto będzie pierwszy na ukraińskim rynku, będzie miał najwięcej czasu na jego dominację”.

    Takie wydarzenia jak „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together” pokazują jak bardzo poszukiwane są rzetelne i aktualne informacje na temat ukraińskiego rynku oraz platformy dla zawiązywania bezpośrednich relacji biznesowych między partnerami z obu państw. ZPP działa na tym polu od wielu lat i jako jedyny polski związek przedsiębiorców buduje relacje biznesowe poprzez biura w Kijowie, Lwowie, Łucku i Winnicy oraz reprezentuje polsko-ukraińskie przedsięwzięcia poprzez swoje biuro w Brukseli.

     

    Zobacz: 07.08.2023 Raport podsumowujący konferencję “Europe-Poland-Ukraine. Rebuild Together 2023”

    Dla członków ZPP

    Nasze strony

    Subskrybuj nasze newslettery